10.

2 1 0
                                    

Wróciłam do domu o pierwszej po południu. W domu nikogo nie było, bo macocha pracuje do szesnastej.
Rzuciłam torbę na podłogę, zdjęłam buty i resztę nakryć po czym poszłam do kuchni.
W lodówce znalazłam spaghetti, które po chwili podgrzałam. W między czasie nalałam sobie mocno gazowanej wody do kubka i postawiłam go na stole.
Obiad po ppdgrzaniu nadal sprawiał wrażenie zimnego, ale dało się zjeść.
Po posiłku (znowu coś we mnie wstąpiło!) pozmywałam brudny talerz i kubek i poszłam do siebie, na górę.
W biurku znalazłam słodycze od macochy, ale po zimnym spaghetti nie miałam na nic ochoty.
Rzuciłam się na łóżko i po chwili zatopiłam się w miękkim kocu i w poduszkach.
Leżałam tak minutę lub dwie, a potem usłyszałam pukanie w okno.
Odwróciłam szybko głowę i poczułam chwilowy ból, ale ktoś za oknem był ważniejszy.
Od razu rozpoznałam tę śliczną, niegrzeczną twarz Josha.
Podeszłam do okna i prędko je otworzyłam.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że siedzi na grubej gałęzi dębu rosnącego obok mojego okna.
-Pogięło cię?!- wrzasnęłam na jego widok.
-Czy tylko ja czuję romantyzm tej sytuacji?...- zrobił zadziewioną minę.
Otworzyłam usta, a Josh wykorzystał chwilę i przeskoczył z drzewa na parapet i na podłogę.
-Zgrabny jestem, wiem- powiedział z uśmiechem gdy zobaczył, że cały czas mu się przyglądam.
-O, dobry żarcik.Brakowało mi takich ostatnio...- zaśmiałam się sztucznie, a potem skoczyłam mu na ręce i pocałowałam go mocno i namiętnie.
-Nie zaprzeczę za to, że dobrze całujesz- rzekłam gdy ostatni raz musnął mnie swoimi ustami.

PRZESZKODAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz