Choinka

44 10 20
                                    

  Choinka

Jak przystało na czas tuż przed Gwiazdką, supermarket ozdobiony był świątecznymi dekoracjami. Zielone wianki z ostrokrzewu z wplecionymi czerwonymi jagodami, wstążkami i gałązkami z gipiury wisiały na ścianach jedne przy drugich jak bożonarodzeniowe skarpety nad kominkiem. Z sufitu zwieszały się styropianowe płatki śniegu, lodowe sople i obsypane cekinami bombki. Poustawiane przed półkami choinki lśniły lampkami we wszystkich kolorach tęczy. A sprzedawane w cukierni piernikowe serca i korzenne gwiazdki błyszczały od lukru i posypki. I były bardzo smaczne.
John Winchester z rozbawieniem spojrzał na małego Deana, który właśnie zajadał się wielkim, słodkim serduszkiem z piernika. Na szalik spadło mu trochę kolorowego grysiku i okruszki ciastka. Nie powinien kupować synkowi słodyczy przed kolacją, ale uległ jego prośbom. Oj, Mary nie będzie zadowolona...
Wyszli ze sklepu, John w jednej ręce niósł torbę z zakupami, a w drugiej trzymał dłoń Deana. Przy wyjściu stały małe i duże, zielone i pachnące choinki na sprzedaż. Przejęty ich widokiem chłopiec przestał jeść ciastko i szeroko otwartymi, jasnozielonymi jak świerkowe igliwie oczami zapatrzył się na drzewka.
Podeszli bliżej.Opatulony we włóczkowe, niebieskie rękawiczki mały dotknął najbliższej gałęzi. Zbliżył do niej twarz i wciągnął, świeży zapach, aż igły ukłuły go w nos. Odskoczył ze śmiechem.
John postawił torbę na ziemi - trudno, będzie trochę mokra - i wziął synka na ręce. Pocałował krągły, piegowaty policzek. Dean pachniał świątecznym pierniczkiem i lukrem. Jego słodki, wesoły chłopiec...
- Która choinka ci się podoba, Dee? - zapytał. - Którą bierzemy do domu?
- Największą! Naj naj największą! - odpowiedział bez namysłu mały.
- Oczywiście, kolego, tak jest. Największą, najładniejszą, naj... - John roześmiał się głośno.
- Naj naj zieleńszą - podpowiedział synek.
Jak na trzylatka był bardzo rezolutny i wygadany. Miał jasne włosy odziedziczone po mamie i psotne dołeczki w policzkach. Mary często nazywała go swoim małym aniołkiem. Ciekawe, czy kolejne dziecko, którego spodziewali się na wiosnę przyszłego roku, będzie przypominało małego Dee... Czy będzie to chłopiec, czy dziewczynka? Mary była pewna, że będą mieli drugiego synka.
John uśmiechnął się do siebie. Dwóch chłopców - jego chłopców. Wspólne mecze, pikniki, wyprawy rowerowe, kupowanie gier, piłek i rękawic bejsbolowych. I oczywiście – choinek i prezentów na Boże Narodzenie, jak to, które właśnie nadchodziło. Po raz pierwszy zasiądą do świątecznego stołu już we czwórkę - John, Mary, Dean i maleństwo, które Mary nosi pod sercem...
Sam wychowywał się bez ojca, ale obiecał sobie, że on zawsze będzie przy swoich dzieciach. Nie tylko od święta.
Z nieba zaczął padać śnieg, bezszelestnie, wielkimi płatkami. Migoczącą bielą przesłonił Johna, małego Deana i zielone choinki przed sklepem, padając coraz mocniej i gęściej. Nim kupili bożonarodzeniowe drzewko (największe, najładniejsze i najzieleńsze), duma Johna - czarna, lśniąca Impala pokryła się puchową, skrzącą lodowymi iskierkami, powłoczką.
John pospiesznie otworzył drzwi samochodu i wpuścił synka do środka, nim ten upodobnił się do małego, obsypanego śniegiem bałwanka.
Zdążą dojechać do domu na kolację. Później położy Deana spać, a wieczorem, z wtuloną w niego Mary obejrzą jakiś świąteczny film, może „Świąteczną Gospodę", a może „Opowieść wigilijną". Nadchodziła Gwiazdka - jedna z wielu, które ich czekały.
Czas spakować prezenty.



Impala 1533- Maire  

CHOINKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz