13. Pokój Życzeń

10.2K 741 70
                                    

- Co? - Harley skrzywiła się, nieznacznie, doskonale udając zdziwienie i obrazę. - Pansy, czy ty się słyszysz? Właśnie nazwałaś mnie Alice Manson. Tą, która nie żyje. Na jej grobie był Malfoy. - Dotknęła dłonią piersi. - Nazywam się Harley Benson, córka Beatrice i Ruperta Bensonów - wymyśliła prędko imiona rodziców. Była zbyt nieuważna.

Obraz Harley za bardzo pokrywał się z Alice. Nie... to nie była odpowiedź. W każdej jej postaci pozostawało coś, co trzymało się cienką liną Alice Manson. Jednak w żadnej szkole nie było nikogo, kto znał tamtą dziewczynkę. Tu, w Hogwarcie, kryło się za dużo wspomnień. Nick, znający jej siostry, ciotka, każdy wymagający zdradzenia tajemnicy, Malfoy, Pansy i Zabini. Znający ją w przeszłości.

- Też na początku w to nie wierzyłam - przyznała, zaczesując brązową grzywkę za ucho. - Ale między wami jest za dużo podobieństw. Nawet takich nietypowych. Ta akrobacja Rili...

- Widziałam ją tylko raz! Byłam z mamą na jej meczu i wtedy to zobaczyłam. Teraz zrobiłam to odruchowo.

- Słowo ,,okropecznie"?

- Z mungolskiej książki.

- Nazwałaś mnie Pippi.

Harley podrapała się po głowie.

- Faktycznie. Dziwny zbieg okoliczności. Nic na to nie poradzę. - Pansy zarumieniła się, myśląc, że oskarżenia pod adresem Benson są nietrafne. - Rozumiem, że strata bliskich pozostawia blizny na sercu, ale nie można brać pierwszej lepszej obcej za kogoś, kogo nie ma.

Odwróciła się, by pójść do szatni w celu przebrania się ze stroju drużyny Gryffindora, chciała coś zjeść, odpocząć i odrobić zadanie z Transmutacji. Musiała wyrobić się przed dwudziestą drugą, bo dziś znowu miała lekcję ze Snapem. Osobiście by tego lekcją nie nazwała, on po prostu grzebie jej w głowie.

- Blizny... - powtórzyła Pansy, wpatrując się w swoje stopy. - Blizna! Właśnie! - W kilku susach doskoczyła do Harley, stojącej już przy schodach. Złapała ją gwałtownie za nadgarstek i uniosła na wysokość twarzy. - Alice Manson miała bliznę! Zdejmij rękawiczki.

- Że co? - spytała Harley, próbując się wyszarpać. Pansy wbrew pozorom miała sporo siły w rękach. Szarpnęła jeszcze raz, ale bezskutecznie. - Pansy! Puszczaj mnie!

- Pokaż mi dłonie! - Zaczęła odpinać paski skórzanych rękawic, pomimo protestu dziewczyny. Choć Benson szarpała się i wyrywała, nic nie mogła zrobić. Żadne konkretne zaklęcie również jej nie przyszło do głowy. - Chcę tylko zobaczyć! Potem dam ci spokój!

Obie wylądowały na ziemi. Harley nadal próbowała odepchnąć natrętną Ślizgonkę. Jedna rękawiczka opadła, ukazując gładką, jasną skórę dłoni. Bez żadnych blizn. Harley kopnęła Pansy w brzuch, odrzucając ją do tyłu. Dziewczyna zatoczyła się do tyłu, ale szybko doskoczyła ponownie do Gryfonki. Szybko ściągnęła drugą rękawicę. Spojrzała na dłoń, którą znaczyła cienka, biała, prawie niewidoczna plama.

Pansy próbowała złapać oddech, zmęczona wysiłkiem. Odsunęła się od Harley patrząc to na jej dłoń, to na twarz.

- Pansy...

- A jednak... -Wzięła głęboki oddech. - Na pierwszych wspólnych światach ugryzł cię chochlik kornwalijski, którego sprowadziłam, myśląc, że to wróżka. - Ponownie osunęła się na ziemię z dziwną ulgą. - Jesteś... Alice Manson.

Harley zakładała rękawice, unikając przenikliwych oczu dziewczyny. Cholera, wydało się, skarciła siebie w myślach. Ciotka ją zabije albo odeśle! Zresztą nie stanowiło to dla niej większej różnicy, ale coś nie pozwalało jej opuścić murów tej szkoły.

Avada Kedavra ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz