- Justin, śpisz? - pyta niepewnie, podnosząc głowę z poduszki.
To był długi wieczór. Charls nie pamięta kiedy ostatnio tak dobrze się bawiła. Bieber wziął ją na zdecydowanie najlepszą randkę na jakiej kiedykolwiek była.
Jest trzecia nad ranem. Z imprezy wrócili jakąś godzinę temu. Lottie chciała iść do swojego pokoju, ale kiedy tylko otworzyła drzwi pokoju hotelowego, zauważyła półnagiego Ryana i Hope. Zdecydowała, że pobędzie jeszcze z Justinem.
- Podobało ci się? - pyta, po długiej chwili milczenia.
Patrzy pustym wzrokiem w sufit. Jeszcze nigdy nie przeżył tak niesamowitego wieczoru. Ta atmosfera, która tam panowała. Podpita Evans i jej urocze zaloty do innych facetów, by tylko wzbudzić zazdrość w Justinie, co zresztą doskonale jej wychodziło. Ten wieczór należał do jednego z najlepszych. Dla ich oboju.
- Na pewno było dużej ciekawiej niż gdybyśmy spędzili ten czas na jedzeniu pizzy i oglądaniu filmów - odpowiada mu.
Chłopak nie odpowiada, wspominając każdą minutę tego wieczoru.
Charls podnosi się do pozycji siedzącej i wbija wzrok w szafkę przed sobą. Ona także milczy. Nie rozumie tego co się z nią stało, dlatego ten chłopak tak jej namieszał w głowie. Zastanawia się co będzie gdy wrócą do domu, do rzeczywistości. Ich relacja dalej będzie taka jak teraz? Czy Bieber o niej zapomni, a wszystko co się dzieje teraz na wyspie pozostanie tylko wspomnieniem, wakacyjną love story.
- Byłaś kiedyś zakochana?
Dziewczyna delikatnie kiwa głową.
- Czy to quiz wieczorowy? - pyta rozbawiona.
- Kolacyjny, naucz się w końcu - parska śmiechem. - Co się stało, że już nie jesteś? - dopytuje po chwili.
- W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Tym razem to Saint zaczyna kiwać głową.
- Mądre słowa, Evans.
- Dzięki, ale nie są moje. Przeczytałam to ostatnio w jakiejś książce - tłumaczy, wzruszając ramionami.
Znowu cisza. Ale nie jest już niezręczna. Dla Charlotte zaczęła się robić przyjemna.
- A ty byłeś kiedyś zakochany?
- Jestem zakochany.
Dziewczyna w momencie sztywnieje.
Czuje motyle w brzuchu.
Motyle w brzuchu, metafora do dupy.
To prędzej stado rozwścieczonych pszczół, myśli Evans.
- Wiesz, miłość jest wtedy gdy lubimy kogoś.. za bardzo.. a ja.. - urywa. - Cholera, Evans. Ja przy tobie czuję się zupełnie innym człowiekiem, nie wiem jak to jest, ale czuję, że przy tobie mogę stać się lepszym.
Kompletnie nie wie, co ma mu odpowiedzieć. Ona czuje to samo. Czuje, że przy nim może wszystko. Czuje się pewniejsza siebie. Mimo wszystko czuje w nim wsparcie. Uwielbia jego pozytywną energię, chciałaby być taka jak on. Być tak bardzo pewna siebie jak on.
- Po śmierci matki tak bardzo bałem się, że znowu stracę kogoś kogo kocham, że aż przestałem chcieć kochać kogokolwiek, ale pojawiłaś się ty i.. i wszystko się zmieniło - kontynuuje.
Znowu brak odpowiedzi.
Chłopak także podnosi się do pozycji siedzącej i pewnie spogląda na ukochaną. Siedzi nieruchomo wpatrzona w niego. Usta ma lekko rozchylone, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła. Bo właściwie tak chyba jest. Chciała by tak dużo powiedzieć, ale nie może. Po prostu jest tym wszystkim zbyt bardzo zszokowana.
- Lottie, chcę być twoim przyjacielem, w którym się beznadziejnie zakochasz. Na którego widok zawsze będziesz się cieszyć, któremu rzucisz się w ramiona, wypłaczesz jeśli będziesz tego potrzebować. Przyjacielem, którego weźmiesz do swojego łóżka. Chcę znać każdy cal twojego ciała, czuć jego drgania, wiedzieć co zrobić byś była szczęśliwa, by twój uśmiech był skierowany tylko do mnie. Chcę być twoim najlepszym przyjacielem na całym bożym świecie - szepcze, łapiąc jej dłoń.
- Justin, ja.. ja nie wiem co mam powiedzieć. Nigdy nikt nie powiedział mi czegoś takiego.. - urywa na chwilę, spuszczając wzrok. - To wszystko jest takie piękne, ale.. bez przyszłości, zbyt trudne.. nasz związek nawet nie przetrwa, różnica char..
- Ja chcę być z tobą i nic mnie to nie obchodzi, że będzie trudno. Nie skreślaj nas od razu. Nie obchodzi mnie, czy to będzie wymagało wysiłku, czy też będzie trudne. Lottie, na tym poleca k-a-ż-d-y związek. Trzeba przez to przejść.
- Chciałabym, żeby to było takie proste.. Nawet nie wiesz co poczułam gdy cię pierwszy raz spotkałam..
- Ale skurwysynek, nawet mnie nie przeprosił - mówi rozbawiony, wracając pamięcią do tamtej chwili.
- Tak, to była pierwsza myśl, gdy cię zobaczyłam - szepcze, śmiejąc się przez łzy. - Ale gdy się tak w ciebie wpatrzyłam, poczułam coś dziwnego. Poczułam, jakbym cię znała całe życie. Nie wiem co się wtedy ze mną działo, ale tak.. poczułam, jakbyś był tym jedynym.
- Więc nie broń się przed tym. Może i będzie trudno, ale będziemy nad tym pracować każdego dnia. To wszystko jest tak cholernie do dupy, ale razem damy radę. Mam to gdzieś ile będziemy musieli poświęcić wysiłku, by móc być szczęśliwą parą. Chcę ciebie, Lottie.. Chcę cię uszczęśliwiać każdego dnia..
- Uwielbiam kiedy wymawiasz moje imię - mówi niepewnie.
- Lottie to nie twoje imię - zauważa rozbawiony. - Masz na imię Charlotte.
- Jezu Chryste, uwielbiam to.
- Swoje imię? - pyta zdezorientowany.
- Tylko wtedy, gdy ty je wymawiasz.
- Lottie czy Charlotte?
Dziewczyna nie odpowiada. Zamyka oczy i opiera głowę o ścianę.
Justin wtedy dostrzega na jej twarzy dołeczki. Sam uśmiecha się na ten widok.
Ta dziewczyna jest niemożliwa, myśli.
CZYTASZ
FAITHFUL // {JUSTIN BIEBER}
FanfictionPoznajemy ludzi nie bez powodu. Nie poznajemy ich, żeby później zapomnieć o ich istnieniu. Każda znajomość coś wnosi do naszego życia. A co wniesie do życia Charlotte znajomość z Saintem? Nieprzewidywalny typem, dla którego życie było okrutne? Pozw...