Więc właśnie dotarliśmy do dwudziestego drugiego rozdziału tego dziwnie pokręconego opowiadania o świętach i na tym też staniemy, gdyż jest to ulubiona liczba autorki.
Jeśli kiedykolwiek byliście ciekawi jak potoczyły się losy bohaterów, to w bardzo zwięzły sposób postaram się wam to opisać.Największym punktem zwrotnym całego przyszłego życia naszych bohaterów był moment, w którym Tristan w końcu znalazł sobie dziewczynę. A potem następną. I następną. I dopiero ta trzecia z kolei brunetka imieniem Jennifer potrafiła go ogarnąć na tyle, że przestał skakać po stołach i dodawać XD do każdej wiadomość. Ale nie przejmujcie się tym zbytnio- tradycja wrzucania Brada w zaspę zachowała się nawet do czasów, gdy wszyscy mieli ponad trzydzieści lat.
Connor chociaż wierny swojej jaszczurce, całe serce poświęcił Sophie, co mu się opłaciło, bo byli najbardziej bezkonfliktowa para na świecie. Rzecz jasna Connor przez większość czasu dalej nie ogarniał o co chodziło jego przyjaciołom, ani nie był pewien czy kiedyś urodził się człowiek ze skrzydłami, ale był przyjacielem, na którego zawsze możesz liczyć. W dalszym ciągu kupował Holly świece, gdzie tylko udało mu się pojechać, a ona, chociaż miejsca na półkach zaczynało brakować, przyjmowała je z uśmiechem.
Jeśli chodzi o Jamesa i Carrie to ich związek rozpadł się jakiś rok po opisanych wcześniej świętach. Holly uznała to za początek końca świata i zaczęła się że wszystkimi żegnać, a Connor zaczął wypełniać staranie punkty z listy Before I die. I chociaż zarówna Carrie, jak i James zarzekali się, że lepiej się dogadują jako zwykli przyjaciele, już następnego Sylwestra zrozumieli, że jednak ta przyjaźń nie jest im pisana. I ten wielki powrót stał się bardziej pokręcony niż włosy Carrie i zajął całe trzy strony w jakimś pisemku o gwiazdach. James się zaczął w pewnym momencie obawiać czy jego dziewczyna nie robi się sławniejsza od niego.
Jeśli zaś chodzi o naszą urocza parę, to muszę wspomnieć, że każde kolejne święta spędzali razem i chociaż przez pół tego czasu Holly zastanawiała się jak z korzyścią sprzedac Brada, to oboje dobrali się tak, że sami nie mogli w to uwierzyć.
Holly już zawsze była trochę świrnięta na punkcie świąt i cała okolica zaczęła się skarżyć, że jej rozmaite ozdoby zawsze wywołują przeciążenie, ale ona miała to mocno gdzieś i dokupywała kolejne lampki.
Starała się także podtrzymywać tradycję z porannym tańcem, nawet kiedy była już matką, a jej dzieci mówiły jej, że to obciach
I może faktycznie tak to wyglądało, ale musicie wiedzieć, że postaci jak Holly, czy Brad nigdy nie dorastają. Żyją w swojej szklanej bańce w której wszędzie błyszczy się brokat, a kolejne święta bywają coraz to piękniejsze i piękniejsza.Poza tym Holly wcale nie chciała dorosnąć.
Z pomocą w tym za każdym razem przychodził jej Brad. Jak się zdaje, jej świąteczny chłopak, najlepszy przyjaciel i, ogółem można by rzec, bratnia dusza. W dalszym ciągu uwielbiał ją denerwować i dlatego też najczęściej musiał uciekać przed latającymi przedmiotami. I naleśniki niekiedy szły w ruch.
Można powiedzieć, że Holly i Brad byli jeszcze dzieciakami, kiedy postanowili stworzyć związek, ale po tym wszystkim, udało im się. Byli w tym naprawdę dobrzy(może z wyjątkiem okresu przedświątecznego, gdy Holly prawie się wyprowadzała).
I tak dobrze, jak kończy się większość opowiadań świątecznych, tak kończy się i to- wszyscy znajdują swoje drugie połówki, zaczynają rozumieć prawdziwa istotę świąt i prowadzą szczęśliwe życie.
______________________________________________________
Wesołych Świąt wszystkim!