Rozdział 4

37 11 3
                                    

Obudziłam się rano i zdezorientowana zobaczyłam, że za oknem jest już całkiem jasno. Przez chwilę leżałam jeszcze w łóżku, zastanawiając się, co się stało, aż nagle uprzytomniłam sobie jedną ważną rzecz. Skoro nie mam telefonu, nie mam również budzika. Zerwałam się i chciałam pobiec na dół, żeby obudzić Kerry, ale zatrzymałam się w połowie drogi, znajdując ją śpiącą razem z Oliverem na mojej kanapie w dużym pokoju. Potrząsnęłam przyjaciółką i szybko wyjaśniłam sytuację, po czym obie szybko poszłyśmy się ubierać. Prąd już był, ale miałam tak mało czasu, że nawet nie pomyślałam o tym, aby naładować telefon.
W ciągu piętnastu minut byłyśmy z Kerry gotowe i szybko szłyśmy na przystanek, wyrabiając się akurat na nasz autobus. Ledwo co.

Wchodząc na salę kilka minut przed rozpoczęciem zajęć, natychmiast odszukałam wzrokiem Cole'a. Rano, nawet o nim nie pomyślałam. Teraz odnalazłam go śmiejącego się obok Rosie - dziewczyny, którą oboje zawsze nieco obgadywaliśmy. Ścisnęłam pasek torby, zaskoczona tym widokiem i podeszłam do nich.
- Możemy porozmawiać? - zapytałam cicho chłopaka, ale w odpowiedzi dostałam jedynie pełne obojętności spojrzenie.
- Jestem teraz zajęty? Może kiedy indziej - po tych słowach odwrócił się. Po prostu zignorował mnie i odwrócił. Od Rosie dostałam drobny uśmiech, ale nawet nie zastanawiałam się czy był złośliwy, czy nie. Po prostu szybko uciekłam na drugi koniec sali. Usiadłam i skuliłam się, czując poczucie winy, chociaż przecież nie miałam wpływu na wszystko. W bezruchu czekałam na wykładowcę. Jednak gdy już się pojawił, nie byłam w stanie skupić się na tym co mówi. Mój wzrok mimowolnie co chwila lądował na sylwetce Cole'a, przez co nie mogłam powstrzymać się od pełnych wyrzutu myśli. Przecież chłopak mógłby chociaż posłuchać, co mam do powiedzenia.

Opatulona szalikiem wyszłam z uczelni. Miałam teraz trochę wolnego czasu i mogłam wrócić do domu, ale nie miałam na to ochoty. W chwili gdy minęli mnie roześmiani Cole i Rosie, zyskałam pewność, że uśmiech dziewczyny skierowany w moją stronę był złośliwy. Zdecydowałam, że muszę poprawić sobie humor świąteczną kawą.

Gdy byłam już w kawiarni, zamówiłam jak zawsze piernikowe latte, do którego dosypałam jeszcze więcej cynamonu i czekolady niż zawierało samo w sobie. Tekturowa nakładka chroniła moje palce przed poparzeniem, więc spokojnie rozejrzałam się za miejscem do siedzenia. W rogu kafejki zobaczyłam samotnie siedzącego bruneta, który dosiadł się do mnie kilka dni temu.
- Można? - Chłopak uniósł głowę i uśmiechając się, wskazał wolne miejsce.

Zdjęłam kurtkę i usiadłam, wzdychając w duchu. Stwierdziłam, że mogłabym coś napisać. Wyjęłam laptopa i otworzyłam plik z moim ostatnim opowiadaniem. Gdy zaczynałam je pisać, byłam nastawiona bardzo optymistycznie... Teraz już nie patrzyłam na nie tak optymistycznie. Mimo wszystko zabrałam się za pisanie. I była to bardzo zła decyzja. Po kilku, może kilkunastu minutach, byłam tak niezadowolona z kontynuacji tekstu, że zatrzasnęłam laptopa. Spojrzałam na kubek kawy, po czym sfrustrowana wstałam i poszłam po słomkę, żeby chociaż z napoju wyciągnąć jak najwięcej przyjemności. Gdy ponownie usiadłam przy stole, napotkałam wzrok chłopaka.
- Cześć
Powiedział to jedno słowo, a ja zaczęłam się w niego wpatrywać, jakbym była zaskoczona, że obca osoba potrafi mówić. Osoba, która zaczęła się lekko śmiać, gdy zobaczyła moją zszokowaną minę. Zamrugałam i otrząsnęłam się z tego dziwnego stanu, splotłam pod stołem palce i słabo odwzajemniłam otrzymany uśmiech.
- Cześć - Mogłam usiąść gdzie indziej.
- Jestem Will. Spotykamy się już drugi raz. Mogę poznać twoje imię? - powiedział to przerysowanym, szarmanckim tonem, jakby chcąc mnie rozbawić. Trzeba przyznać, że trochę zadziałało. Gdy obcy, ładny chłopak zwraca się do ciebie jak rycerz do damy, zawsze twój humor nieco się poprawi.
- Ariel
- Ariel?
- Tak, dobrze słyszysz, Ariel. Jak ta syrenka - przewróciłam oczami, ale zrobiłam to tylko dla zasady. Słysząc takie pytania od zawsze, uważam je za coś normalnego. Poza tym, naprawdę lubię swoje imię. Will uniósł nieco brwi i upił trochę swojej kawy. Przynajmniej zakładałam, że to kawa. Zrobiłam to samo co on, a potem zaczęłam gryźć końcówkę słomki, która wyglądała jak cukrowa laseczka.
- Chyba nie masz najlepszego humoru, prawda? Ja też zazwyczaj w takich chwilach przychodzę tutaj. W tej kawiarni jest najlepsza kawa jaką piłem. No i pozwala nieco się ocieplić przy takiej pogodzie - dłonią wskazał widok za oknem, na co tym razem ja uniosłam lekko brwi.
- Nie lubisz zimy? - Brunet potrząsnął głową. Ja zrobiłam to samo, tylko że z dezaprobatą.
- A ty ją lubisz?
- Oczywiście, że tak. Śnieg, święta... - w ciągu kilku chwil zaangażowałam się w rozmowę. Ten chłopak musi się dowiedzieć, że zima to najlepsza pora i powinniśmy czuć wdzięczność, że istnieje.
- Święta lubię, jasne, każdy je lubi. Ale śnieg i mróz...? Odpuszczę - Nie odpowiadając napiłam się kawy, a potem schowałam laptop do torby. Może jednak dobrze zrobiłam, siadając tu. Gdybym nie rozmawiała teraz z Willem, siedziałabym sama i układała w głowie tysiące różnych scenariuszy, które mogły zapobiec mojej kłótni z Colem. Chociaż nawet nie byłam pewna, czy to jest kłótnia. Chłopak się po prostu na mnie obraził. Ze wzrokiem wbitym w stół, odpłynęłam we własne rozmyślenia, zapominając, że Will czeka na moją odpowiedź. Usłyszałam chrząknięcie i gdy poderwałam głowę, zobaczyłam go wpatrującego się we mnie, rozpartego na kanapie. Widziałam, że stara się powstrzymać uśmiech, ale zdecydowanie zdradzały go oczy, błyszczące i zmrużone. Odniosłam wrażenie, że ten chłopak nie potrafi kłamać.
- Czyżbym był aż tak nudnym rozmówcą? - usłyszałam, na co natychmiast potrząsnęłam głową i zaczęłam gorąco zaprzeczać, dopiero po chwili orientując się, że chłopak przecież żartował. Westchnęłam i potarłam dłonią czoło. Will spojrzał na mnie z zatroskaniem, na tyle dużym, na ile można spojrzeć w ten sposób na obcą osobę. Znowu potrząsnęłam głową. Chyba trzydziesty raz dzisiaj.
- Przepraszam. Będę się już zbierać - z tymi słowami wstałam i sięgnęłam po kurtkę oraz czapkę. Chłopak, wciąż siedział wygodnie rozparty i mnie obserwował, pijąc kawę. Gdy stanęłam już gotowa koło stolika, nie do końca wiedząc, co teraz powiedzieć, ten posłał mi uśmiech.
- Mogę dostać twój numer?
Zaśmiałam się lekko i pokiwałam przecząco głową, odpowiadając uśmiechem.
- Nie, ale dziękuję za miłe towarzystwo - odpowiedziałam po czym wyszłam z lokalu.

Kawa o smaku piernika [nieskonczone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz