Prolog

165 16 12
                                    

Delikatnie stąpałam po szczycie góry południowej, z której widać było całe miasto. Wiatr muskał moją twarz, a policzki delikatnie zarumieniły się z zimna. Ostrożnie weszłam na jeden z większych kamieni i usiadłam, wyciągając z pochwy mój sztylet. Zaczęłam go polerować, obserwując każdy jego milimetr. Był srebrny, bardzo dobrze wykonany. Miał wygrawerowane motto naszego rodu "Mille tendresse". Jego rękojeść natomiast miała barwę żółto-białą. Najpiękniejszy sztylet w całym królestwie. Nagle poczułam, że ktoś obejmuje moją szyję ramieniem i przyciąga do siebie, drugą ręką wytrącając mi sztylet z dłoni. Zakrywa moje usta jakimś materiałem i przybliża się.
- Powinnaś być bardziej ostrożna - szepnął, powstrzymując śmiech.
Strąciłam jego rękę z moich ust.
- A Co? Zabiłbyś mnie?
- Nic by mi nie dała twoja śmierć. - Zabrał swoją rękę z mojej szyi i położył brodę na moim ramieniu. -
- To po co mam być ostrożna? - Zaśmiałam się i poszłam podnieść sztylet, który leżał niedaleko.
- Przestań się ze mną droczyć. - Spojrzał na mnie. - Nie jesteś ukochaną księżniczką poddanych, musisz uważać.
- Nawet jeżeli bycie pupilkiem pobożnych i lizanie dupy szlachcie gwarantowałoby mi bezpieczeństwo, i tak bym się tego nie podjęła. - Kopnęłam niewielki kamień, w stronę brata.
- Wiem, za to Cię podziwiam. - Uśmiechnął się, podchodząc bliżej mnie. - Z resztą nie tylko ja.
- Dobrze cię znów widzieć, Frank - przytuliłam go najmocniej, jak tylko potrafiłam.
- Ciebie też, mała. Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa. - Pogłaskał mnie po głowie.
- Nie martw się o mnie, jestem już dużą dziewczynką. - Mrugnęłam do niego i ruszyłam wzdłóż ścieżki.
- Zawsze będę się martwił, straciłem już jedną kobietę w swoim życiu.
- To znajdź nową. - Wytknęłam mu język, na co Frank odpowiedział mi lekkim ciosem w ramię.
- W klasztorach związki z kobietami są zakazane, nawet w tych rycerskich. - Spojrzał przed siebie.
- A z mężczyznami? - Zerknęłam na niego dyskretnie, dostrzegając niewielki uśmiech na jego twarzy. - No proszę...
- Daj spokój, odprowadzę cię już. Zapada zmrok.
- Wiem, gdzie iść - wtrąciłam, tuląc się do niego jeszcze raz.
- Uważaj na siebie, dobrze?
- O Victora też się tak martwisz? - odparłam, odrywając się od niego.
- On nie jest moim bratem - powiedział chłodnym głosem, prawie mnie ciarki przeszły.
- To, że go nie akceptujesz, nie znaczy, że nie jest Twoim bratem.
- On nim po prostu nie jest, a przynajmniej nie takim, jak myślisz.
- Wiem, zdążyłeś już mi to wytłumaczyć nie raz.
- Kocham cię, Ari. - Objął mnie ostatni raz.
- Ja ciebie też, do zobaczenia wkrótce? - zapytałam z wymalowanym grymasem na twarzy.
- Wyślę kruka, obserwuj niebo. -
Uśmiechnął się i odszedł w drugą stronę.
- Obserwuję - szepnęłam. - Codziennie to robię.


Soon ♡

My Lord Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz