Nienawidzę zabierać takich ludzi jak ty, Jamesie. Ludzi zmienionych, a tak bezlitośnie słabych, którzy nie chcą żyć.
Może masz rację. Może jestem trochę sadystą. Ale na pewno nie dało mi przyjemności zgaszenie płomienia twojego życia.
Byłeś żołnierzem, Jamesie. Żołnierzem z krwi i kości. Broniła cię moja ręka, ale niewiele musiała robić. Słusznie zauważyłeś, że złapałem cię, gdy spadałeś w przepaść. To był jednak jedyny raz, z którego bez mojej pomocy, nie mogłeś wyjść żywy.
Z innych mogłeś się wybronić. Jednak kazano mi uchronić cię od wszelkiego zagrożenia życia. Intuicja kazała mi to zrobić.
Wiedziałem, że jesteś inny. W pewnym sensie cię rozumiem - twoja inność powodowała to, że tylko on, Steve, chciał przebić się przez twardą skorupę przyzwyczajeń i chaosu. Nie pozwoliłeś mu na to, Jamesie. Nie pozwoliłeś, choć powinieneś był. On by ci pomógł. Nadal byś żył. Mógłbyś nawet prowadzić normalne życie.
Ale ty nie chciałeś. Wolałeś żyć w przeświadczeniu, że nikt nie jest w stanie ci pomóc. Widziałeś jego starania, lecz z góry założyłeś, że nie wystarczą.
A wystarczyłyby.
Mógłbyś iść z nim do baru, napić się, szczerze pogadać. A zamiast tego stoisz teraz obok niego, Jamesie.
Widzisz łzy cieknące po jego policzkach. Płacze nad tobą, Jamesie. Rozpacza, bo postanowiłeś zamknąć się w swoim zszarganym umyśle, odcinając od niego. Z początku myślał, że to wina tego, jak cię zmienili. Potem domyślił się, że to nie tu leży problem. Że to ty nie chcesz go wpuścić do środka.
Było mu przykro, ale powtarzał sobie, że to się zmieni i nastanie dzień, w którym wszystko mu powiesz. Ale nie nastanie. Nie żyjesz. Już nigdy się z nim nie spotkasz. Nawet wtedy, gdy on umrze. Nigdy nie pozwolę wam się spotkać, abyście mogli porozmawiać.
Tracił cię dwa razy. Nie pozwolę, by tracił i trzeci.
Czuję ból jego serca, Jamesie. Ono pękło po raz drugi. Krwawi obficie. Ja mu pomogę. Nie dam mu zginąć. Musi sobie poradzić z twoją stratą. Doskonale wiesz, że będzie mu ciężko.
Zachowałeś się samolubnie, Jamesie. Nie mogę cię za to winić - po części przyczyniłem się do twojego stanu. On też cię nie wini.
Stoję kilka metrów za nim. Widzę w jego sercu cień smutku. Miałeś rację - obwinia się, że ci nie pomógł. Nie martw się i ty, Jamesie. Upora się z tym. Ma to, czego ty nie miałeś, ma kogoś, kto będzie go pocieszał, kiedy zamknie się w sobie i pracę, która odciągnie go od żalu.
Będzie o tobie myślał przez dekady, Jamesie.
Czy widzisz? Wyjął kartkę, na którą wtedy kapała krew. Nauczył się jej treści na pamięć. Powtarza ją każdej bezsennej nocy. Tak, Jamesie. On nie śpi. Nie zmrużył oczu od trzech dób. W końcu zaśnie, a obudzą go koszmary.
I ty, Jamesie. Ty też go obudzisz. Zostałeś skazany na czyściec. Będziesz się błąkał przez wieki po tej ziemi.
Znam cię na tyle dobrze, by wiedzieć, że będziesz przy nim czuwał. Wolny, choć zniewolony. Taki jesteś, Jamesie.
Zniewolony przyjaźnią.
Czy widzisz? Zostawił kartkę od ciebie na twym grobie. To pożegnanie, Jamesie. Próbuje się otrząsnąć, ale nie potrafi.
- Przeżyłeś tyle rzeczy, Bucky. Dlaczego umarłeś akurat przez podcięcie sobie żył? Czy było ci aż tak źle?
No właśnie. Czy było ci aż tak źle? Najwidoczniej było. Tak bardzo chciałeś umrzeć.
Widziałeś, że byłem głodny. Jednak coś mnie powstrzymywało przed zabraniem cię.
Ale zacząłeś się modlić. Doskonale wiedziałeś, że wtedy całą moją samokontrolę szlag trafia. Tak jak wtedy.
Czy widzisz? Steve idzie do domu. Domu pustego, przepełnionego ciszą, cierpieniem i strasznymi wspomnieniami. Wejdzie tam, rozejrzy się i wyjdzie. Pójdzie na przechadzkę po mieście. Wpadnie do jakiegoś hotelu, by posiedzieć tam przez resztę nocy.
Będziesz przy nim. Będzie cię czuł.
Mów do niego. Nie będzie cię słyszał, ale uspokoisz jego podświadomość. Nie daj mu się stoczyć, Jamesie.
Liczę, że nie będę musiał was szybko odwiedzać.
Żegnaj, Jamesie. Opiekuj się tym załamanym człowiekiem. Opiekuj się duszą, która ma jeszcze szansę żyć normalnie. Opiekuj się duszą, dla której jeszcze jest nadzieja, Jamesie.
Nie daj się pokonać przez jego ból. Nie daj mu próbować popełnić tego błędu, który i ty popełniłeś.
Bo wtedy przyjdę, a dla niego nie będzie już nadziei. Będzie próbował, aż domyśli się, co na mnie działa. I przepadnie tak jak ty, Jamesie. Zginie pochłonięty przez ból. Doskonale wiesz jaki.
Żegnaj, Jamesie. I niech Bóg ma cię w swojej opiece.
CZYTASZ
Teatr Bólu
FanfictionDziwne jest życie, którego nie da się zakończyć mimo wielu prób. Dziwna jest zszargana psychika, której nie można załatać. I dziwne tworzy rzeczy. Zamyka ciało w złudnej iluzji bezsilności. Każe kończyć teatr bólu, zwany życiem. Każe malować obrazy...