11. Nigdy mnie nie dotykaj

2.6K 399 303
                                    


><><Louis><><


Przychodził co dwa, trzy dni. Nie wszystkie spotkania kończyły się gwałtem, lecz zawsze mnie dotykał. A ja nie mogłem nikomu nic powiedzieć. Musiałem to trzymać w sobie,  powoli mnie to zabijało.  Czasami wydawało mi się, że Zayn coś podejrzewa, ale zawsze go okłamywałem i zwalałem mój stan na zmęczenie. W nocy gdy Dan wracał do siebie, ubierałem się i wychodziłem na zewnątrz pomyśleć. Siadałem na schodach i patrzyłem w gwiazdy. Zastanawiałem się czy zrobiłem coś złego, skoro los mnie tak ukarał.

Ale dni mijały i tak o to nastał piątek. Dziś było jakieś ważne wydarzenie w mieście, ponieważ każdy o tym mówił. Ja nie chciałem iść, ale Zayn zawlókł mnie tam prawie na siłę. Od rana Harry znajdował się w domu razem z Niallem. Podobno tez szykowali się na tę imprezę czy co to tam było w barze u Mike'a. Założyłem czystą koszulę, spodnie i wyczyściłem swoje buty. Nie miałem za dużo ubrań, wszystko co miałem, dostawałem od Dana. Przyjechałem tu w kapeluszu ojca, nie posiadałem nic poza tym.

*****

- Gotowy, przystojniaku? - zapytał Zayn, popychając mnie na przód.

- Mówiłem, że nie chcę tu przyjeżdżać. - mruknąłem i spojrzałem sceptycznie na budynek.

Był już późny wieczór i tłumy ludzi przychodziły do baru z której słychać było muzykę country. Przyjechaliśmy tu samochodem Zayna. Myślałem, że nie dojedziemy, ponieważ auto było nie pierwszej młodości. Spojrzałem teraz na chłopaka. Miał szeroki uśmiech na twarzy i spoglądał na mijane osoby.

- Mam nadzieję, że trochę się rozerwiesz. - powiedział, gdy weszliśmy do środka.

- To niemożliwe. - odparłem, gdy mój wzrok padł na znajome kręcone włosy.

Harry stał oparty o ścianę i przyglądał się tańczącej parze. Od razu zauważyłem Nialla z jakąś dziewczyną.  Blondyn wyglądał na szczęśliwego. Dobrze się bawił, czego nie można było powiedzieć o jego przyjacielu.

- Jest Emily. - czarnowłosy szturchnął mnie w żebra, na co się skrzywiłem.

- Więc do dzieła, kowboju. - zaśmiałem się, gdy nagle się zawstydził.

Podrapał się w kark i wyglądał na niezdecydowanego. Naprawdę zachowywał się gorzej niż dziecko. Skoro ona mu się podobała, to powinien to jej jakoś pokazać. Chociaż po tamtym zajściu w kuchni to sama zauważyła.

- Dalej, Zee. - uśmiechnąłem się i zacząłem pchać go w stronę blondynki.

- Uspokój się, Lou. - mruknął i zaparł się nogami.

Nie było siły by go przepchać. Uparty jak osioł. - westchnąłem. Skoro on nie chciał podejść, to może ona to zrobi. Sprawnie wyminąłem mulata i podszedłem do blondynki. Gdy mnie zauważyła, uśmiechnęła się i spojrzeniem próbowała odszukać zapewne Malika.

- Cześć, Louis. - przywitała się. - Jak się bawisz?

- Cześć. - odwzajemniłem jej uśmiech. - Całkiem dobrze, Zayn cię wszędzie szukał, bał się, że nie przyjdziesz. Chciał cię nawet zaprosić, ale ostatecznie stchórzył.

-  Nie jest tchórzem... - przyznała. - Pewnie tylko troszeczkę nieśmiały...

- Dokładnie! - zawołałem. - Stoi blisko wyjścia, pójdziemy do niego?

- Czemu nie. - poprawiła swoją fryzurę i ruszyła za mną.

Przepchaliśmy się przez tłum tańczących ludzi. Zayn stał w tym samym miejscu, gdzie go zostawiłem. Wyglądał na zagubionego. Gdy w końcu spojrzał na nas, jego policzki przybrały różowej barwy.

- Niepotrzebnie się martwiłeś, Zee. Znalazłem twoją koleżankę. - powiedziałem. - Bawcie się dobrze!

- Nawzajem! - zawołała blondynka.

Szybko zniknąłem w tłumie, aby Zayn za mną nie pobiegł. Zapewne będzie mi jeszcze dziękować. Przez pierwsze minuty stałem pod ścianą i przyglądałem się rozbawionym ludziom. Zaczęło mi się nudzić, więc wyszedłem na zewnątrz. Stanąłem z boku, aby nikomu nie przeszkadzać. Oparłem się o ścianę i westchnąłem cicho.

- Nie powinieneś być na ranczu? - drgnąłem, gdy usłyszałem znany mi głos.

- Skończyłem na dziś swoją pracę. - odparłem cicho. - W zasadzie nie chciałem tu przyjeżdżać...

- Było zostać. - mruknął.

Odwróciłem się do niego przodem. Zielonooki opierał się o ścianę niecały metr ode mnie. Dziwiłem się, że go od razu nie rozpoznałem. Miał na sobie czarną koszulę, tak samo jak spodnie czy kapelusz. Wyglądał nienagannie. Kciuki miał wetknięte w pasek spodni i patrzył przed siebie. Przyglądałem mu się przez dłuższą chwilę do czasu, aż nie zwrócił na mnie swojej uwagi.

- Czemu ciągle się na mnie gapisz? - zmarszczył brwi i starał się teraz wyglądać groźnie.

- Nie gapię się. - odparłem, odwracając głowę.

- Akurat. - prychnął.

- Nie powinieneś  teraz dobrze się  bawić? - wtrąciłem.

- Ty tak samo. - zauważył. - Po co stoisz na dworze?

- Wyszedłem się przewietrzyć, w środku jest gorąco, gdy się tańczy.

- Jakbyś w ogóle to robił. - zaśmiał się. - Jak dotąd to dobrze ci szło podpieranie ściany. Boisz się, że budynek nie wytrzyma? - parsknął śmiechem.

- Nie jesteś w cale śmieszny. - mruknąłem, odwracając się i idąc przed siebie.

- Nie obrażaj się księżniczko. - westchnął i podążył za mną.

Słyszałem jego szybkie kroki za sobą. Przyspieszyłem, lecz mnie dogonił. Poczułem jego palce zaciskające się na materiale mojej koszuli. Próbowałem się wyrwać, ale drugą dłonią złapał mnie w pasie, przez co się wzdrygnąłem. Odwróciłem się w jego stronę i przyłożyłem mu w twarz.

- Cholera! Co z tobą nie tak?! - mruknął.

- Nigdy mnie nie dotykaj, Styles! - warknąłem. - Nigdy!


><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><

Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje!

U  kogo dziś pada śnieg? :D

H w końcu dostał w swoją piękną twarzyczkę :c

Myślicie, że odpuści Lou to uderzenie?

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego XxX

><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><



Lonely Cowboy ~Larry ❌Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz