Ustaliłem razem z Samanthą, że pojedziemy autem. Dziewczyna nie chciała jechać ze mną na motorze ale to zawsze można zmienić. Zabawne, jak wiele pozorów stwarzam.
Oboje ubraliśmy się normalnie, ponieważ Sam stwierdziła, że chciałaby, aby wypadło to naturalnie. Po drodze miałem zamiar zajechać do kwiaciarni, ale mieliśmy strasznie ograniczony czas. Poza tym... W każdej chwili mogło mi coś wypaść. U jej mamy byliśmy na obiedzie, godzina ok. 14.-Cześć Mamo.-Dziewczyna przywitała się z kobietą która otworzyła nam drzwi.
-Cześć córuś.-Przytuliła się do niej.
-Dzień dobry. -Powiedziałem spokojnie, co spowodowało natychmiastową zmianę zainteresowania gośćmi. Modliłem się w duchu, abym nie musiał się podawać za tego zjeba Eda.
-Witaj...-Podała mi dłoń. Oczekiwała, abym się przedstawił, za co dziękowałem Bogu.
-Casper. -Ująłem miękką dłoń kobiety i pocałowałem knykcie. Opinia wzorowego Dżentelmena prawdopodobnie się liczyła.
-Wejdźcie. -Zrobiliśmy o co poprosiła. Samantha zaprowadziła mnie do salonu i posadziła na krześle zajmując miejsce obok mnie.
Jej mama poszła przygotować herbatę, więc zostaliśmy sami.
-Proszę... Postaraj się. -Spojrzała na mnie ze skruchą.
Chwyciłem jej dłoń i splotłem ze swoją kładąc 'koszyczek' na stole. Drugą natomiast położyłem na jej kolanie.
-Postaram się...
Na jej twarzy zawitał ciepły uśmiech. Prawdopodobnie mi zaufała. Skoro w końcu ktoś to zrobił, nie mogłem go zawieść.
Jej mama przyniosła tacę z kubkami, po czym postawiła ją na stole. Usiadła naprzeciwko nas i wpatrywała się we mnie oczekujac wyjaśnień.
-Opowiedz coś o sobie...-Zaproponowała, a jej córka tylko ścisnęła mocniej moją dłoń.
-Mam 18 lat. Pracuję w warsztacie. Zazwyczaj naprawiam motory, aczkolwiek 4 kołowe maszyny również są mi znane. -Uśmiechnąłem się do siebie. Zmyślałem na poczekaniu i było to bezbłędne.
-Jak się poznaliście?
-David miał zepsute auto, więc musieliśmy je oddać do naprawy. -Zaczęła Samantha.
-Gdy po raz pierwszy zobaczyłem Pani córkę... -Zrobiłem pauze lekko zmieszany. Nie umiałem powiedzieć tych słów, nawet kłamiąc.-To było po prostu coś niezwykłego.
Powoli sunąłem ręką, po udzie Sam, do magicznego miejsca. Natychmiast na mnie spojrzała ostrzegającym wzrokiem.
-Samantha, może oprowadzisz Caspera po mieszkaniu?
Dziewczyna natychmiast wstała, więc moja dłoń została jakby zrzucona z jej nóg.
-Chodź... -Powiedziała idąc po schodach do góry.
Cały dom był zrobiony bardzo przytulnie i kobieco. Nie chodzi mi o to, że było dużo różu, tylko o to, iż widać było kobiecą rękę w tym wszystkim.
-Nie mogłeś trzymać łap przy sobie? -Zapytała oburzona, gdy tylko zamknęła drzwi od pokoju.
-Nie mogłem. -Puściłem jej oczko i bezczelnie obserwowałem cały pokój. Miał białe ściany, na których wisiały plakaty różnych zespołów. Obok łóżka, które było duże i jego wygląd opierał się głównie na czarnych kolorach, stała szafka z małą wieżą. Przy biurku na półce znajdował się dosyć spory zbiór płyt. Podszedłem do nich i zacząłem je oglądać. W tym czasie Samantha usiadła na łóżku i mnie obserwowała.
-Jasne, nie krępuj się. To tylko moje osobiste rzeczy. -Powiedziała z sarkazmem.
-Słuchasz metalu i Rocka? -Zapytałem trzymając płytę zespołu My Chemical Romance oraz Skiellet.
-Słuchałam i słucham nadal. -Westchnęła i poleciała do tyłu na materac rozkładając ręce w krzyż.
-Co oznacza ten symbol? -Podniosła głowę, a ja wskazałem na literę A w okręgu.
-Znak buntu. Najczęściej używają go fani Punk Rocka.
-Jaka ty niegrzeczna. -Skitowałem drwiącym głosem i zacząłem się śmiać.
-Bardzo zabawne...
Na biurku nie uszły mojej uwadze zdjęcia. Spojrzałem na leżącą Sam i porównywałem do tej z obrazka.
-Ile masz lat na tym zdjęciu?
-Szesnaście. A co?
-Nic. Strasznie zmieniłaś styl ubierania.
-Ed nie przepadał za glanami, skórą, gorsetami i takimi tam... Twierdził, że to dziecinne i lekko straszne.
-E tam. Wyglądałaś tylko jak chodząca śmierć. -Wystawiłem jej język kiedy podniosła głowę.
Gdy tak sobie leżała i wpatrywała się w sufit, w końcu do niej podszedłem i zawisłem nad nią, przytrzymując się rękami.
-Co ty robisz?-Zmarszczyła brwi.
-Patrze na moją Dziewczynę. -Podkreśliłem te słowo i posłałem jej uśmiech gangstera. -To lepsze niż bycie przyjacielem. -Udawałem zamyślonego.
-Bycie przyjacielem nie jest takie złe. Dlaczego tak się uparłeś? -Przewróciła oczami.
-Bo ciebie pożądam. -Wbiła swój wzrok w moje brązowe oczy i przygryzła wargę.
-Ja tak nie umiem. -Wyszeptała. -Mam zasady i nie uprawiam seksu z kim popadnie. Poza tym, już nazwałam ciebie swoim przyjacielem.
-Zawsze można być przyjaciółmi od seksu. -Powiedziałem poważnie. -Zrozum, że ja dosłownie nic nie mogę robić na misjach bo myśle o tobie. Naprawdę nie wiem jak sobie z tym radzić. -Odwróciłem głowę w bok.
Po chwili jednak poczułem na policzkach ciepłe dłonie, które moją twarz odwróciły naprzeciw Samanthy. A następnie poczułem na wargach jej usta. Lekko zdziwiony oddałem pocałunek powoli zmieniając go z lekkiego, w szaleńczy i zachłanny. Moja jedna z dłoni błądziła po jej ciele. Nagle się od niej oderwałem.
-Dlaczego to robisz?-Zapytałem.
-Pomagam ci. Jeżeli nie możesz się skupić przeze mnie, a ja nie chcę, aby coś ci się stało, to chyba jest to jedyne rozwiązanie.
Była najlepszą kobietą jaką spotkałem. Nie pasowała do otoczki 'zbuntowanej'. Miała serce, którego ja nie posiadałem.
_______
Jak wam sie podoba taki rozwój sytuacji? 😇😅
CZYTASZ
Kim Jestem? (+18) {3. Część}
RomansaJego kakaowe oczy i kruczoczarne włosy sprawiły, że z rysami twarzy był wszystkim co piękne. Wykorzystywał urodę i to czego się nauczył do najtrudniejszych misjii. Był najlepszy. Szkolony od najmłodszych lat. Bezwzględny i wyprany z uczuć. 18-nasto...