22:00

42 9 2
                                    

Piękny był to wieczór, lecz mroźny. Płatki śniegu tańczyły w powietrzu jak miliardy małych baletnic. Choć pora była późna, wciąż dało się słyszeć gdzieś w oddali odgłosy klaksonów, śmiech mniej lub bardziej pijanych ludzi i głośne śpiewy kolęd. Choinki mieniły się za zaszronionymi szybami, rzucając wielobarwne światło na biały puch. I mimo że mróz był nie do zniesienia, dwójka pewnych chłopców szła ramię w ramię wzdłuż starych uliczek. Za nimi dzielnie przedzierał się przez zaspy bury kundelek, który ze wszystkich sił próbował dotrzymać im kroku. Spacerowali tak w stoickim spokoju i błogości, mijając kolejne kamienice. Wkrótce doszli do Pałacu Zimowego, który to jeszcze kilka godzin temu widzieli tylko z okna. Teraz z bliska przypatrywali się wszystkim zdobieniom i segmentom budynku, nie mogąc wyjść z podziwu, że ręce ludzkie są w stanie zbudować takie cuda. Przed chłopcami ukazał się most prowadzący na drugi brzeg Newy. Baekhyun na sam jego widok pobiegł prędko przed siebie, by wkrótce zatrzymać się w połowie drogi. Mucha bez zastanowienia ruszył za nim, radośnie przy tym szczekając. 

-Gdzie ci się tak śpieszy? -Zapytał zdziwiony Chanyeol. Wciąż obserwował chłopaka, który położył teraz swoje drobne dłonie na ośnieżonej barierce mostu i patrzył z zachwytem na miasto pogrążone w nocnej zadumie. 

-Przychodziłem tu kiedyś z matulą. Na tym moście mogliśmy spędzać całe godziny.

-Co ciekawego można robić na zwykłym moście? -Parsknął brunet.

-Chociażby to! -Baekhyun w mgnieniu oka skulił się i podniósł śnieżną kulkę. Z całej siły cisnął ją w sylwetkę Chanyeola. Ta dosięgnęła jego ramienia i rozbiła się na nieskazitelnie biały pył. 

-Tylko żarty ci w głowie... -Ten wyższy zdawał się karcić chłopca, co sprawiło, że ten stracił na chwilę czujność. Wtem również na nim wylądowała śnieżka, lecz tym razem dosięgnęła jego czupryny schowanej pod kaszkietem. 

Ta niewinna zabawa wkrótce przerodziła się w istną bitwę, niewiele różniącą się od tej dzieciaków, którą Chanyeol jeszcze rano obserwował z politowaniem. A kiedy ciągłe schylanie się po amunicję poczęło nużyć bruneta, podbiegł on nagle do Baekhyuna i wziął go na ręce, co nadzwyczaj zadziwiło rozbawionego chłopca. Chanyeol kręcił się w kółko i w kółko, a z każdym obrotem kasztanowłosy krzyczał coraz głośniej i śmiał się coraz bardziej. Wkrótce ręce bruneta zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa, a nogi ugięły się pod ciężarem dwójki. Chłopak poślizgnął się i upadł na plecy, a Baekhyun wylądował na jego szerokiej klatce piersiowej. Patrzyli na siebie zadyszani, wypuszczając z ust ogromne chmury pary wodnej. Nie wiedzieć czemu, jakiś niewidzialny magnes przyciągał ich ku sobie na tyle mocno, że po paru chwilach ich twarze dzieliło niespełna kilka centymetrów. I kiedy ich usta już miały się zetknąć, poczuli w nich nagle długą, kudłatą sierść.

-Mucha... -Chanyeol zaczął, patrząc groźnie w oczy szczeniaka.

-Bardzo zły pies -Kasztanowłosy dopowiedział. 

W ułamku sekundy obaj podnieśli się i zaczęli gonić psa, który z wielkim entuzjazmem obserwował, jak dwójka ślizga się na lodzie i nie jest w stanie go dogonić. Kiedy owa zabawa stała się niezwykle męcząca, Baekhyun i Chanyeol podeszli do barierki, zadyszani jeszcze bardziej niż poprzednio i wtopili swój wzrok w światła latarń ustawionych wzdłuż brzegów rzeki.

-Zamieszkaj ze mną -Chanyeol odezwał się nagle. Niższy spojrzał na niego z szeroko otwartymi oczyma, ciemnymi jak dwa, czarne węgielki -Nie pozwolę ci wrócić na ulicę. To może brzmieć kuriozalnie, lecz naprawdę zaczęło mi na tobie zależeć.

-Skąd ta nagła zmiana? Czyżby mój głos tak cię oczarował? A może zdolności piernikarskie? 

-Takie słowo nawet nie istnieje. -Chanyeol uśmiechnął się i szturchnął chłopca w ramię -To co, zgadzasz się?

-Jeśli nigdy więcej nie będę musiał pastować twojego wiekowego parkietu.

Obaj roześmiali się rzewnie i mocno w siebie wtulili. Wkrótce należało wracać. Chanyeol objął chłopca ramieniem i skierowali się w stronę domu. 

-Ciekawe, ile ze mną wytrzymasz.

-Pies zostaje.

-Chyba postradałeś zmysły! Pies idzie ze mną.

-Nie wpuszczę go znowu do domu. 

Ich głosy rozbrzmiały na cały St. Petersburg. Światła poczęły powoli gasnąć, śnieg przysłonił sylwetki budynków. Tak skończył się ten wigilijny wieczór. Co było dalej? Tego nie wie nikt. Pozostaje nam tylko domyślać się, jak potoczyły się kolejne dni w ich życiu. Jedno wiemy jednak na pewno. Ukochana matula Baekhyuna miała rację. Rzeczywiście, w Petersburgu jej syna spotkało coś bardzo, ale to bardzo dobrego. 

The Carols of 1928 [chanbaek]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz