Powiem Wam szczerze, że ja nie wiem co to jest :D Napisałam to w niecałą godzinę i mniej więcej już na początku straciłam wątek i pisałam co tylko przyszło mi do głowy. Także znowu gejoza, postaci własne, fantastyka. Może rozwinę kiedyś te postacie :D
Mam nadzieję, że tak czy siak Wam się spodoba ^^
---
- Michael, odsuń się, mam zamiar zrobić coś głupiego! - krzyknął czarnowłosy, ciskając w grupę przeciwników kulą ognia.
- A bo to pierwszy raz? - odkrzyknął mu blondyn odpierając atak wrogiego rycerza mieczem. - Aly, całe twoje życie to seria robienia głupich rzeczy przerywana spaniem i jedzeniem, myślisz, że już się nie przyzwyczaiłem?
- W takim razie podejdź bliżej skoro nie zamierzasz uciekać - Alyward zbliżył się do przyjaciela i objął go ramieniem.
- O nie, ani mi się waż! - syknął blondyn, ale młody czarownik już zaczął wypowiadać inkantację zaklęcia. Po chwili, gdy z mocą ją zakończył, otaczający ich przeciwnicy, i właściwie wszyscy w promieniu kilkunastu metrów padli na ziemię. Po chwili Alyward osunął się nieprzytomny na trawę.
- Nienawidzę cię - poinformował go Michael. Czarnowłosego oczywiście nie odpowiedział. Blondyn westchnął i pociągnął nieprzytomnego chłopaka w górę, a potem powoli ruszył w stronę majaczącego się w oddali zamku.
***
- Jesteś idiotą - mruknął Michael siadając przy szpitalnym łóżku. Alyward skinął tylko głową.
- Nie zamierzasz się kłócić?
- Po prostu nie chcę, żebyś zacząłem krzyczeć - odpowiedział czarnowłosy. - Głowa tak mnie boli, że zastanawiam się, czy przypadkiem nie pękła.
- Musiałem cię ciągnąć do samego lazaretu - syknął Michael mrużąc oczy.
- Chciałem pomóc...
- Oczywiście, zawsze chcesz tylko pomóc. A ja, jako twój strażnik z rozkazu twojego ojca muszę się za tobą wlec i cię pilnować. Poradzilibyśmy sobie bez tego, twoje kule ognia całkiem nieźle robiły robotę.
- Myślałem, że mnie lubisz - naburmuszył się Alyward a Michael parsknął śmiechem.
- Lubię. Ale i tak strasznie mnie wnerwiasz przez dziewięćdziesiąt procent czasu, który spędzamy razem. Wiesz, naprawdę mam ochotę zacząć się na ciebie drzeć. Ale twój ojciec jest już w drodze, a on jest lepszy w krzyczeniu na ciebie.
Oczy czarnowłosego rozszerzyły się w szoku.
- Michael, proszę, ratuj - wyszeptał chwytając przyjaciela za nadgarstek. - Nie wytrzymam jeśli zacznie krzyczeć.
Blondyn westchnął, a potem wyciągnął z sakwy przy pasku niewielką fiolkę z fioletowym eliksirem.
- Trzymaj, przeciwbólowy. I ma działanie usypiające, powiem twojemu ojcu, że śpisz, wystarczy, że będziesz dobrze udawał.
- Kocham cię - Alyward uśmiechnął się, a Michael parsknął śmiechem.
- No już, pij, do dna, bo twój ojciec pewnie jest blisko.
Czarnowłosy wypił całą zawartość fiolki i opadł na poduszki.
- Kręci mi się w głowie. To normalne? - zapytał.
- Normalne. A teraz śpij - odparł Michael i powoli wycofał się z pokoju. Stanął pod drzwiami trzymając wartę. Kilka minut później zza zakrętu wyłonił się król Elenor, więc blondyn przyklęknął przed nim.
- Co z moim synem? - zapytał mężczyzna, gestem nakazując Michaelowi wstanie.
- Śpi, dałem mu coś przeciwbólowego. Gdybym wiedział, że zmierzasz, panie, wstrzymałbym się, żebyś mógł z nim porozmawiać.
- Niech odpoczywa, mogę porozmawiać z nim później. Nie wywinie się od tej rozmowy, nie tym razem.
- Dam ci znać, panie, gdy tylko się obudzi.
- Trzymam cię za słowo - król uśmiechnął się. - Dziękuję, że przy nim byłeś, bez ciebie pewnie zginąłby już dawno temu. Dobrze, że ma takiego przyjaciela.
- Nie śmiałbym się nie zgodzić - odparł Michael, a Elenor roześmiał się i odszedł.
***
- Słyszysz?
Michael pokręcił głową i spojrzał pytająco na przyjaciela.
- Co mam słyszeć?
- Drzewa. Szepczą - Alyward uśmiechnął się; oczy mu błyszczały.
- Nie mam w sobie krwi elfa, jestem tylko rycerzem, nie postrzegam wszystkiego jak ty.
Czarnowłosy chwycił go za nadgarstek; Michael poczuł ciepło płynące z jego dłoni, a potem... Usłyszał. Tak jakby ktoś szeptał mu do ucha coś w nieznanym mu języku, niemal nie różniło się to od szumu wiatru, ale sprawiło, że blondyn miał ciarki na ramionach.
- Słyszysz - w głosie czarnowłosego było aż słychać radość. Michael nie mógł się nie uśmiechnąć.
- Słyszę, ale nie rozumiem - odparł cicho.
- Mówią o tym, co było i o tym, co będzie. Mówią, że ktoś się zbliża - ledwie skończył to zdanie, tuż przed twarzą śmignęła mu pierzasta strzała. Zaraz potem zostali zasypani gradem strzała. Alyward szybko wyszeptał inkantację tarczy otaczając ich obu magiczną barierą. Zerknął na przyjaciela i dostrzegł, że ten krwawi z rany zadanej mu w brzuch przez strzałę.
- Michael!
- Trzymaj tarczę, dam sobie radę - syknął blondyn.
- Ale...
- Trzymaj tarczę, ja nas nie obronię!
Czarnowłosy odwrócił od niego wzrok i skupił się na utrzymaniu bariery wokół nich. Miał wrażenie, że minęły wieki nim przerwano ostrzał. W jednej chwili tarcza opadła, a czarnowłosy przyklęknął przy przyjacielu.
- Michael, musisz wytrzymać, spróbuję ci to zaleczyć, ale...
- Dam radę, musimy po prostu wrócić do zamku, tam już mi pomogą.
- Do diabła, możesz nie dożyć dotarcia do zamku! - krzyknął czarnowłosy. - Pozwól mi chociaż raz ci pomóc!
- Nie umiesz kontrolować swojej magii do końca, jesteś w stanie się wykończyć - głos blondyna był spokojny co jeszcze bardziej irytowało Alywarda.
- Pieprz się - syknął. Gwałtownym ruchem wyciągnął mu z brzucha strzałę, a potem pocałował go mocno i jednocześnie przyłożył dłonie do rany, zmuszając drzemiącą w nim magię żeby się ukierunkowała. Dopiero gdy poczuł się naprawdę słaby odsunął się. Popatrzył spod grzywki na blondyna, który dyszał ciężko i dotykamy ostrożnie miejsca, gdzie jeszcze chwilę wcześniej była świeża rana.
- Mówiłem ci, żebyś tego nie robił - powiedział po chwili Michael. - Co to było?
- Uratowałem ci życie. A ty zamiast podziękować pytasz, co to było - Alyward wywrócił oczami.
- Pocałowałeś mnie.
- Żeby cię rozproszyć.
- Nie chciałbyś zrobić tego jeszcze raz?
Czarnowłosy spojrzał na niego przekrzywiając głowę.
- Ojciec mnie zabije jak się dowie - stwierdził.
- Jakbyś wcale nie robił tysięcy rzeczy dziennie, za które powinien cię zabić - Michael uśmiechnął się. W odpowiedzi Alyward pochylił się w jego stronę znów go całując.
Ojciec go zabije, był tego pewien. Ale chyba to było tego warte. Z głębokim naciskiem na chyba. Bo już wyobrażał sobie jego krzyki i miał ochotę nie wracać do domu.
CZYTASZ
Multifandomowy Kalendarz Adwentowy 2017
FanfictionDruga edycja kalendarza adwentowego pełnego fanfiction, głównie z parami gejowskimi, więc jeśli ktoś ich nie lubi, to radzę uciekać :D Więcej informacji w pierwszym rozdziale.