Merveille POV
- Merveille?!
- Dzień dobry Szefie.
- Jak miło WRESZCIE cię widzieć w pracy.
- Przepraszam, miałam...- zacięłam się.- Trudne chwile.
- Rozumiem, ale i tak proszę Cię do mojego biura.
***
- Nie było cię klika tygodni w pracy- powiedział z grobową miną.
- Tak, wiem.
- Masz na to jakieś wytłumaczenie?
- Mam, ale nie uwierzy Pan.
- Czemu niby?- zapytał ciekawie.
- Bo...- przerwało mi otwieranie drzwi do gabinetu.
- No hej Szefku- o nie
Jak poparzona wstałam, patrząc na niego osłupiona.
- Ooo, Merveille. Dawno się nie widzieliśmy, Złotko- podszedł, by mnie przytulić lecz szybko go wyminęłam i rzucając krótkie dowidzenia, wyszłam.
***
- Zrobiłam w końcu te koszmarne przysiady... Merveille, coś się stało?
- Idziemy- odpowiedziałam zbierając rzeczy.
- Ale co się stało?- dopytywała.- Ja zostaję. Nie będę marnowała takiej okazji!- spojrzałam na nią smutno.
- To zajebiście! Zostań tu sobie i kręć dupą przed fagasami, którzy później będą z tobą flirtować, później słodzić, następnie chodzić, a na samym końcu przelecą cię jak zwykłą sukę i zostawią z myślą, że jestś gówno warta!- warknęłam, zebrałam resztę rzeczy i wyszłam.
***
*nieodebrane 7 wiadomości*
Luke:
Hejunia Ślicznotko
Jak dzień?
Haluuu?
Mer?
Co się stało?
Gdzie jesteś?
Jadę do twojego domu, czekaj tamPo drodze, rozpłakałam się i płakałam całą drogę
Moja matka to prawdziwa bezduszna suka i tyle!
***
Gdy byłam pod domem zauważyłam Luka dobijającego się do drzwi wejściowych. Gdy się odwrócił od razu przypomniałam sobie, że jestem cała zaryczana, więc zaczęłam szybko wycierać łzy z policzków i kącików oczu.
- Merveille...- zapytał cicho.- Merveille!- zawołał i podbiegł do mnie, obejmując czule.- Co się stało? Merveille, proszę Cię. Powiedz mi- łzy poleciały mi ponownym strumieniem po rozgrzanych policzkach.- Merveille... proszę Cię- powiedział cicho, opierając delikatnie brodę o moją głowę.
- L-Luke... o-on on tam był...- znowu się zaryczałam, a najgorsze, że nie umiałam tego powstrzymać.
- Kto? Merveille kto i gdzie był?- złapał mnie za barki i spojrzał mi prosto w oczy, zniżając się do mnie.
- T-Teo...- spojrzał na mnie smutnie i mocno mnie przytulił, chowając twarz w moich włosach.
- Chodź do domu- zaproponował.
- Nie, ja tam nie wejdę- zaprotestowałam.
- Czemu? Przecież tam nikogo nie ma.
- Nie chcę- spojrzałam na ziemię.
- Okej, chodźmy do mnie- ponownie złapał mnie za rękę i zaprowadził do auta.
***
- Jesteśmy- spojrzał na mnie ze smutnym uśmiechem i wyszedł z auta. Wyszedł i pomógł mi wyjść.
- To mój dom. Dość skromny, ale nie jest źle.
CZYTASZ
Twój Dotyk
RomanceFragment: ,,Otworzyła drzwi będąc nadal na moich rękach, a ja zatrzasnąłem je nogą. Niespodziewanie wpiła się w moje usta na co ja bezmyślenia oddałem jej pocałunek, a później zacząłem całować ją po szyji. Gdy zassałem lekko skórę obok jej obojczyka...