><><Louis><><
Przychodził co dwa, trzy dni. Nie wszystkie spotkania kończyły się gwałtem, lecz zawsze mnie dotykał. A ja nie mogłem nikomu nic powiedzieć. Musiałem to trzymać w sobie, powoli mnie to zabijało. Czasami wydawało mi się, że Zayn coś podejrzewa, ale zawsze go okłamywałem i zwalałem mój stan na zmęczenie. W nocy gdy Dan wracał do siebie, ubierałem się i wychodziłem na zewnątrz pomyśleć. Siadałem na schodach i patrzyłem w gwiazdy. Zastanawiałem się czy zrobiłem coś złego, skoro los mnie tak ukarał.
Ale dni mijały i tak o to nastał piątek. Dziś było jakieś ważne wydarzenie w mieście, ponieważ każdy o tym mówił. Ja nie chciałem iść, ale Zayn zawlókł mnie tam prawie na siłę. Od rana Harry znajdował się w domu razem z Niallem. Podobno tez szykowali się na tę imprezę czy co to tam było w barze u Mike'a. Założyłem czystą koszulę, spodnie i wyczyściłem swoje buty. Nie miałem za dużo ubrań, wszystko co miałem, dostawałem od Dana. Przyjechałem tu w kapeluszu ojca, nie posiadałem nic poza tym.
*****
- Gotowy, przystojniaku? - zapytał Zayn, popychając mnie na przód.
- Mówiłem, że nie chcę tu przyjeżdżać. - mruknąłem i spojrzałem sceptycznie na budynek.
Był już późny wieczór i tłumy ludzi przychodziły do baru z której słychać było muzykę country. Przyjechaliśmy tu samochodem Zayna. Myślałem, że nie dojedziemy, ponieważ auto było nie pierwszej młodości. Spojrzałem teraz na chłopaka. Miał szeroki uśmiech na twarzy i spoglądał na mijane osoby.
- Mam nadzieję, że trochę się rozerwiesz. - powiedział, gdy weszliśmy do środka.
- To niemożliwe. - odparłem, gdy mój wzrok padł na znajome kręcone włosy.
Harry stał oparty o ścianę i przyglądał się tańczącej parze. Od razu zauważyłem Nialla z jakąś dziewczyną. Blondyn wyglądał na szczęśliwego. Dobrze się bawił, czego nie można było powiedzieć o jego przyjacielu.
- Jest Emily. - czarnowłosy szturchnął mnie w żebra, na co się skrzywiłem.
- Więc do dzieła, kowboju. - zaśmiałem się, gdy nagle się zawstydził.
Podrapał się w kark i wyglądał na niezdecydowanego. Naprawdę zachowywał się gorzej niż dziecko. Skoro ona mu się podobała, to powinien to jej jakoś pokazać. Chociaż po tamtym zajściu w kuchni to sama zauważyła.
- Dalej, Zee. - uśmiechnąłem się i zacząłem pchać go w stronę blondynki.
- Uspokój się, Lou. - mruknął i zaparł się nogami.
Nie było siły by go przepchać. Uparty jak osioł. - westchnąłem. Skoro on nie chciał podejść, to może ona to zrobi. Sprawnie wyminąłem mulata i podszedłem do blondynki. Gdy mnie zauważyła, uśmiechnęła się i spojrzeniem próbowała odszukać zapewne Malika.
- Cześć, Louis. - przywitała się. - Jak się bawisz?
- Cześć. - odwzajemniłem jej uśmiech. - Całkiem dobrze, Zayn cię wszędzie szukał, bał się, że nie przyjdziesz. Chciał cię nawet zaprosić, ale ostatecznie stchórzył.
- Nie jest tchórzem... - przyznała. - Pewnie tylko troszeczkę nieśmiały...
- Dokładnie! - zawołałem. - Stoi blisko wyjścia, pójdziemy do niego?
- Czemu nie. - poprawiła swoją fryzurę i ruszyła za mną.
Przepchaliśmy się przez tłum tańczących ludzi. Zayn stał w tym samym miejscu, gdzie go zostawiłem. Wyglądał na zagubionego. Gdy w końcu spojrzał na nas, jego policzki przybrały różowej barwy.
- Niepotrzebnie się martwiłeś, Zee. Znalazłem twoją koleżankę. - powiedziałem. - Bawcie się dobrze!
- Nawzajem! - zawołała blondynka.
Szybko zniknąłem w tłumie, aby Zayn za mną nie pobiegł. Zapewne będzie mi jeszcze dziękować. Przez pierwsze minuty stałem pod ścianą i przyglądałem się rozbawionym ludziom. Zaczęło mi się nudzić, więc wyszedłem na zewnątrz. Stanąłem z boku, aby nikomu nie przeszkadzać. Oparłem się o ścianę i westchnąłem cicho.
- Nie powinieneś być na ranczu? - drgnąłem, gdy usłyszałem znany mi głos.
- Skończyłem na dziś swoją pracę. - odparłem cicho. - W zasadzie nie chciałem tu przyjeżdżać...
- Było zostać. - mruknął.
Odwróciłem się do niego przodem. Zielonooki opierał się o ścianę niecały metr ode mnie. Dziwiłem się, że go od razu nie rozpoznałem. Miał na sobie czarną koszulę, tak samo jak spodnie czy kapelusz. Wyglądał nienagannie. Kciuki miał wetknięte w pasek spodni i patrzył przed siebie. Przyglądałem mu się przez dłuższą chwilę do czasu, aż nie zwrócił na mnie swojej uwagi.
- Czemu ciągle się na mnie gapisz? - zmarszczył brwi i starał się teraz wyglądać groźnie.
- Nie gapię się. - odparłem, odwracając głowę.
- Akurat. - prychnął.
- Nie powinieneś teraz dobrze się bawić? - wtrąciłem.
- Ty tak samo. - zauważył. - Po co stoisz na dworze?
- Wyszedłem się przewietrzyć, w środku jest gorąco, gdy się tańczy.
- Jakbyś w ogóle to robił. - zaśmiał się. - Jak dotąd to dobrze ci szło podpieranie ściany. Boisz się, że budynek nie wytrzyma? - parsknął śmiechem.
- Nie jesteś w cale śmieszny. - mruknąłem, odwracając się i idąc przed siebie.
- Nie obrażaj się księżniczko. - westchnął i podążył za mną.
Słyszałem jego szybkie kroki za sobą. Przyspieszyłem, lecz mnie dogonił. Poczułem jego palce zaciskające się na materiale mojej koszuli. Próbowałem się wyrwać, ale drugą dłonią złapał mnie w pasie, przez co się wzdrygnąłem. Odwróciłem się w jego stronę i przyłożyłem mu w twarz.
- Cholera! Co z tobą nie tak?! - mruknął.
- Nigdy mnie nie dotykaj, Styles! - warknąłem. - Nigdy!
><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><
Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje!
U kogo dziś pada śnieg? :D
H w końcu dostał w swoją piękną twarzyczkę :c
Myślicie, że odpuści Lou to uderzenie?
Dziękuję za gwiazdki i komentarze!
Do następnego XxX
><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><
CZYTASZ
Lonely Cowboy ~Larry ❌
Fanfiction#7|| Tego dnia padało. Krople spływały po kapeluszach, kiedy szliśmy go pożegnać. Był dobrym człowiekiem. Jego śmierć była dla nas ogromnym zaskoczeniem. Gdy żegnaliśmy się z nim po raz ostatni, zobaczyłem go. Stał z dala od nas i wpatrywał się w t...