Dzień 15

130 9 1
                                    

Dzisiaj kolejne wykopalisko, znowu para Jem x Will (przepraszam, Wen naprawdę nie współpracuje i jestem zmuszona do wyciągania staroci). Dość krótko, ostrzeżeń chyba brak :D
Mam nadzieję, że Wam się spodoba ^^
---
Jem westchnął i wszedł do karczmy. Tak jak przypuszczał, przy barze znalazł swojego parabatai zalanego w trupa. Podszedł do niego i chwycił go pod ramię.
- No, Williamie, czas wracać do Instytutu - powiedział.
- Jeszczenje - wybełkotał czarnowłosy. - Napijsięzemną kochanie - dodał, próbując skupić wzrok na swoim parabatai.
- Nie, nie, nie. Wracamy - Jem zignorował ostatnie słowo i pociągnął go gwałtownie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Will uczepił się jego ramienia i dreptał powoli obok niego. Gdy wyszli z karczmy, nocne powietrze otrzeźwiło czarnowłosego.
- Naprawdę piękna dzisiaj noc - stwierdził. Jego głos dużo mniej przypominał bełkot.
- Faktycznie - przyznał lakonicznie Jem.
- Ale ty jesteś piękniejszy - dodał czarnowłosy, patrząc z ukosa na parabatai. Jem parsknął śmiechem.
- Naprawdę jesteś pijany - powiedział.
- Może i jestem, ale to akurat miałem na myśli - Will chwycił Carstairsa za ramię na tyle mocno, że jasnowłosy musiał się zatrzymać.
- Musimy wracać, mógłbyś nie utrudniać nam tej podróży? - zapytał Jem. Jego głos zdradzał początki poirytowania. Will nie odpowiedział, tylko wspiął się na palce i wpił się w usta drugiego chłopaka. Jem przez moment stał bez ruchu, zaskoczony zachowaniem Willa, a potem, niemal wbrew sobie przygarnął go do siebie i zaczął oddawać pocałunek.  Jego Parabatai smakował alkoholem, którego najwyraźniej wypił zbyt wiele skoro tak się zachowywał. Po chwili Jem odsunął się i przesunął wzrokiem po jego twarzy.
- Wiesz, że cię kocham? Tak jak nie powinienem, bo jesteśmy parabatai, ale kocham. Bardziej niż kogokolwiek, kiedykolwiek, w ogóle - wyrzucił z siebie Will. Jem zauważył, że wygląda na bardziej przytomnego i trzeźwego.
- Wracajmy - odpowiedział. - I tak nie będziesz tego jutro pamiętał.
Will skinął głową i znów chwycił się ramienia Carstairsa. Milcząc wrócili do Instytutu, gdzie Jem zaprowadził Herondale'a do sypialni, pomógł mu przebrać się w strój nocny i wpakował go do łóżka.
- Zostań - Will chwycił Carstairsa nadgarstek gdy ten chciał wyjść z pokoju. Jem westchnął cicho, ale posłusznie usiadł na łóżku obok chłopaka. Will przekrzywił się na łóżku i wbrew własnej wygodzie ułożył się tak, by leżeć z głową na kolanach jasnowłosego.
- Dobranoc - powiedział cicho Jem, nakrywając czarnowłosego kocem. Chłopak nie odpowiedział i po chwili chrapał już cicho. James przez resztę nocy przeczesywał jego kosmyki palcami, powtarzając w głowie jak mantrę "Jutro i tak nie będzie tego pamiętał. Nie łudź się". Wymknął się z jego pokoju tuż przed świtem uważając, by nie zostać zauważonym przez nikogo.
***
Wbrew wszystkiemu Will pamiętał. Odtwarzał w pamięci, jak powiedział Jemowi co do niego czuje i moment, gdy go pocałował. Jednak białą plamą w jego umyśle wciąż była reakcja Jema na obie te sytuacje. Sfrustrowany coraz częściej odpychał swojego parabatai, czasem nawet nieświadomie, a Jem znosił to w pokoju. Will zaś coraz częściej znikał z instytutu i często przychodził do Magnusa, by pomilczeć, porozmawiać czy nawet czasem płakać.
- Powinieneś mu powiedzieć jeszcze raz. Tylko tym razem na trzeźwo - powiedział mu pewnego razu czarownik.
- On pamięta. Gdyby chciał, sam bym ze mną porozmawiał - odciął się Will.
- Pamięta jedynie to, że zalany tak bardzo, że nie byłeś w stanie samodzielnie stać i iść, pocałowałeś go i wyznałeś mu miłość. Ludzie po takiej ilości alkoholu robią gorsze rzeczy, więc Jem pewnie potraktował to jak efekt nadużycia alkoholu i nie chce o tym wspominać, żeby cię nie dołować.
- Ale bez alkoholu nie mam już tyle odwagi - jęknął Will, opierając głowę na ramieniu Magnusa.
- Jesteś mężczyzną czy dzieciakiem, Williamie? - czarownik dźgnął go palcem w ramię. - Zawalcz o to, na czym ci zależy, zanim zabije cię jakiś demon.
Will mruknął coś niezadowolony pod nosem, a Bane roześmiał się tylko.
***
Walka z potężnym demonem trwała już dobre pół godziny i para parabatai stawała się coraz słabsza. Nagle demon machnął łapą i odrzucił Jema na ścianę. Chłopak osunął się po niej i stracił przytomność. W Willa wystąpiły nowe siły i po kilku chwilach demon rozsypał się w proch. Herondale podbiegł do swojego parabatai leżącego na ziemi. Chłopak nie oddychał i krwawił ze skroni. Will nie wahał się długo i zaczął reanimować; starał się nie myśleć, że jego parabatai może umrzeć, metodycznie uciskał jego klatkę piersiową, a potem zbliżył swoje usta do jego i wpuścił w jego płuca nowe dawki powietrza.
- Do cholery, Jem, nie możesz mnie zostawić, nie teraz, nie w ogóle, nie odchodź, zostań - szeptał cały czas, nie przestając go reanimować. W końcu Jem zakrztusił się i wziął oddech. Will poczuł, jak po twarzy spływają mu łzy ulgi.
- James... Wróciłeś - wyszeptał, patrząc na niego. Jasnowłosy uśmiechnął się lekko i podniósł, opierając się o ścianę, a wtedy Will chwycił jego twarz w dłonie i niemal desperacko wpił się w jego wargi. Jem, mimo osłabienia, przeniósł swoje dłonie na kark czarnowłosego, wplatając palce w hebanowe kosmyki.
- Wróciłeś - powtórzył Will, gdy wreszcie się od siebie oderwali.
- Oczywiście, że wróciłem. Do ciebie. Zawsze będę do ciebie wracał - odpowiedział Carstairs, przesuwając opuszkami palców po jego twarzy i wywołując uśmiech na twarzy czarnowłosego.

Multifandomowy Kalendarz Adwentowy 2017Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz