seis

417 72 8
                                    

Stoję z twarzą zwróconą ku klimatyzacji i delektuję się jej delikatnym chłodem. Mimo że temperatura znacznie spadła przez ostatnie kilka dni, w powietrzu nadal utrzymuje się ta nieznośna duchota, która nie pozwala ludziom normalnie oddychać. A przynajmniej mnie. To tak, jakby ktoś przykładał swoją brudną, spoconą dłoń do mojej twarzy, odcinając mnie od dopływu powietrza. Albo jakieś dziecko siedziało i skakało na mojej klatce piersiowej.

Z chwili zamyślenia wyrywa mnie dźwięk gwałtownie otwieranych drzwi i ciemna, rozczochrana czupryna. Na moje usta na chwilę wprasza się dawno zapomniany już uśmiech, ale nie gości u mnie długo.

- Dzień dobry. - słyszę niski głos i już jestem stuprocentowo pewny, że nie należy do niego.

Oddycham więc ciężko, ale podaję mężczyźnie z półki lek, o który prosił.

Kiedy odwracam się z powrotem, za jedną ciemną czupryną widzę drugą, tyle że jakby bardziej słoneczną i chłopięcą.

- Znowu po coś na uspokojenie? - pytam bardziej w formie żartu, chyba szczęśliwy z faktu, że znowu go widzę.

Delikatne usta chłopca również rozciągają się w uśmiechu, kiedy kręci głową na boki.

- Naprawdę? - patrzę w jego oczy, chyba chcąc go sprowokować, ale orientuję się, że krępuję się tym bardziej niż on.

W tym momencie dziękuję światu, że za Gabrielem już nikt nie stoi w kolejce. Ba, oprócz niego i mnie w aptece nie ma ani żywej duszy.

Chłopiec nic nie odpowiada, tylko nadal nieco bezczelnie i nieco wyczekująco patrzy prosto w moje tęczówki.

Czuję się skrępowany i osaczony, jakby otaczały mnie miliony ludzi, miliony czekających na coś oczu. Postanawiam to przerwać, choć wiem, że w ten sposób przegrywam niemą walkę na spojrzenia.

- To o co ci chodzi, dzieciaku? - pytam, odwracając z ulgą wzrok.

O dziwo nie denerwuje się na słowo "dzieciak", zdawało mi się, że to właśnie ono zawsze go drażniło.

On jedynie wzrusza ramionami, nadal szczerze uśmiechnięty. Przysuwa się trochę do przodu, więc teraz dzieli nas jedynie jakieś dziesięć centymetrów.

Przez chwilę odnoszę wrażenie, że ma zamiar mnie pocałować, ale uznaję ten pomysł za zbyt absurdalny. Mimo względnego wyrzucenia go z głowy, serce zaczyna bić mi szybciej, ismtensywniej i ciężej, a krew staje się gęstsza i gorętsza. Wszystkie moje reakcje zwalam na ogólnie złe samopoczucie i duszne pomieszczenie.

Po chwili Gabriel po prostu odsuwa się na bezpieczną odległość, a ja cieszę się, że wreszcze mogę zaczerpnąć powietrza. Zaskakuje mnie jednak fakt, iż mimo moich szeroko otwartych ust, świadczącego oddechu i wszelkich starań o utrzymanie równowagi, nie jestem w stanie zrobić wdechu. Cały robię się ciężki, a w szczególności moje powieki. Zachowują się, jakby ważyły więcej, niż moje ciało. Pamiętam wzrok chłopca, który wyglądał na mocno zdziwionego, chyba tak samo jak ja.

***

Kiedy otwieram oczy, widzę kompletnie nieznane mi miejsce i czuję kompletnie nieznany dotyk. Nieznane ciepło, troskę i delikatność. Bardzo ciężko jest mi jednak się poruszyć, więc nie jestem w stanie nawet spojrzeć w dół i zobaczyć, kto trzyma moja dłoń.

Słyszę ciche rozmowy, najprawdopodobniej przygluszone od odgradzajacych mnie drzwi. Do całkiem jasnego pomieszczenia, ze ścianami o chyba żółtych farbach wpada popołudniowe (stwierdzam po odcieniu) słońce.

farmaciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz