LXXIV

249 32 7
                                    

Dwudziesty czwarty grudnia. Dzień, który niegdyś uwielbiał, ale tego roku zdecydowanie nienawidził. Niebieskie lampki w kształcie gwiazdek, wiszące w oknie salonu wprowadzały go w dziwnie melancholijny nastrój. Takimi samymi niedawno udekorował okno u Tae w jego pokoju. Tęsknił za nim. Tęsknił tak cholernie mocno, że z tej tęsknoty nie mógł zasnąć, a uśmiech na jego twarzy stał się tak fałszywy, jak fałszywe były opowieści rodziców o Świętym Mikołaju, które wciąż wmawiali Jeonggukowi. Ale nikt tego nie zauważył, tak samo jak czterolatek nawet nie przypuszczał, że Mikołaj nie istnieje. Z jednej strony było mu odrobinę przykro, że rodzice nie zauważyli, w jakim tego dnia był stanie, ale z drugiej nie chciał ich martwić. Mieli przez niego już zbyt wiele problemów. Rozmawiał z nimi całkowicie normalnie i śmiał się, lecz w śmiechu tym nie było ani krzty radości. Bo jak mogłaby być, gdy w tak ważnym, poświęconym miłości dniu, nie było przy nim osoby, która była mu najbliższa?

deepestpink: tęsknię... :c

cherryboi: ja też, skarbie

I choć właściwie były to miłe słowa, to miał ochotę w tym momencie roztrzaskać telefon o ścianę.

Jak to się stało, że w ciągu tylko kilkudziesięciu lat krótkie wiadomości na czacie czy też w sms'ach zdążyły zastąpić cholernie długie wypracowania niegdyś wysyłane w listach?

Jak to się stało, że ludzie postanowili skracać komunikaty, zamiast dogłębnie wnikać w to, co ich gnębi?

Jak to się stało, że woleli gadać zamiast rozmawiać?

Dlaczego, do cholery, patrząc w niebo, zaczynali widzieć jedynie dziwne, jasne punkciki zamiast gwiazd?

[deepestpink: dlaczego nie rozmawiamy już tak, jak kiedyś? (nie wysłano)]

cherryboi: co tam pisałeś?

deepestpink: nic, hyung, nieważne

Dlaczego zaczynali być coraz to bardziej puści w środku?

cherryboi: no napisz to

A może to tylko on był pusty?

Może tylko on, patrząc na swoją rodzinę, nie widział pomiędzy nimi więzi, a jedynie zwykłe przyzwyczajenie?

cherryboi: Jin?

Może tylko on nie widział tego wszystkiego?

Może to depresja mu to przysłoniła?

cherryboi: kochanie

deepestpink: hm?

cherryboi: coś się stało?

Czy coś się stało? Chyba nie. Nie. To w tym był problem. Nie działo się nic.

deepestpink: po prostu mi smutno

cherryboi: dlaczego?

Dlaczego? Sam przecież nie wiedział. Nie miał pojęcia, co działo się w jego głowie, choć przecież powinien. Prawda?

cherryboi: Jinnie

cherryboi: kocham cię, wiesz?

Czy wiedział? Jasne. Tylko dlaczego na te słowa jego serce nie zabiło szybciej, jak zwykło to robić?

cherryboi: dlaczego nic nie piszesz?

Nie miał siły.

Nie widział w tym sensu.

Która odpowiedź była prawdziwa?

Nie miał pojęcia.

cherryboi: Boże, boję się

cherryboi: nie rób sobie nic, dobrze?

Jakby chociaż na to miał siłę.

Ale... może wtedy w końcu poczuje coś więcej zamiast pustki?

cherryboi: odpowiedz mi, do cholery

Ale po co?

Podniósł się nagle i zniknął za drzwiami, nawet nie odpowiadając matce na jej zaskoczone spojrzenie.

Połączenie przychodzące od:

cherryboi

[x] odrzuć

[ ] odbierz

Zignorował coraz to nowe pojawiające się wiadomości od chłopaka.

Założył kurtkę i zimowe buty, po czym wyszedł na zewnątrz. Nie wziął szalika ani rękawiczek. W tym momencie chłód mu nie przeszkadzał. Bo to on był chłodny. On był chłodem.

cherryboi: zabiję cię jeśli sobie teraz ze mnie żartujesz

cherryboi: cholera no

cherryboi: proszę cię, odpisz mi

Zablokował telefon i włożył go do kieszeni. Ani trochę nie przeszkadzały mu jego wibracje. Szedł przed siebie zupełnie obojętnie i zapewne szedłby tak nawet, gdyby za jego plecami wybuchł pożar.

Kopnął leżący na ziemi kamień, a jego odgłos był słyszalny na kilka metrów opustoszałego parku. Zapewne wszyscy siedzieli o tej porze w domu, z bliskimi, czekając na upragnioną pierwszą gwiazdkę na niebie, by zacząć świętowanie. Wszyscy, tylko nie on.

Jego ciało drżało z zimna, ale on się tym nie przejmował. Właściwie cieszył się z tego, bo było to oznaką, że żył. Sprowadzało go z powrotem do prawdziwego świata, sprawiało, że czuł się jego częścią. Całkowicie zbędną, ale jednak częścią.

Wyciągnął z kieszeni wciąż wibrujący telefon. Taehyung najwyraźniej nadal nie przestawał próbować się z nim skontaktować.

Ale tym razem odebrał połączenie.

- Halo?

- Jin?

- Jinnie, jesteś tam?

- Mhm.

- Dzięki Bogu...

- Skarbie, co się dzieje?

- Nic ci nie jest?

- Nic sobie nie zrobiłeś, prawda?

- To nie ma sensu - powiedział cicho, jakby sam do siebie, zatrzymując się przy jednym z drzew i opierając o nie rękę razem z głową.

- Co?

- Co nie ma sensu?

- Kochanie?

- Nic nie ma sensu, rozumiesz?! - krzyknął nagle prosto do słuchawki, uderzając pięścią w drzewo w rytm swoich słów. - Nic!

- Jinnie, spokojnie...

- Powiedz mi wszystko od początku, dobrze?

- Na spokojnie.

- Skarbie, nie płacz...

Ale w słuchawce nie było słychać już niczego więcej prócz szlochu.

don't leave me behind | chat | taejinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz