5. Jestem gdzieś potrzebny?

3K 395 518
                                    


><><Louis><><


Do końca dnia pomagałem przy bydle. Ręka już tak nie bolała. W wirze pracy zupełnie o niej zapomniałem. Nie poszedłem nawet na obiad, ponieważ popołudniu wybrałem się z Zaynem by sprawdzić bardziej oddalone pastwiska. Jechaliśmy konno i rozmawialiśmy na różne tematy. Podróż minęła nam bardzo szybko. Na miejscu zsiedliśmy i przywiązaliśmy konie od specjalnego słupka. Teraz na piechotę przechadzaliśmy się wzdłuż płotu. Moglibyśmy zrobić to na koniach, ale nigdzie się nie spieszyliśmy. Tu panował spokój i cisza. Tylko od czasu do czasu tę ciszę mąciło ryczenie krów.

- Nie jesteś głodny? - zapytał Zayn.

- Nie. - pokręciłem głową. - A ty nie chciałeś zostać na obiedzie?

- Zjemy później. - stwierdził. - Jak z twoją ręką?

- W porządku. Schłodziłem  ją wodą, a Anne posmarowała ją jakąś cuchnącą maścią i zabandażowała. - wzruszyłem ramionami.

- Miła z niej kobieta. - stwierdził. - Des też jest w porządku.

- Ale ich syn już nie. - zaśmiałem się. - On mnie nienawidzi... Czy naprawdę jest coś ze mną nie tak?

- O czym ty gadasz, Lou? - zapytał. - To prędzej z nim jest coś nie tak. Ty jesteś miły i zabawny. Bardzo cię lubię, a to rzadkość. - powiedział cicho, jakby to była jakaś tajemnica.

- Myślałem, że ty lubisz każdego.

- Tylko nielicznych. - zastrzegł.

Zatrzymał się przy ogrodzeniu. Spojrzał na dziurę i przysiadł na piętach, aby dokładnie ją obejrzeć. Trzeba było koniecznie ją naprawić.

- Powiem Desowi, aby kupił więcej drutu kolczastego. Znów coś uszkodziło płot. - westchnął.

- Wilki? - zapytałem.

- Czy ja wiem... - zastanowił się przez chwilę. - Na pewno coś, co chciało dostać się do hamburgerów. - zaśmiał się na określenie krów.

- To na pewno Niall. - parsknąłem śmiechem.

- Możliwe, na śniadanie pochłonął sporo jedzenia. - przyznał. - Lubisz go, co?

- Jest fajny. - uśmiechnąłem się lekko. - Zawsze mogę z nim pogadać...

- A ze mną to nie? - udał oburzenie i zmarszczył brwi.

- Gdy ciebie nie ma. - dodałem. - Całkiem dobrze nam się rozmawia. Ale gdy przychodzi Styles, zawsze go ode mnie próbuje zabrać. Harry nigdy nie mówi do mnie po imieniu, jestem tylko pracownikiem, przybłędą i niechcianym intruzem. Słyszałem kiedyś jak tak o mnie mówi przy Danie.

- Nie przejmuj się. - próbował mnie pocieszyć. - On tak mówi do wszystkich. Po co zawracać sobie nim głowę?

- Masz rację, ale to i tak b... Nieważne. - potrząsnąłem głową. - Sprawdzamy ogrodzenie i wracamy, tak?

- Tak jest, młodszy bracie. - zaśmiał się.

- Czemu tak do mnie mówisz?

- Bo przypominasz mi małego braciszka, którego nigdy nie miałem. - odparł. - Jesteś też malutki jak krasnal.

- A ty to Wielka Stopa. - mruknąłem. - To, że jesteś ode mnie starszy i wyższy nie upoważnia cię, abyś śmiał się z mojego wzrostu.

- No dobrze już, dobrze. - zmierzwił mi włosy i skierowaliśmy się w stronę koni.

Lonely Cowboy ~Larry ❌Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz