Rozdział 1 "Sen"

41 2 3
                                    

     Z wielką siłą uderzyłem ją w twarz. Dziewczyna bezsilnie upadła na podłogę, błagając o śmierć. Szepty rozległy się w mojej głowie, zabijając mnie po cichu. To wszystko okazało się snem....

     Usiadłem na łóżku cały zlany potem i przerażony. Ten koszmar dręczył mnie od wielu tygodni. Ta dziewczyna.... Nawet nie wiedziałem kim jest, ale czułem jakby była mi bliska. To, co mnie przerażało to fakt, że w tym śnie ją uderzyłem... Nie mógłbym tego zrobić.

      Stanąłem pod prysznicem czując, jak woda miesza się z moimi łzami. Chciałem oczyścić głowę, lecz było to trudne.

     Zgarnąłem telefon i słuchawki i po ubraniu się wyszedłem z domu. Zacząłem biec najszybciej jak mogłem, łzy wciąż napływały mi do oczu. Im więcej ich było, tym szybciej biegłem.

      Po 30 minutach zaczęły piec mnie płuca, powoli traciłem siły. Stanąłem więc i rozejrzałem się wokoło. Znajdowałem się w środku lasu. Złapałem głęboki oddech i wyrazem z siebie głośny, zrozpaczony krzyk,po czym upadłem na kolana.

     Minęło z 10/15 minut nim się ogarnąłem. Wstałem i rozejrzałem się na około, po czym poszedłem do głównej drogi. Wróciłem do domu truchtem.

    Po szybkim prysznicu chwyciłem telefon, opadłem na kanapę i wykręciłem numer do Jamesa.

-Halo?- zapytał zaspany, a ja zdziwiony spojrzałem na zegarek.
-Stary, ty jeszcze spałeś? Jest 10.
-Tak, w sobotę. Obudziłeś mnie.
-Wybacz. Robimy coś dzisiaj wieczorem? Jakaś impreza?
-Jasne, ale czemu mówisz mi o tym z rana?
-Byłem pobiegać. Znowu ten koszmar.
-Serio? Dobra, będę u ciebie niedługo. Narka-rozłaczyłem się.

      James jest moim najlepszym przyjacielem. Zawsze w razie potrzeby możemy liczyć na siebie nawzajem. On jest powiernikiem moich sekretów i wie o tym okropnym śnie. Właściwie tylko on.

    Po chwili usłyszałem dzwonek do drzwi. Wstałem, by otworzyć, lecz gdy przez okno ujrzałem kto tam stoi- stanąłem jak wryty. Ta twarz. To była ta dziewczyna. Osunąłem się przy drzwiach. Tego było za dużo jak na jeden dzień.

     Dźwięk dzwonka nie ustawał, więc ogarnąłem się i otworzyłem drzwi. Dziewczyna usmiechala się promiennie, trzymając w ręku blachę z ciastem.

-Dzień dobry. Jestem nową sąsiadka. Przyniosłam ciasto na przywitanie.
-Dzień dobry. Zapraszam do środka.

      Zaprowadziłem ją do kuchni. Wyjąłem dwa talerzyki i usiedliśmy przy wyspie kuchennej.

-To moja specjalna szarlotka z migdałami. Tak w ogóle jestem Vanessa- podała mi rękę.
-Michael- uścisnąłem jej dłoń.

      Przez chwilę w ciszy jedliśmy ciasto, gdy rozległo się pukanie.

-To mój przyajciel- oznajmiłem.
-To może ja już pójdę?
-Nie musisz. Od razu poznasz więcej ludzi- uśmiechnąłem się. -W ogóle nie zapytałem czy możemy być na "ty"?
-Jasne.

    Otworzyłem drzwi i przywitałem się z Jamesem. Wyjaśniłem mu całą sytuację sprzed chwili. Był równie zszokowany i skołowany jak ja. Sam byłem zdziwiony, że zaprosiłem ją i poprosiłem, by została, ale... Czułem, że muszę. Nie rozumiem tego, ponieważ wszystko wydarzyło się nagle. Nie chcąc przedłużać, zaprpwadziłem go do kuchni.

    James przywitał się z Vanessa i usiedliśmy jedząc ciasto. W sumie rozmowa była całkiem ciekawa. Vanessa była rok młodsza ode mnie, miała piękne brązowe oczy. Uwielbiała muzykę i poezje. Miała dużo zainteresowań. Kochała podróże. Gdy o tym wszystkim opowiadała, nie mogłem przestać jej słuchać.

Stworzony z ogniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz