><><Harry><><
Ale Louis się nie odezwał. Spuścił wzrok, wbijając go w koc. Nie oczekiwałem, że powie cokolwiek. Byłem dla niego niemiły i to normalne, że moje inne zachowanie wobec niego było mylące. Zapewne potrzebował czasu. Nie naciskałem.
Odłożyłem talerzyk na szafeczkę. Podniosłem się z łóżka i pomogłem wygodnie położyć się szatynowi. Poprawiłem koc i poduszki. Cicho mi podziękował. Przez chwilę na niego patrzyłem, aż w końcu postanowiłem dać mu odpocząć. Zabrałem talerzyk i chciałem odejść, gdy złapał mnie za rękę.
- Czy tamto w domku to...
- To działo się naprawdę, Lou. - odpowiedziałem. - Odzyskałeś przytomność i rozmawialiśmy, nie wiem czy to pamiętasz, ale...
- Pamiętam. - zapewnił. - Naprawdę mnie nie nienawidzisz?
Westchnąłem cicho i odwróciłem się do niego przodem. Przysiadłem na piętach przy łóżku. Wolną dłonią sięgnąłem do jego policzka. Pogłaskałem delikatną skórę. Widziałem jak lekko przymknął oczy.
- Nigdy cię nie nienawidziłem. - powiedziałem szczerze. - Owszem, potrafiłeś mnie irytować samą swoją obecnością, ale... to chodziło o mnie. Zaczniemy od nowa?
Skinął głową i uważnie mi się przyjrzał. Uśmiechnąłem się delikatnie i podałem mu dłoń, którą po chwili uścisnął.
- Harry Styles, straszny egoista i maruda. - zaśmiałem się. - Ale to się zmieni.
- Louis Tomlinson, sierota i przybłęda. - odparł.
- Nie mów tak. - mruknąłem. - Louis Tomlinson, samotny kowboj brzmi lepiej.
Uśmiechnął się lekko i skinął głową. Wyglądał na zmęczonego, chociaż dopiero co wstał. Wciąż potrzebował snu. Zamknął oczy i spokojnie oddychał. Nachyliłem się nad nim i pocałowałem go w czoło.
- Zaraz do ciebie wrócę. - obiecałem.
Podniosłem się i wyszedłem z pokoju. Ruszyłem do kuchni, gdzie odłożyłem talerzyk. Przy stole siedziała Gemma, Zayn oraz Liam. Pogrążeni byli w rozmowie. Gdy mnie zobaczyli zamilkli i uważnie obserwowali. Włączyłem czajnik, aby zagotowała się woda. Przygotowałem kubek, wkładając do niego torebkę z herbatą. Odwróciłem się i spojrzałem na nich groźnie. Czemu się tak na mnie gapili?
- Coś nie tak? - zmrużyłem na nich oczy.
- Od kilku minut biegasz między kuchnią a swoim pokojem. - zauważyła Gem. - Louis się obudził? Nie chciałeś nam poprzednio nic powiedzieć...
- Obudził się. - odparłem.
Zauważyłem, że Zayn wstał z krzesła i chciał ruszyć do szatyna. Szybko stanąłem w drzwiach, nie chcąc, aby stąd wyszedł.
- Obudził się, zjadł i dałem mu lekarstwa, tak jak zalecił lekarz, Zayn. - powiedziałem. - Ale nie pójdziecie do niego, ponieważ musi odpocząć.
- W twoim towarzystwie na pewno tego nie zrobi. - mruknął.
- Teraz poszedł spać, więc i tak nic tam po tobie... - zignorowałem jego wcześniejsze słowa.
- Więc po co tam idziesz? - uniósł jedną brew do góry.
- Może dlatego, że to mój pokój? - odparłem.
- Sporo cię ominęło, Zayn. - zaśmiała się moja siostra. - Usiądź, to ci wszystko opowiemy, przynajmniej tyle, ile wiemy.
- Nic nie wiecie. - spojrzałem teraz z wyrzutem na siostrę.
- Nasz Hazza się zmienił. - zaśmiała się. - Ale nie złość się braciszku.
Zgromiłem ich wszystkich spojrzeniem. Akurat zagotowała się woda. Zalałem herbatę i gdy się zaparzyła, wyrzuciłem torebeczkę. Złapałem za kubek i ruszyłem do wyjścia. Słyszałem cichy śmiech swojej siostry. Zaczęła mnie już irytować.
Skierowałem się w stronę schodów. Wszedłem po nich i po chwili znalazłem się już w swoim pokoju. Louis zasnął. Miałem nadzieję, że zdążę przynieść mu gorącej herbaty przed snem, ale nie zdążyłem. Postawiłem kubek na szafeczce. Obszedłem łóżko i położyłem się po drugiej stronie na materacu.
Przysunąłem nieco bliżej do szatyna, ale nie za blisko. Nie chciałem go znów zezłościć. Poprzednio nie wiedziałem, że się do niego przytuliłem. Nie rozumiałem dlaczego tak zareagował. Przecież nie zrobiłem mu żadnej krzywdy, gdy objąłem go w pasie. Nieświadomie zresztą.
Zamknąłem oczy i odetchnąłem z ulgą. Mogłem teraz odpocząć. Poprawiłem swoją poduszkę i przykryłem się małym skrawkiem koca.
- Dobranoc, Lou. - szepnąłem na koniec, po czym zasnąłem.
Gdy się obudziłem, był już ranek. Pierwsze promienie słoneczne wpadały przez szybę. Zmrużyłem oczy, chcąc przyzwyczaić się do światła. Nie chciało mi się wstawać. Zapewne niedługo będzie śniadanie. Gdy chciałem się podnieść, poczułem jak ktoś się poruszył.
Na mojej klatce piersiowej leżał Louis. I tym razem to nie ja się do niego przytulałem, a on do mnie. Miał przyciśnięty prawy policzek do mojej koszuli. Wciąż smacznie sobie spał. Usłyszałem teraz skrzypnięcie drzwi. Przez nie wbiegł Clifford, a za nim pojawił się mój ojciec. Uśmiechnął się lekko i po cichu podszedł bliżej.
- Musiałem wyprowadzić tego kolegę, bo zsikałby się na dywanik. - wytłumaczył. - Za pół godziny będzie śniadanie. Nie musicie wstawać, Gemma wam je tu przyniesie.
Skinąłem głową i spojrzałem na szatyna. Włosy miał w nieładzie, były nieco przetłuszczone, ale nie przeszkadzało mi to. Myślałem, że ojciec wyszedł, ale jedynie stał i się przyglądał. Było to bardzo krępujące.
- Jak on się czuje? - zapytał. - Przychodziłem tu w nocy dwa razy, ponieważ słyszałem jak wołał, ale uspokoił się, gdy tylko przytulił się do twojej ręki.
Poczułem, jak moja twarz robi się czerwona. Piekły mnie nawet uszy. Des tylko się zaśmiał. Chyba dobrze się bawił, w przeciwieństwie do mnie.
- Czuje się już lepiej, rozmawiałem z nim wczoraj przez chwilę. - odparłem i teraz przyłożyłem rękę do jego czoła. - I gorączka zaczyna ustępować.
- Wiedziałem, że złapiecie nić porozumienia. - odparł z uśmiechem. - Możecie jeszcze sobie pospać.
Po tych słowach opuścił mój pokój. Odetchnąłem z ulgą, ale chyba nie tylko ja. Poczułem jak szatyn się ode mnie odsunął. Otworzył oczy i spojrzał na mnie.
- W końcu sobie poszedł. - westchnął.
- Nie spałeś? - zdziwiłem się.
- Nie śpię już od jakiejś godziny. - przyznał. - Ale byłeś wygodny i nie chciałem się odsuwać.
- Nie przeszkadzasz mi. - zapewniłem i przygarnąłem go do siebie ramieniem. - A tobie? Bo wczoraj...
- Przy tobie czuję się bezpiecznie. - uśmiechnął się lekko i zamknął oczy, wtulając w mój tors.
><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><
Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje/wilczki!
Miłego dnia wam życzę! ♥
A ja znów lecę do swoich obowiązków :/
Dziękuję za gwiazdki i komentarze!
Do następnego XxX
><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><
CZYTASZ
Lonely Cowboy ~Larry ❌
Fanfiction#7|| Tego dnia padało. Krople spływały po kapeluszach, kiedy szliśmy go pożegnać. Był dobrym człowiekiem. Jego śmierć była dla nas ogromnym zaskoczeniem. Gdy żegnaliśmy się z nim po raz ostatni, zobaczyłem go. Stał z dala od nas i wpatrywał się w t...