Dobrze, więc to już koniec. Mam nadzieję, że nie będziecie na mnie źli o to jak to zakończyłam, i że nie będziecie mieli jakiegoś niedosytu, bo ja jednak mam. Ale nic już z tego nie wykrzeszę. Ta historia właśnie taka miała być; krótka i szybka, bez żadnych fajerwerków, prosta. I mimo wszystko jestem zadowolona, że to napisałam. Myślę, że jest to całkiem przyjemne opowiadanko. Na pomysł wpadłam w sierpniu i miałam szybko napisać krótkie shota, a wyszło to co wyszło XD
Dziękuję wszystkim, którzy to czytali i będą czytać. Dajcie mi koniecznie znać czy wam się podobało. Miłego czytania skarby, dobranoc x
Duże, zielone drzewo wyrasta znikąd. Gałęzie pną się w górę tak, że znikają za chmurami, a ich końca nie widać. Louis zadziera głowę, chcąc przyjrzeć się temu zjawisku. Brakuje mu słów, by opisać to na co przyszło mu patrzeć. Przygląda się z podziwem ogromnej roślinie z niemal złotym pniem, którego blask, aż razi go po oczach. Louis zaciska powieki i trze po nich palcami, ponieważ nie potrafi uwierzyć w to co widzi. Boi się podejść do potężnego drzewa, którego korzenie zaczynają plątać mu się pod nogami. Czuje dziwny niepokój, jakąś niepewność, której nie potrafi opisać, ale z drugiej strony niewyjaśniona siła ciągnie go ku drzewu. Jest niemal zmuszany do pierwszych kilku kroków, a potem idzie już sam, mając ogromną ochotę dotknąć złotej kory, poznać nieznane. Nogi same go niosą, on nawet nie czuje, gdy wpada w jakąś dziurę, nie zdaje sobie sprawy, że w pewnym momencie haczy stopą o wystający korzeń i upada. Wstaje niczym zahipnotyzowany i kontynuuje ślepą drogę do drzewa.
Nie ma najmniejszego wiatru, ale liście kołyszą się wraz z koroną, szumią tak głośno, że aż boli go głowa. Wtedy gałęzie nagle uginają się pod ciężarem krągłych, fioletowych owoców, którymi zostają pokryte, a Louis zatrzymuje się, by móc na to patrzeć. Nie rozumie o co chodzi, pierwszy raz widzi jak owoce rosną w kilka sekund, najpierw małe i zielone, a za kilka chwil dojrzewają. Wyglądają na ciężkie i smaczne i Louis ignoruje totalnie, iż jest to niecodzienny widok, nienaturalny, po czym podchodzi do magicznego drzewa, a na jego twarzy maluje się zachwyt. Nawet się nie rozgląda, gdy sięga po pierwszy owoc, nie sprawdza terenu dlatego też nie zauważa, że wokół niego nie znajduje się nic oprócz zielonej polany i niebieskiego nieba. Zdaje się w ogóle nie kontaktować ze światem, gdy zrywa owoc.
Kształtem przypomina gruszkę, trochę niewymiarową, ale zdecydowanie można je ze sobą porównać. Louis jest jednak przekonany, że wie co to owoc, zna jego nazwę, ale nie potrafi sobie teraz przypomnieć. Jest miły w dotyku, przyjazny dla oka i nagle kubki smakowe Louisa zaczynają pracować i ma on wielką ochotę go zjeść.
- Cześć - słyszy za sobą głos, zanim zdąża zrobić pierwszego gryza. Wzdryga się lekko, przestraszony, ponieważ nawet nie słyszał, iż ktoś do niego podchodzi, ale on zna ten głos, wie kto za nim stoi i obraca się z uśmiechem do chłopaka.
- Cześć - wzdycha cicho i uśmiecha się do siebie na widok Harry'ego. Nie spodziewał się go w tym dziwnym miejscu, ale nie pyta.
Obaj przyglądają się sobie w totalnej ciszy, a z ich twarzy nie schodzą radosne uśmiechy. Cieszą się, że siebie widzą, że znów się spotkali, ponieważ i jeden i drugi jest pewien, iż ich znajomość, mimo, że naprawdę krótka, jest zdecydowanie wyjątkowa i trzeba zacząć ją rozwijać. Oni potrzebują siebie nawzajem w swoim życiu, nie ma co do tego wątpliwości.
Harry wciąż milczy. Patrzy na niego w ten sposób, iż przy jego oczach formują się zmarszczki, a usta cały czas są przyjaźnie rozciągnięte w uśmiechu. Louis ma wrażenie, że chłopak wygląda dość dziwnie, może nieco sztucznie, ale przecież jego włosy kręcą się tak samo, a oczy mają ten sam kolor zieleni, który zapamiętał. Sam nie wie co mu w nim przeszkadza, ale zanim zdąża o cokolwiek go zapytać, ten chwyta po owoc z jego dłoni przywłaszczając go sobie chowając go do kieszeni, po czym ze wzrokiem wciąż utkwionym w szatynie pochyla się do niego i zupełnie niespodziewanie łączy ich usta.
CZYTASZ
POST-IT
FanfictionLouis ma dość ciekawe sny. Codziennie rano zapisuje je na karteczkach, które zostawia na przystanku autobusowym, gdy czeka na transport do pracy. Karteczki znikają każdego dnia prawdopodobnie najzwyklej w świecie niszczone i wrzucane do kosza. Aż k...