Rozdział 11

355 20 27
                                    

Budzę się przytulona do Nate'a. To co się działo w nocy powinno być zapomniane. To w ogóle nie powinno się wydarzyć. Odgarniam jego rękę z mojej tali i wychodzę z pokoju, schodzę do jadalni gdzie widzę Lenę.

- Czy ty przespałaś się z moim bratem? - naskakuje na mnie.

- Spałam z nim w jednym łóżku i tyle - odpowiadam. - No i jedynie się całowaliśmy, po prostu wczoraj za dużo się wydarzyło.

- Masz rację, olivier to dupek. Gdyby mógł już dawno by nas pozabijał - prycha.

Przez myśli przebiega mi wczorajsze wspomnienie, to jak sie czułam kiedy mierzył bronią w swojego ojca. Nie chcę już go znać.

- Nienawidzę go, jaką ja byłam idiotką - siadam na krześle.

- Dlaczego? - patrzy na mnie czekając na odpowiedź.

- Chciałam uwierzyć w to, że jest dobry, że jest inny niż mi się wydawało - mówię.

- Wiesz co się stało z Ver? - pyta.

- Veronica to była dziewczyna Oliviera - dodaję.

- Nie była jego dziewczyną. Interesowała się za bardzo jego życiem i przez to zginęła - wyjaśnia.

- Ktoś ją zabił? - pytam.

- Inni mówią, że popełniła samobójstwo, a drudzy że została zabita. A jeszcze inni, że po prostu wyjechała - odpowiada.

- Olivier ją kochał? - zadaję następne pytanie. - W ogóle skąd wiesz takie rzeczy?

- To jedynie plotki, mówię to co usłyszałam. Kochał ją, ale nie tak jak ciebie - odpowiada.

- Olivier mnie nie kocha - rzucam.

- Wiem jedno, gdy Veronica umarła to nie wylał z siebie ani jednej łzy. Gdy ty go wczoraj pod domem zostawiłaś, zaczął płakać. Rozczuliłaś tego potwora, a może jednak nim nie jest - rusza ramionami.

- Co jemy kochana siostrzyczko i kochana Zoey? - do jadalni wchodzi uśmiechnięty Nate.

- W zasadzie to ja i Zoey jedziemy do galerii, zjesz sam - blondynka bierze mnie za rękę i ciągnie aż do swojego pokoju.

To dziwne, że im zaufałam, wydają się być dobrymi ludzmi.

- Masz śliczny pokój - komentuję będąc zachwycona wystrojem jej pokoju.

- Taa, dzięki, ubieraj to i jedziemy- rzuca we mnie ubraniami - Bielizna jest nowa, a tam masz łazienkę.

Wchodzę do wskazanej przez nią łazienki. Ściągam z siebie starą bieliznę i nakładam tą biała, koronkową od Leny. Zakładam jeszcze białe spodnie z wysokim stanem i nudziakowy sweterek. Gotowa wychodzę do blondynki.

- Masz taki sam gust jak ja - oznajmiam i zaczynamy się śmiać. Obie schodzimy już do końca ubrane i wsiadamy do samochodu.

- Przecież nie masz prawka - stwierdzam.

- Spokojnie, umiem prowadzić - śmieje się.

- A policja? - pytam.

- A znasz Harrego? - uśmiecha się i dociska gazu wyprzedzając następne samochody.

Cała droga mija na słuchaniu muzyki i wymianie zdań na temat uczniów z mojej szkoły.

- Niemożliwe, że ich wszystkich znasz - mówię.

- Wszystkich nie, ale tych bardziej popularnych - oznajmia parkując przy galerii.

- Zaskakujesz mnie Lena - uśmiecham się i wchodzimy do budynku.  - Mamy problem, nie mam przy sobie pieniędzy.

Nienawiść nie zna granicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz