Zmiany - C.D

1K 82 9
                                    

Abigail's prov

Po krótkim plątaniu się przez korytarze, wreszcie dotarłam do biura Evana. Po woli poznawałam cały dom, jego korytarze, ściany, ukształtowanie. Od chwili przemiany wydawał się przyjemny i znany dla mnie. Gdzie bym się nie udała, po chwili i tak trafiałam tam, gdzie chciałam. Moją pierwszą obserwacją było to, że wszędzie panował jasny i przytulny wystrój, nawet w starej części domu, która przypominała o minionej świetności tego stada. 

-Witaj mój wilczku - szepnęłam przekraczając próg biura Evana. W przeciwieństwie do reszty domu, jego gabinet był w burych barwach. Zawierał w sobie tylko biurko, dwa fotele po przeciwległych stronach i kanapę w lewym kącie po prawej stronie pokoju. 

Evan siedział zgarbiony nad bodajże mahoniowym biurkiem z plikiem dokumentów w dłoniach, bruzda na jego czole wskazywała na to, że się nad tym mocno skupiał. Mamrotał coś pod nosem, nawet nie zauważył, że weszłam. Postanowiłam, zrobić mu lekką niespodziankę, choć w całym trakcie jej wykonywania miałam obawy co do tego, że zorientuje się i mój plan spali na panewce. Próbowałam najciszej jak umiałam zakraść się za niego, co też mi się udało. Szybko nałożyłam mu moje ręce na oczy, nie zdołałam nic powiedzieć, a poczułam, że się zjeżył.

-Abigail..- szepnął po krótkiej sekundzie i wyraźnie się rozluźnił. Zjechałam dłońmi na jego kark. Pomyślałam sobie, że chciałabym, aby Evan się odprężył, czułam jak bardzo ma spięty kark. 

Przymknęłam oczy, i zaczęłam rozmasowywać mu spięte miejsce. Czułam, jak przez moje dłonie płynie ciepło, sama zaczęłam się odprężać. Słyszałam tylko mruknięcie mojego wilczka. Gdy rozwarłam odrobinę powieki, coś poraziło mnie w oczy. Wytężyłam wzrok, moje dłonie znów świeciły! Evan chyba zorientował się, że coś jest nie tak, gdyż zaraz obrócił się w moim kierunku.

-Twój tatuaż na czole świeci, ręce też, hmmm...słodko wyglądasz - zaśmiał się i pocałował mnie w czoło. Powoli światło to zaczęło przygasać. 

-Jesteś niezwykła..- szepnął i wpił się w moje usta, od razu odwzajemniłam pocałunek i nie wiem jak ale znalazłam się w mig na jego kolanach. 

Przerwałam pocałunek i dokładnie zaczęłam badać jego twarz. Lubiłam to robić, poznawać na nowo.  Wtuliłam się w niego. Kocham jego dotyk, ciepło bijące z jego ciała. 

-Czemu mnie wezwałeś? - spytałam szczerze ciekawa - podobno byłeś zły? 

-Nie na ciebie -  czułam jak się uśmiecha - robię małe zmiany i po prostu coś wyprowadziło mnie z równowagi, wezwałem cię bo potrzebowałem twojej bliskości. 

-Robisz zmiany? 

-Wybieram swojego betę gammę i omegę. Ci którzy są, to pomocnicy mojego ojca. -  westchnął długo i przeciągle. 

-To konieczne? 

-Zdecydowanie, nie dogadam się z tamtymi bęcwałami. 

-Skoro tak mówisz  - cmoknęłam go figlarnie w nos. - czemu tak na prawdę, twój ojciec i matka wyjechali? 

-Sam chciałbym to wiedzieć.  Nie wiem nawet na jak długo, ale co bym nie zrobił, wiem, że ojciec to zaakceptuje. Dzięki tobie nie stresuję się tak, mam jaśniejszy umysł. Dziękuję. - złożył na moich ustach gorący pocałunek. Kochałam go za to. 

-Długo zamierzasz jeszcze ślęczeć nad tymi papierami? 

-W sumie to nie wiem - znów westchnął.

-Chodź, jesteś zmęczony.

-Mam jeszcze tutaj trochę pracy. Chciałbym, ale muszę to zrobić.  

-Nie ma mowy, już tu ledwo siedzisz  - wstałam i złapałam go za rękę, próbowałam pociągnąć go trochę w moją stronę, ale nic z tego.  Przyszedł mi do głowy pomysł, żeby spróbować moich mocy, ale silne pukanie w zasadzie walenie do drzwi przeszkodziło mi w tym. 

-Proszę! - zaprosił tę naterczywą osobę do środka.

-Przepraszam alfo, ale ktoś znalazł się na naszym terytorium, wysłaliśmy już patrole. - był to nie kto inny jak Alan we własnej osobie. 

-Kiedy to się stało? - zapytał z wyczuwalną wrogością Evan. 

-Jakieś - spojrzał na zegarek - cztery minuty temu. 

-Gdzie jest beta? 

-Chyba w swoim gabinecie..

-Że co?! - Evan wyraźnie się rozjuszył  - wezwij mi tu tego dupka! 

-Robi się! - krzyknął i ruszył w te pędy. 

-Co jest? - spytałam zmartwiona. Evan wyraźnie miał problem z opanowaniem zdenrwowania, dziwne.

-Ten...podły....kutas....leń....nic...nie....robi...- podeszłam do niego i położyłam mu moje dłonie na ramiona. Wyobrażałam sobie, że jest spokojny i szczęśliwy, czułam jak przebiega przeze mnie lekki dreszczyk. Po chwili oddech Evana stał się bardziej miarowy, uspokoił się.

-Dziękuję - szepnął - Po prostu odkryłem kilka nieprawidłowości..

-Nieprawidłowości?

-Cały czas, ten dupek robił wszystko, aby mój ojciec odnosił porażki.....

-Co zamierzasz z tym zrobić? - spytałam śmiertelnie poważnie.

-Zobaczysz jutro rano - westchnął - O jesteś już!  - powiedział w stronę owego bety, kiedy ten wetknął swą niepozorną głowę między drzwi a framugę. 

-Wzywałeś mnie? - spytał lekko zdziwiony. - O nasza nowa luna, jak miło poznać. - zaczął iść w moją stronę, szybko jednak stanął przede mną Evan.

-Nie zbliżaj się  nawet, Alan zabierz go do lochów, nie mogę się na niego patrzeć. 

-Tak jest - odezwał się po czym zwinnym ruchem złapał go za obie ręce i walnął go w sam środek pleców, ze zdziwieniem obserwowałam całą tą sytuację. Evan chyba pomiarkował się o co chodzi.

-Czuły punkt wilkołaka - wyjaśnił - tylko trzeba mocno uderzyć. 

-Konieczne to było? - nie wiem co się ze mną działo, odczuwałam politowanie, coś pchało mnie do tego, żeby mu pomóc mimo, że wprawił Evana w złość.

-Niestety tak, muszę wrócić do papierków, nie nudź się tu ze mną, zwiedzaj dalej dom - uśmiechnął się ciepło i cmoknął mnie w czoło. Nie wiem skąd wiedział o mojej małej wyprawie, ale nie było to ważne. Odwzajemniłam uśmiech i wyszłam z jego gabinetu. Postanowiłam, że jako pierwsze zwiedzę sobie lochy.

                ××××××××××××××××

Ty? Moją mate?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz