4 | Zobacz, śnieg!

264 17 4
                                    

Te kilka dni, które Stella spędziła w szpitalu nie wymęczyły tylko jej. Ja też spałam po dwie godziny max dziennie a o konkretnym jedzeniu mogłam aby pomarzyć.

Dlatego dziś we dwie byłyśmy zaproszone do moich teściów na obiad, ktorzy jednocześnie uparli się by zrobić Stelli przyjęcie urodzinowe.

Ja byłam zbyt zmęczona by protestować a oni zbyt przekonywujący.

Tak, więc w tym momencie mała biegała po ich podwórku, ja próbowałam zabrać jej prezent, jednocześnie próbując zamknąć bagażnik.

W końcu udało mi się jakoś dostać do wejścia i już nie pukając weszłam do środka, wraz z roześmianą Stellą, którą wpadła wprost w ramiona dziadka.

- Wybaczcie ten mały poślizg. Korki- wyjaśniłam, odstawiając karton na podłogę.

- Bez obaw. Martijna też jeszcze nie ma- odparł, przytulając mocno wnuczkę. Zdjęłam kurtkę i buty i wsunęłam na stopy kapcie, które zazwyczaj zakładałam, gdy przyjeżdżałyśmy w odwiedziny. Tata pomógł rozebrać się Stelli i już oboje bawili się w salonie.

Przesunęłam prezent bardziej pod ścianę i poszłam za nimi, wygładzając włosy.

- No w końcu! Nie mogłam się już doczekać- powitała mnie Laura.

Przywitałam się z nią a potem jeszcze przytuliłam na przywitanie Karin i usiadłam na kanapie, czując jeszcze nie odespane zmęczenie.

- Dziecko wyglądasz strasznie blado- kobieta dotknęła mojego czoła- Dobrze się czujesz?

- To tylko zmęczenie- machnęłam dłonią- Potrzebuje jeszcze kilku godzin snu i wszystko będzie okey- posłałam jej lekki uśmiech.

- Ale ten sweter jest boski- stwierdziła Laura, łapiąc za kant wełnianego kardigana.

- Pożyczę Ci go. Dobrze wiem, że o to Ci chodzi- zaśmiałam się. Blondynka puściła mi oko i z powrotem wlepiła wzrok w telewizor. Wtedy drzwi wejściowe znowu trzasnęły a w salonie pojawił się Martijn z Charelle. Swoją drogą, czy ona nie ma własnego życia?

Podczas tych trzech dni w szpitalu można powiedzieć, że trzymaliśmy pakt. Nie wywoływaliśmy żadnych kłótni, Charelle się więcej nie pojawiła i oboje staraliśmy się być non stop przy małej.

Mała zerwała się z dywanu i z radosnym okrzykiem, rzuciła się na chłopaka.

- Cześć, skarbie!- zaśmiał się, łapiąc ją w swoje objęcia- Jak ty pięknie wyglądasz. Skąd masz taką sukienkę?

- To sukienka, którą ostatnio jej przysłałeś- oznajmiłam, wpatrując się w telewizor.

- Oh. Cześć Silvia.

- Cóż za rodzinne spotkanie- zironizowałam.

- Byłoby rodzinne, gdyby nie jedna osoba- dorzuciła Laura, uśmiechając się w moją stronę porozumiewawczo. Jak widać, nie zamierzała akceptować modelki w tej rodzinie ani teraz ani nigdy. I to w pewien sposób dodawało mi otuchy.

》《》《》《

- Silvia, dobrze się czujesz? Wyglądasz okropnie- stwierdziła Charelle, patrząc na mnie z rogu stoła.

- Gdy będziesz miała dzieci, to zrozumiesz, że nie każdego dnia ma się czas na zabiegi spa i sesję- odparłam chłodno, jedząc szparagi. Przy stole nastała cisza, którą niespecjalnie się przejęłam. W końcu to nie ja byłam tu gospodarzem i to nie moim zadaniem było zabawianie gości.

- Mój pokój jest w trakcie remontu ale zawsze możesz się zdrzemnąć w dawnym pokoju Martijna- poinformowała Laura.

Spojrzałam na chłopaka, który siedział ze Stellą na kolanach.

- Mogę ci tym razem zaufać?- zapytałam, podnosząc się z miejsca. Martijn uniósł wzrok z córki i spojrzał na mnie kiwając głową- W takim wybaczcie mi na chwilę.

Zdjęłam sweter z siebie i położyłam go na kanapie, po czym schodami skierowałam się do pokoju, w którym spędziłam większość czasu jako nastolatka.

Zabrałam koc z krzesła i położyłam się na łóżku Martijna, przykrywając się nim. Wciąż czułam jego perfumy, których nie zmieniał od kilku lat i to sprawiło, że podniosłam się do pozycji siedzącej, przecierając twarz.

Wtedy do środka wszedł Martijn.

- Możemy pogadać? Tak na spokojnie- poprosił, siadając obok mnie. Westchnęłam ciężko ale kiwnęłam głową.

- Zastanawiałem się dziś, czy przyprowadzać tu Charelle...- zaczął lecz mu przerwałam.

- Nie jestem pewna, czy jestem odpowiednią osobą by to oceniać.

- Właśnie o to chodzi. Kiedy byliśmy razem, nasz związek opierał się na tym kim jesteśmy osobiście a nie przy innych. Przy niej czuje się, tak jak przy innych obcych ludziach. Tak jakbym nigdy jej nie znał.

- Więc dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego ją przyprowadziłeś?

- Bo wiem, że jej obie z Laurą nie lubicie. Byłem ciekawy waszej reakcji.

Pokręciłam głową, nie wierząc w to co słyszę.

- Kochasz ją?

Martijn spuścił wzrok, bawiąc się obrączką. Milczał.

- Nie wiem.

Westchnęłam.

- Pogubiłeś się kochany. Odpowiedź sobie na trzy pytania. Czy ona sprawia że sie śmiejesz? Czy tęsknisz za nią gdy jesteś daleko? Czy to ona sprawia, że dzień jest lepszy?

- Nie- wyznał- Tak. Nie wiem.

- Więc ja ci nie pomogę, Martijn.

Chłopak sięgnął do kieszeni i wyjął coś.

- Czy chociaż możesz z powrotem zacząć je nosić?

Otworzył pięść i moim oczom ukazał się mój pierścionek zaręczynowy i obrączka.

- Sądzę, że to nie jest dobry pomysł- zaczęłam, jednak tym razem on mi przerwał.

- Jeżeli chodź trochę Ci jeszcze na mnie zależy i zależy Ci na tym co było dawniej, proszę. Załóż je.

Popatrzyłam na pierścionki. Pamiętam jak znalazły się na moim palcach. Jaka byłam wtedy szczęśliwa. Teraz sama nie byłam pewna czy to był dobry pomysł.

- Jeżeli chcesz bym była ze sobą szczera to Ty rownież bądź. Na dole masz piękną dziewczynę, z którą być może czeka Cię świetlana przyszłość. Tu nie możesz byc pewny, czy my znowu wypalimy- wzięłam pierścionki w dłoń- Na razie je zatrzymam. A Ty zastanów się, czego naprawdę chcesz.

Niepewnie skinął głową, podnosząc się.

- Dziękuję- powiedział, cicho. Pokiwałam głową i przyłożyłam głowę do poduszki. Miałam serdecznie dosyć tego dnia. Tego tygodnia. Cholera, tego wszystkiego.

Martijn był tak pochrzaniony, że nie miałam pojęcia co zrobić. Zachowywał się jak nastolatek a nie jak dwudziestoczteroletni facet z bagażem życiowym.

Przyjrzałam się cyrkoni na pierścionku i przypomniałam sobie sytuację, gdy zapytał czy za niego wyjdę.

To nie był ten pierścionek. Tamten był bardziej ozdobny, z brylantem. Jednak ja nie chciałam go. Kazałam go zwrócić a pieniądze, które na niego wydał miał przeznaczyć na szpital dziecięcy. Jednak on uparł się, że muszę mieć pierścionek i tym razem kupił skromniejszy. Srebrny, z granatową cyrkonią. A mimo to, nadal wywoływał problemy w moim życiu.

_____________________

WYBACZCIE!

Naprawdę chciałam dodać tu rozdział ale po prostu nie miałam czasu by go napisać. Tak więc rozdziały będą pojawiały się rzadziej, nawet bardziej niż rzadziej ponieważ muszę się skupić na nauce. Mam nadzieję, że zrozumiecie i dziękuję za wszystko.

Daria xx

Lonely together ~ Garrix [ WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz