Potrzeba było miesiąca, by Kim Taehyung wreszcie wybuchł.
Wytrzymywał tą ciszę już dostatecznie długo i nie miał zamiaru jej przedłużać ani chwili dłużej.
Od jakiegoś czasu Jeon Jungkook – jego najlepszy przyjaciel od kiedy dinozaury chodziły po tej planecie – zachowywał się cholernie dziwnie i było to co najmniej niepokojące.
Zaczęło się niewinnie. Jego młodszy o rok sąsiad, bo mieszkali naprzeciwko siebie od przeprowadzki Taehyunga w to sąsiedztwo, zaczął anulować ich co weekendowe spotkania. Było to zbrzeszczeczenie wszystkich świętości, ponieważ leżenie od białego rana w sobotę do późnego świtu w niedzielę i oglądanie anime, gdy zawijali się w kokony z koców na łóżku Jungkooka, było ich tradycją. A tradycji nie można od tak sobie olewać!
Chłopak przestał też z nim wracać ze szkoły. A, dziękuję bardzo, wracali razem z tego przedsionka piekła od obsmarkanej podstawówki. Kiedy było ciepło, w drodze powrotnej kupowali tego loda, którego łamało się na pół, ponieważ miał w sobie dwa patyczki. Kiedy było zimno, Taehyung zaciągał go do swojego domu na gorącą czekoladę, ponieważ nikt nie robił tak zajebistej gorącej czekolady jak jego ojciec, a potem gdy puszczał go wreszcie do domu obwiązywał go dodatkowo swoim szalem, choć droga z jednego mieszkania do drugiego zajmowała jakieś dwie minuty przy powolnym czołganiu się po ziemi.
Ale nie, Jungkook miał w dupie ich piękne tradycje i wspomnienia, tak pieczołowicie pielęgnowane od dziecka. Teraz, gdy mieli się spotkać czy coś razem porobić, zawsze znajdował jakieś lamerskie wymówki, byle się z tego wymiksować – jakieś dodatkowe spotkanie kółka fotograficznego, projekt grupowy czy zupa na gazie.
Taehyung, jako zajebisty przyjaciel, jakim był, zaproponował, że na niego zaczeka. Pograłby sobie w tym czasie na telefonie albo poplotkowałby z z biblioterkarką, która na lewo załatwiała mu najlepsze książki modowe. Ale Jungkook, ten buc, zapierał się przed tym jak diabeł przed wodą świeconą, mówiąc, że nie ma co tracić czasu, że lepiej niech Tae zajmie się lekcjami z matmy (przyganiał zresztą kocioł garnkowi, bo Jungkook miał jeszcze gorsze oceny od niego z tego przedmiotu, dziękuję bardzo. Gdyby nie to, że Namjoon się nad nimi litował i robił im zadania, jak gadali przez teamspeaka, oboje byliby w wyjątkowo ciemnej i mrocznej dupie).
I na początku nawet go to tak nie martwiło. Okej, Jungkook jest zajęty, luzik – Taehyung wzruszył ramionami i zajął się swoimi sprawami, nie był w końcu jakimś zazdrosnym mężem, co czeka na szpilkach, aż żona wróci z imprezy.
Ale wymówkom nie było końca. Zwykle on i Kookie byli nierozłączni jak bliźniaki syjamskie, jak guma przyczepiona do buta, słowem zajebisty z nich był duet. Rodzice Taehyunga zawsze nawet powtarzali, że wraz z przeprowadzką zyskali nie tylko nowy dom, ale i syna. Cholera, trzymali dla Jungkooka specjalnie parę kapci i osobną pościel! A kołdra z Iron-Manem chyba coś znaczyła?!
Więc tak – Taehyung trochę bardzo tęsknił.
Nie zdawał sobie sprawy, jak może mu brakować Kookiego, dopóki nie ograniczyli spotkań praktycznie tylko do widywania się w szkole.
Z innych martwiących Taehyunga spraw – Jungkook zaczął używać podkładu. Albo kremu z podwójną drugą literką alfabetu na końcu. Nieistotne.
To nie tak, że Taehyung miał coś przeciwko malujących się facetom, bo naprawdę, wszystko było dla ludzi. Mógł nawet podejść do tego artystycznie, jako człowiek głęboko zainteresowany sztuką, i stwierdzić, że dla każdego człowieka jego własna twarz może być niczym czyste płótno, które za pomocą makijażu można przeisotczyć w arcydzieło. I absolutnie to, co miałeś między nogami, nie zmieniało tego stanu rzeczy.
CZYTASZ
acne ➳ taekook
Fanfiction"Lubię cię w sensie: za każdym razem jak się przytulamy muszę martwić się o bardzo niezręczny wzwód" - czyli o dwóch przyjaciołach w trakcie burzy hormonalnej. Jeden z nich nienawidzi swojego odbicia w lustrze, drugi próbuje go przekonać, że mógłby...