LXXIX

205 29 3
                                    

wcześniej

- Seokjin - usłyszał jak przez mgłę, a zaraz potem ktoś potrząsnął jego ramieniem. - Seokjin, obudź się.

Otworzył niechętnie oczy, od razu łapiąc się za obolały kark. Spanie na krześle okazało się niezbyt dobrym pomysłem. Jęknął cicho i przetarł oczy, dopiero w tym momencie zwracając uwagę na osobę stojącą przed nim.

- Pani Kim? - zapytał głupio, a po chwili dotarły do niego wspomnienia z ostatniego dnia. Natychmiast się podniósł, co najwyraźniej zaskoczyło kobietę, która odsunęła się o krok. - Co się dzieje?

- Nic złego, Jinnie - odparła matka Tae, uśmiechając się. - Chcesz do niego wejść?

Pokiwał głową, przełykając ślinę. Bał się. Nie miał pojęcia, w jakim stanie zobaczy chłopaka. Chociaż właściwie czy mogło być coś gorszego niż jego widok leżącego na środku ulicy w kałuży krwi?

- Obudził się?

Znowu głupie pytanie. Chyba to on nie był jeszcze do końca obudzony.

Kobieta zaprzeczyła, po czym wpuściła go do odpowiedniej sali. Samego. Wszedł tam powoli, niepewnie, choć przecież wcześniej marzył o tym, by móc to zrobić. Ale w tej chwili się bał. Rozglądał się dookoła po sali, jakby była niesamowicie interesująca, tylko po to, by odwlec w czasie moment, w którym spojrzy na Tae. Ale w końcu i on musiał nadejść. Zacisnął zęby i spojrzał na chłopaka, a na ten widok zrobiło mu się ciężej na sercu.

Bo to była jego wina.

Taehyung leżał podłączony do kroplówki. Na szyi miał coś, czego nazwy młodszy zapomniał, a co uniemożliwiało chłopakowi poruszanie głową. Zapewne było tam po to, by jeszcze bardziej nie naruszyć jego kręgu szyjnego i pozwolić mu się zrosnąć. Na jego piersi przyczepionych było całe mnóstwo kabelków podłączonych do maszyny kontrolującej pracę serca, a jego głowa była obandażowana. Na twarzy i rękach widniały drobne rany i otarcia, które najwyraźniej nie potrzebowały bandażu ani nawet plastra. I wciąż był blady.

- Przepraszam - jęknął Jin niekontrolowanie płaczliwym głosem. - Nie chciałem, żebyś... żebyś się tu znalazł...

Znów miał mokre policzki, czego nawet nie zauważył. Podszedł bliżej do chłopaka i usiadł przy nim na krześle. Tak bardzo chciał go dotknąć, złapać go za rękę, dać mu znak, że przy nim jest... ale nie mógł. Nie chciał wyrządzić mu jeszcze większej krzywdy.

- Wiesz, twoi rodzice i wujek tu są - mówił, wpatrzony w twarz Tae. - Bardzo się o ciebie martwią... Ja też się martwię...

Pociągnął nosem, spuszczając wzrok i szukając po kieszeniach chusteczek.

- A-ale lekarze mówią, że z tego wyjdziesz... Jesteś taki silny... - uśmiechnął się z lekkim trudem. - N-na razie t-trzymają cię w śpiączce farmakologicznej, w-wiesz? B-bo...

Przełknął głośno ślinę.

- B-bo inaczej n-nie zniósłbyś t-takiego bólu...

Schował twarz w dłoniach. Nienawidził siebie za to, że do tego dopuścił. Pozwolił Tae wpaść pod samochód. Nie dogonił go, pozwolił mu uciec. Zdenerwował go. Nie powiedział mu prawdy...

- T-twój wuj p-powiedział, ż-że mamy z t-tobą rozmawiać - wydukał z trudem, czuł, jak załamywał mu się głos. - P-podobno możesz t-to słyszeć...

Nie miał pojęcia, co powiedzieć więcej. Teraz, gdy w końcu mógł. Chciał przeprosić, lecz nie wiedział jak. Chciał powiedzieć, że go kochał, jednak miał wrażenie, że nie powinien. Zresztą jak miał powiedzieć "kocham cię" komuś, kto go nienawidził?

- J-ja... wiem, ż-że nie powinienem... - zaczął niepewnie, jąkając się. - ...a-ale z-zostanę z tobą, dopóki się n-nie obudzisz, dobrze?

Wpatrywał się w twarz Tae, jakby mógł z niej wyczytać odpowiedź.

- Poczytać ci c-coś? - zapytał znowu. - Pewnie się nudzisz, h-hyung...

Wyciągnął z kieszeni telefon, by znaleźć w nim jakiegoś e-booka. Wszystko jednak wydawało mu się słabe i nudne. Nawet te książki, które kiedyś czytał po kilka razy, gdyż w jego opinii były tak dobre. A w tym momencie nie podobało mu się kompletnie nic.

- D-dlaczego nigdy n-nie zapytałem cię, jakie k-książki lubisz?

Nie chciał czytać chłopakowi czegoś trudnego czy poważnego. Postanowił znaleźć jakąś bajkę.

- [...] I gdy Prosiaczek maszerował do domu, Kubuś Puchatek układał się do snu - czytał, starając się przy tym nie jąkać ani nie łkać. - W parę godzin później, gdy noc zbierała się do odejścia, Puchatek obudził się nagle z uczuciem dziwnego przygnębienia. To uczucie dziwnego przygnębienia miewał już nieraz i wiedział, co ono oznacza. Był głodny. Więc poszedł do spiżarni, wgramolił się na krzesełko, sięgnął na górną półkę, ale nic nie znalazł.

Czytał tak przez ponad godzinę, dopóki oczy nie zaczęły mu się kleić. Wtedy ziewnął, zasłaniając usta otwartą dłonią. Zablokował telefon i kolejny raz zaczął wpatrywać się w twarz chłopaka. Pomimo bandażu na głowie i małych ran na skórze, wyglądał tak bardzo spokojnie... Jakby nigdy się nie pokłócili. Jakby nigdy nic się nie stało.

- Chciałbym móc cofnąć czas...

I chociaż czuł do siebie obrzydzenie, gdy to robił, nie mógł powstrzymać się od złożenia delikatnego pocałunku na czole chłopaka. Tylko po to, by się nie bał. By wiedział, że nie został sam.

Bo przecież musiał przy nim zostać, dopóki się nie obudzi. Ale nie chciał w tym momencie mówić mu, że gdy ta chwila nadejdzie, zostawi go. Nawet jeśli Taehyung tego chciał. Nawet jeśli go nienawidził.

Spojrzał na trzymany w dłoniach telefon. A gdyby tak..?

Minęło sporo czasu, zanim zdążył ubrać w słowa to, co chciał powiedzieć chłopakowi. Zanim napisał do niego na czacie przeprosiny i słowa pożegnania.

Robiło się już ciemno, ale nie chciał go zostawić. Nie chciał wrócić do domu. Złapał go delikatnie za rękę i położył głowę tuż obok jego głowy. Nawet nie zauważył, gdy zamknął oczy i zasnął, nękany koszmarami, które okazywały się wspomnieniami poprzedniego dnia.





A/N:

Bardzo, bardzo dziękuję za miejsce w rankingu i ponad 4K wyświetleń! ❤️

don't leave me behind | chat | taejinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz