Dzień 11

178 13 6
                                    

Dzisiejszy ff jest prezentem urodzinowym dla DishonorOnYourMoose, wszystkiego najlepszego, ziemniaczku! 💚
Jest to Spideypool, prawdopodobnie zupełnie skopałam charakter Wade'a, ale podobał mi się pomysł więc go napisałam :D
Tak więc Enjoy ^^
--
- Panie Stark, Wade naprawdę nie ma z kim spędzić świąt! Nawet ja mogę spędzić je tutaj bo ciocia May wyjechała, a on? W święta nikt nie powinien być sam!
- Peter...
- Proszę. Będę go pilnował, żeby zachowywał się jak należy. Tylko niech pan się zgodzi.
Tony westchnął i zamknął oczy.
- Będę tego żałował. Ale dobrze, niech przyjdzie. Tylko pogadaj z nim, żeby nie używał przekleństw jak przecinków, bo Steve dostanie palpitacji serca, a w jego wieku to niewskazane.
- Czy ty kiedykolwiek skończysz z żartami dotyczącymi mojego prawdziwego wieku? - Rogers wywrócił oczami.
- Pewnie nie. To zbyt zabawne, żebym z tym skończył - Tony wyszczerzył się, a Steve pokręcił tylko głową i zaśmiał się.
- Dziękuję, panie Stark! - Peter najwyraźniej z trudem powstrzymywał się, by nie rzucić się mężczyźnie na szyję z wdzięczności.
- No już, już, to nic wielkiego. Ale naprawdę pogadaj z nim, żeby zachowywał się przyzwoicie. To mają być spokojne święta.
Peter z zapałem pokiwał głową, a potem opuścił wieżę.
***
- Nadal uważam, że to nie jest dobry pomysł, Pete - stwierdził Wade. Jego głos był stłumiony bo oprócz czarnego garnituru miał na twarzy maskę Deadpoola.
- Oj cicho już - burknął Parker. - Wszyscy się zgodzili. A ja bym nie pozwolił, żebyś spędził święta sam. I zdejmij tę maskę!
- Nie zdejmę. Może i się zgodzili na moją obecność, ale nie sądzę, żeby mieli ochotę oglądać moją paskudną gębę.
Peter wywrócił oczami, ale już nie odpowiedział, chwycił go tylko za rękę. Resztę drogi do wieży przebyli w milczeniu.
Drzwi otworzył im Loki w zielonej koszuli, czarnych spodniach... I rogach renifera ozdobionych dodatkowo bombkami na głowie.
- Ani słowa - syknął. - Wchodźcie, czekaliśmy już tylko na was.
- Spóźniliśmy się? - zapytał niepewnie Peter.
- Nie, nie sądzę. Ale tradycyjnie wszyscy przyjechali za wcześnie, tylko tyle... Twój chłopak będzie miał to na twarzy przez cały czas czy założył to tylko, żeby nie było mu zimno?
- To nie jest mój chłopak - Peter spuścił wzrok. - A na zdjęcie maski nie chce się zgodzić bo jest idiotą.
- Ładnie to tak kogoś wyzywać w święta? - Wade udał oburzenie. - Mówiłem ci już, Pete, dlaczego nie chcę jej zdjąć.
- Ale oni wiedzą, czego się spodziewać! Przyjęli cię na święta z całym dobrodziejstwem inwentarza, więc nie musisz tego nosić.
- Chłopak ma rację - wtrącił Loki. - Pomyśl o tym inaczej, wyobrażasz sobie całowanie się pod jemiołą w tej masce?
- Nie mam zamiaru się z nikim całować - skwitował to Wilson, a Loki westchnął.
- Nie ja, to reszta cię przekona. Chodźcie.
W milczeniu ruszyli do windy i wjechali na najwyższe piętro.
Jeżeli Peter spodziewał się ogromnego stołu przykrytego białym obrusem i zastawionym świątecznymi potrawami, to rzeczywisty wygląd pomieszczenia go zaskoczył. Stołów było kilka, na każdym stało jedzenie, termosy z napojami lub alkohol.
- Peter! Już myślałem, że się rozmyśliłeś - Tony ruszył w jego stronę. - Ciebie też miło gościć, Wilson - dodał patrząc na Deadpoola.
- Anthony, przekonaj go, żeby zdjął tę cholerną maskę - Loki stanął obok Starka i założył ramiona na piersi.
- Po prostu nie sądzę, żeby ktokolwiek miał ochotę na mnie patrzeć bez niej - odpowiedział Wade.
- Daj spokój, nie jesteśmy dziećmi. Wiem, jak wyglądasz, większość z nas wie jak wyglądasz i z pełną premedytacją zgodziłem się, żebyś tu przyszedł, więc po prostu ją zdejmij. Zrozumiano? - Tony posłał mu stanowcze spojrzenie. Wilson westchnął cicho i kiwnął głową, jednak nie wykonał żadnego ruchu w kierunku pozbycia się maski. Peter powoli do niego podszedł i chwycił za dół zasłaniającego jego twarz materiału, zdejmując go jednym, ostrożnym ruchem. Maskę wcisnął sobie do kieszeni marynarki, a potem uśmiechnął się do Wade'a.
- Widzisz, nie bolało - stwierdził tryumfalnie Loki.
- I o to całe halo? Wcale nie wyglądasz tak źle - dodał Bucky. Stojący za nim Steve posłał Wilsonowi uśmiech znad ramienia Barnesa.
- No dobrze, skoro już tu wszyscy jesteśmy to myślę, że możemy zaczynać - odezwał się Tony. - Jedzenie macie na stołach pod oknem, naprzeciwko macie gorące napoje i alkohol. Peter, nie myśl, że nie będę widział, masz osiemnaście lat i nie powinieneś jeszcze pić.
- Nie jestem już dzieckiem - mruknął naburmuszony Parker.
- Nie, dlatego pozwolę ci wypić kieliszek wina do kolacji, ale nic poza tym. Jesteś pod moją opieką i twoja ciotka prawdopodobnie by mnie zabiła, gdyby się dowiedziała, że w ogóle pozwoliłem ci pić alkohol... W każdym razie wszyscy bawcie się dobrze i wesołych świąt. 
***
- Kochasz go, prawda? - zapytał Wade'a Bucky. Wilson oderwał wzrok od Petera, który rozmawiał ze Stevem i popatrzył na stojącego obok mężczyznę.
- Oszalałeś, Barnes. To, że ty i Kapitan Rogers nie możecie się od siebie od siebie oderwać nie znaczy, że każdy na kogo spojrzysz jest gejem.
- Nie powiedziałem, że nim jesteś. Ale nie jestem ślepy. Widzę przecież, że nie możesz oderwać od niego wzroku. I nie myśl, że nie zauważyłem, że kiedy tu weszliście trzymaliście się za ręce.
- Peter chwycił mnie za rękę po drodze, chyba żeby przypilnować, że nie ucieknę.
- To nic nie zmienia, Wilson. Kochasz go, nie kłam.
Peter zaśmiał się nagle radośnie i Wade od razu spojrzał w jego stronę, uśmiech wpłynął na jego usta.
- Mówiłem - rzucił Bucky. - Zakochujesz się w nim coraz bardziej z każdym jego uśmiechem, za każdym razem, kiedy się zaśmieje. Oczy ci błyszczą, kiedy na niego patrzysz.
Deadpool odwrócił wzrok od Parkera, znowu patrząc na Barnesa.
- I co z tego? - zapytał. - On nawet na mnie nie spojrzy. Spójrzmy prawdzie w oczy, nikt nie spojrzy na mnie z taką twarzą.
- Prawdziwa miłość nie patrzy oczami - odparł Barnes. - Nie jesteś mu obojętny. Tylko zrób pierwszy krok.
- Niby jak? Mam do niego podejść i powiedzieć "Wiesz, Pete, lecę na ciebie. Którędy do sypialni?".
- A w którym momencie powiedziałem coś takiego? - zapytał z poirytowaniem Bucky. - Proponowanie seksu nie jest dobrym początkiem związku.
- To co mam zrobić panie "wiem wszystko o miłości"? - syknął ze złością Wade.
- Pocałuj go. Wszędzie wisi jemioła, rusz głową i to wykorzystaj. Jeśli nie będzie tego chciał, wyczujesz to.
- I zniszczę naszą przyjaźń.
- Zniszczysz ją prędzej czy później jeśli będziesz w nim zakochany i nic z tym nie zrobisz. Będziesz sfrustrowany i w końcu powiesz kilka rzeczy za dużo i będziesz żałował.
Wade pokiwał głową.
- Spróbuję - powiedział.
- O czym tak spiskujecie? - nie wiadomo kiedy pojawił się przy nich Steve, a po chwili również Peter.
- A kto od razu mówi, że spiskujemy? - Bucky uśmiechnął się. - Rozmawiamy.
- O czym? - zainteresował się Rogers.
- O tym, żeby Wade nie rozpijał Petera.
- Dlaczego wszyscy tak bardzo troszczą się o moją trzeźwość? - burknął Parker. - Naprawdę myślicie, że nigdy nie piłem alkoholu?
- Lepiej żeby Tony tego nie słyszał - Bucky parsknął śmiechem.
- Nie łam się, Petey - Wade otoczył go ramieniem. - Nie upiję cię teraz, to zrobię to kiedy indziej.
- Słyszałem! - krzyknął z oddali Tony. - I naprawdę ciesz się, że są święta, bo chyba byś oberwał.
- Właśnie, są święta. I stoimy pod jemiołą - stwierdził nagle Barnes, patrząc znacząco na Wade'a.
- No patrzcie tylko, jemioła - dodał Wilson starając się brzmieć luzacko. Kątem oka dostrzegł, że Barnes i Rogers już się całują, więc przeniósł całą swoją uwagę na stojącego przy nim chłopaka.
- Hej, Petey. Chcesz być gorszy od nich? - zapytał.
'Źle, źle. Najgorsze co mogłeś powiedzieć, idioto. Teraz pomyśli, że to dla ciebie głupia rywalizacja i nigdy nie będziesz miał okazji powiedzieć mu prawdy'.
- Wiesz, nie miałbym nic przeciwko... Pod jednym warunkiem - odpowiedział Parker.
- Jakim? - spytał niepewnie Wade.
- Że naprawdę byś tego chciał... Że naprawdę chciałbyś mnie pocałować - Peter spuścił wzrok ledwie skończył to zdanie.
- Hej - Wilson chwycił go za podbródek unosząc jego twarz. - O niczym innym nie marzę.
Chłopak spojrzał na niego z niedowierzaniem, a potem stanął na palcach przybliżając ich twarze do siebie. Wade poczuł jego ciepły oddech na policzkach; pachniał miodem i miętą. Przez moment miał ochotę się odsunąć i uciec, ale w następnej chwili połączył ich usta, mocno przyciągając go do siebie. Całowali się ostrożnie, niespiesznie, nie chcąc zepsuć chwili. Kiedy w końcu się od siebie oderwali, Peter uśmiechnął się lekko.
- To było...
- Wow - dopowiedział Wade, a Parker zaśmiał się tylko.
- Hej, dzieciaki. Wiecie, że tu wcale nie było jemioły? - rzucił Loki.
- No i? Po co komu jemioła? Hej, chce ktoś to opić? - Wilson wyszczerzył się radośnie, a Peter trzepnął go w ramię.

Multifandomowy Kalendarz Adwentowy 2017Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz