Zacznijmy od tego, że nie wiem, czy miałam depresję. I nie wiem, czy mam rację, pisząc o niej w czasie przeszłym. Nie próbuję zgrywać lekarza ani diagnozować się sama, jednak punkty wspólne z depresją, które przeżyłam, postaram się zobrazować tutaj jak najlepiej.
Wiem, że internauci lubią definicje z internetu, zresztą ja również, więc podam tutaj definicję depresji, która wyszła mi jako pierwsza:
Depresja jest to zaburzenie charakteryzujące się różnymi objawami, które występują przez okres co najmniej 2 tygodni w postaci: zmian nastroju polegających na pogrążeniu się w smutku, przygnębieniu, wygaszeniu zainteresowań, utraty zdolności do odczuwania przyjemności oraz zaburzenia psychoruchowego ...
Dwóch tygodni. U mnie trwało to około dwóch miesięcy. Jeśli macie takie problemy, jakie wymienia definicja, przez dłużej niż dwa tygodnie, warto zwrócić na to uwagę. I powiedzcie komuś. Jako że nauki nie oszukacie, to trudno będzie tej osobie wmówić wam, że to tylko przygnębienie, albo wasza fanaberia, i zapomnieć o sprawie.
Oto ja, Nyani (nie wiążę się z tym pseudonimem, sam się nawinął, ale dobrze się czuję z tą anonimowością) i spróbuję pokazać wam depresję od środka.
CZYTASZ
Dół bez dna, czyli zrozumieć depresję
Non-FictionChcecie poznać depresję od podszewki? Jestem osobą, która może wam na ten temat trochę opowiedzieć.