><><Louis><><
Do końca dnia pomagałem przy bydle. Ręka już tak nie bolała. W wirze pracy zupełnie o niej zapomniałem. Nie poszedłem nawet na obiad, ponieważ popołudniu wybrałem się z Zaynem by sprawdzić bardziej oddalone pastwiska. Jechaliśmy konno i rozmawialiśmy na różne tematy. Podróż minęła nam bardzo szybko. Na miejscu zsiedliśmy i przywiązaliśmy konie od specjalnego słupka. Teraz na piechotę przechadzaliśmy się wzdłuż płotu. Moglibyśmy zrobić to na koniach, ale nigdzie się nie spieszyliśmy. Tu panował spokój i cisza. Tylko od czasu do czasu tę ciszę mąciło ryczenie krów.
- Nie jesteś głodny? - zapytał Zayn.
- Nie. - pokręciłem głową. - A ty nie chciałeś zostać na obiedzie?
- Zjemy później. - stwierdził. - Jak z twoją ręką?
- W porządku. Schłodziłem ją wodą, a Anne posmarowała ją jakąś cuchnącą maścią i zabandażowała. - wzruszyłem ramionami.
- Miła z niej kobieta. - stwierdził. - Des też jest w porządku.
- Ale ich syn już nie. - zaśmiałem się. - On mnie nienawidzi... Czy naprawdę jest coś ze mną nie tak?
- O czym ty gadasz, Lou? - zapytał. - To prędzej z nim jest coś nie tak. Ty jesteś miły i zabawny. Bardzo cię lubię, a to rzadkość. - powiedział cicho, jakby to była jakaś tajemnica.
- Myślałem, że ty lubisz każdego.
- Tylko nielicznych. - zastrzegł.
Zatrzymał się przy ogrodzeniu. Spojrzał na dziurę i przysiadł na piętach, aby dokładnie ją obejrzeć. Trzeba było koniecznie ją naprawić.
- Powiem Desowi, aby kupił więcej drutu kolczastego. Znów coś uszkodziło płot. - westchnął.
- Wilki? - zapytałem.
- Czy ja wiem... - zastanowił się przez chwilę. - Na pewno coś, co chciało dostać się do hamburgerów. - zaśmiał się na określenie krów.
- To na pewno Niall. - parsknąłem śmiechem.
- Możliwe, na śniadanie pochłonął sporo jedzenia. - przyznał. - Lubisz go, co?
- Jest fajny. - uśmiechnąłem się lekko. - Zawsze mogę z nim pogadać...
- A ze mną to nie? - udał oburzenie i zmarszczył brwi.
- Gdy ciebie nie ma. - dodałem. - Całkiem dobrze nam się rozmawia. Ale gdy przychodzi Styles, zawsze go ode mnie próbuje zabrać. Harry nigdy nie mówi do mnie po imieniu, jestem tylko pracownikiem, przybłędą i niechcianym intruzem. Słyszałem kiedyś jak tak o mnie mówi przy Danie.
- Nie przejmuj się. - próbował mnie pocieszyć. - On tak mówi do wszystkich. Po co zawracać sobie nim głowę?
- Masz rację, ale to i tak b... Nieważne. - potrząsnąłem głową. - Sprawdzamy ogrodzenie i wracamy, tak?
- Tak jest, młodszy bracie. - zaśmiał się.
- Czemu tak do mnie mówisz?
- Bo przypominasz mi małego braciszka, którego nigdy nie miałem. - odparł. - Jesteś też malutki jak krasnal.
- A ty to Wielka Stopa. - mruknąłem. - To, że jesteś ode mnie starszy i wyższy nie upoważnia cię, abyś śmiał się z mojego wzrostu.
- No dobrze już, dobrze. - zmierzwił mi włosy i skierowaliśmy się w stronę koni.
CZYTASZ
Lonely Cowboy ~Larry ❌
Fanfiction#7|| Tego dnia padało. Krople spływały po kapeluszach, kiedy szliśmy go pożegnać. Był dobrym człowiekiem. Jego śmierć była dla nas ogromnym zaskoczeniem. Gdy żegnaliśmy się z nim po raz ostatni, zobaczyłem go. Stał z dala od nas i wpatrywał się w t...