Rozdział 7

1.5K 140 12
                                    

Usłyszałam niepokojący mnie hałas na piętrze wyżej. Miałam ważenie, że były to strzały z broni palnej z tłumikiem. Postanowiłam to sprawdzić, bo zegar nad drzwiami wskazywał zaledwie parę minut po północy czyli na dobrą sprawę bal powinien jeszcze się odbywać. Nie wiele myśląc wstałam jak najciszej z łóżka i za drobną pomocą magii przebrałam się w swój ukochany strój do walki. Upewniłam się czy sztylety są na swoich miejscach, po czym cichym, ale i stanowczym krokiem wyszłam na korytarz. Widok był okropny. Leżało tu z dwudziestu martwych ciał mężczyzn w czarnych kombinezonach ze czerwonymi znakami na ramionach. Hydra. Nigdy nie miałam z nią do czynienia, ale czytałam co nieco o tej organizacji. Działała podczas drugiej wojny światowej, Kapitan Ameryka z nią walczył, największy wróg Tarczy.

Obawiając się o Lovi spróbowałam odnaleźć jej umysł, co niestety - nie udało się. Dowiedziałam się przynajmniej, iż Avengers są w salonie, więc ruszyłam właśnie w tamtym kierunku.

Kiedy drzwi windy się rozsunęły zobaczyłam podejrzany widok. Było tu czyściej niż piętro niżej i pusto, ale wiedziałam, że w salonie jest więcej żołnierzy, bo wyczuwałam ich umysły. Nie mając pewności co mnie tam czeka ruszyłam ostrożnym krokiem przylegając jednym ramieniem do ściany. Po ujściu parędziesięciu metrów przyległam do niej całymi plecami i szybkim ruchem wyciągnęłam z nogawek moje dwa sztylety. Obracając jednym z nich w ręku wychyliłam się i trafiłam jednego z żołnierzy bliżej - jak się okazało - związanych Mścicieli, którzy widać było że są pijani. No z wyjątkiem Steve'a dzięki serum super żołnierza i Tony'ego, który musiał się pilnować.

Właśnie dlatego nie piję.

W sumie i tak się nie upiję Midgardzkim alkoholem.

Jak zdążyłam dostrzec przez ten ułamek sekundy Loviatar leżała nieprzytomna, dlatego nie wyczułam obecności jej umysłu. Większość
była pod wpływem alkoholu, więc musiałam liczyć na siebie. Pewnym krokiem wyszłam zza ściany rzucając drugim sztyletem w pierwszego mężczyznę, który na mnie ruszył. Trafiłam prosto w serce. Dalej poszło już trudniej. Walczyłam przeciw jakimś dwudziestu czterem wrogom. Nie było łatwo, ale sobie radziłam. Po pozbyciu się połowy, miałam tylko jedną ranę ciętą na ręce. Nieźle jak na pierwszą walkę od lat. Później zabiłam kolejną piątkę, za pomocą mojego ostrza wytworzonego z materii w ułamku sekundy. Dalej sobie radziłam sztyletami i trochę walką wręcz, ale w końcu został mi ostatni przeciwnik. Miał on maskę zasłaniającą połowę twarzy i metalową rękę. To musiał być Zimowy Żołnierz. Zaatakowałam go od tyłu, kiedy on pochylał się nad Alexą. Nie powiem, był godnym przeciwnikiem. Walkę toczyłam z nim najdłużej. Cały czas wymienialiśmy się ciosami, które za każdym razem unikaliśmy bez problemu. W końcu zdołałam go przewrócić co niestety było moim błędem. Przez ten ruch dosięgnął pistoletu, którego kule po chwili tkwiły w moim brzuchu i nodze. Syknęłam z bólu zginając się w pół co wykorzystał i podciął mi nogi co jeszcze bardziej bolało przez ranę, po czym stanął nade mną z bronią w ręku mierząc mi prosto między oczy. Usłyszałam kolejny strzał.

Szybkim ruchem zdrowej ręki się przysłoniłam wytwarzając pole siłowe. Wykorzystując jego zaskoczenie również podcięłam mu nogi po czym chciałam mu wbić sztylet w serce - jak to miałam w zwyczaju - ale usłyszałam głos Steve'a.

- Nie rób tego.

Zatrzymałam rękę centralnie milimetry nad jego klatką piersiową i dzięki zaklęciu uśpiłam go, żeby nie sprawiał już problemów.

- Czemu? - spytałam zachrypniętym głosem.

- Jest moim przyjacielem - powiedział. - Kim ty jesteś?

- Może później wytłumaczę - podniosłam się powoli i zaczęłam kuśtykać, aby ich rozwiązać. 

Po uporaniu się z węzłem z użyciem magii oczywiście, zanim zaczął się wodospad pytań machnęłam ręką by doprowadzić salon do porządku. Kucnęłam przy Loviatar i za pomocą zaklęcia sprawiłam, żeby się ocknęła. Ta gdy mnie zobaczyła w prawdziwej postaci, zrozumiała co się stało i bez zadawania zbędnych pytań przytuliła mnie.

- Shar, jesteś ranna - stwierdziła odsuwając się ode mnie na długość ramion.

- Odkrycie - prychnęłam.

- Kim jest Shar? I skąd ją znasz, Alex? - usłyszałam za plecami szum pytań.

- Ja jestem Shar, ale wy mnie znacie pod innym imieniem - powiedziałam zakładając iluzję i odwracając się do nich przodem - Victoria. A to jest moja przyjaciółka, Loviatar. 

- Lewiatan? - zdziwił się filantrop.

- Loviatar, Stark - uśmiechnęłam się blado, czując nadal spływającą krew po nodze i brzuchu. Zdjęłam iluzję, aby zaoszczędzić trochę energii i zmieniłam swoją zbroję na jakieś ciuchy, by się nie obciążać. - To była moja zbroja. - wytłumaczyłam i zakręciło mi się w głowie. Poczułam jak mój oddech staję się płytki, a puls przyśpieszył. Bogini od razu mnie podtrzymała, ale po chwili obraz mi się zamazał. Czułam jak chwytają mnie silne ramiona mężczyzny i ostry ból w brzuchu. Usłyszałam ich stłumioną rozmowę.

- Straciła dużo krwi! Trzeba ją zanieść do części szpitalnej! - usłyszałam krzyk jakiejś kobiety. 

Położyli mnie na czymś miękkim. Nie byłam już w stanie stwierdzić co to. Nie wiedziałam gdzie jestem, ani co się dzieje wokół mnie, ale mimo to - leżałam przytomna. Po chwili zaczęli czyścić mi rany, mimo znieczulenia czułam wszystko. No tak, nie wiedzą, że jestem boginią i potrzebuję większej dawki. 

Nagle przed oczami pojawiła mi się scena. 

Mężczyzna o czarnych włosach do ramion, w złoto czarnej zbroi i zieloną peleryną kucał przy kobiecie o równie jasnej karnacji co on i także ciemnych włosach. Miała fioletowo czarną zbroję i purpurową pelerynę. To byłam ja. Również posiadałam liczne rany na ciele, ale było ich o wiele więcej niż mam teraz. Mogłam dostrzec jak stara się mnie uleczyć, widziałam w jego szmaragdowych oczach strach i nadzieję. Po pewnym czasie zaczęłam coś do niego szeptać. Głos był stłumiony, ale dało się zrozumieć słowa.

- Loki, to nic nie da.

- Nie pozwolę ci umrzeć. 

- Loki...

- Nie! - przerwał mi i użył większej ilości swojej mocy, przez co wykrzywiłam się z bólu. Moje rany nieoczekiwanie zaczęły znikać, a tamta ja zamknęła oczy.

Wizja się skończyła, a moje ciało przeszył znów ból. Nie wiem co się stało, ale odczułam jeszcze większą słabość niż dotychczas. W głowie odbijało mi się imię tego mężczyzny.

- Loki - szepnęłam cicho pod nosem. 

I wtem wszystko zrozumiałam.

To on bywał w moich koszmarach.

On jest bratem Thora.

A ja jestem dziewczyną, której tożsamość zna tylko ten nordycki Bóg. 

A raczej znał, bo dołączyli do tej grupki Avengers. 

Ten rozdział zdecydowanie mi najlepiej wyszedł xD Zostawcie jakiś znak po sobie to może ulituję się nad wami i dodam dzisiaj jeszcze jeden. 

Stracone Wspomnienia |Loki|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz