- Młoda damo, uważaj, błoto po kostki! Zaraz damy ci podkładkę... - nim służący zdążył podłożyć mi pod nogi kawałek, według mnie, deski, już wskoczyłam do wspaniałej mieszaniny wody z ziemią i prawdopodobnie wieloma innymi rzeczami, o których istnieniu wolałabym nie wiedzieć.
- Witamy na Tatooine! - przywitał nas elegancko ubrany mężczyzna, w średnim wieku, chyba ktoś ważny.
Reszta wyszła ze statku, jako ostatni moi rodzice, co dziwne, bo zawsze opuszczali pojazdy pierwsi. Trudno, nie to w końcu mnie interesuje. Na Alderaanie nie pozwalają mnie się brudzić, a tu... zaraz, tu? Mówili, że to pustynna planeta, co tu robi woda?
- Leia, uspokój się! - krzyknęła mama, przypominając mi kim jestem. Ta, księżniczka, muszę się ładnie ubierać i zachowywać jak dama. Z trudem powstrzymuję się od ucieczki, ale wzrok taty mnie skutecznie zatrzymuje. Idę grzecznie obok nich do jakiegoś ogromnego zamku, dorośli rozmawiają i jakiejś wojnie, blah, ja jak będę dorosła to będę robić co chcę! Zrobię sobie błotny zamek...
- Leia, przebierz się. Wyglądasz strasznie w tej brudnej sukience, poza tym, na pewno jest ci gorąco. - Ten sam służący dał mi ubrania i zaprowadził do jakieś łazienki czy coś, ale nie było to zbyt ładne pomieszczenie.
Po tym zostawił mnie samą, lecz gdy chciałam wyjść, to oczywiście pilnował drzwi. Za to mu w końcu płacą. Ale to okno nie jest tak wysoko...
Na dworze faktycznie było gorąco, dodatkowo wszędzie kręcili się brzydko ubrani ludzie, którzy nieprzyjemnie pachnieli. Pod dłuższej chwili chodzenia trochę się zgubiłam, ale trudno. Nagle zobaczyłam całkiem ładne wyglądający sklep, więc bez zastanowienia tam weszłam. Stało tam dużo małych chłopców, ale nie byli szczęśliwi. Na rękach i plecach mieli dużo szram, co to za miejsce? Bałam się tego, więc chciałam wejść, ale czyjaś ręka mnie zatrzymała.
_
Mgliste wspomnienia co jakiś czas powracają, odkrywając prawdę. Historia kołem się toczy, bez wątpienia.
- Gdzie jesteśmy?- zwróciłam się do Hana, pilotującego oczywiście statek. Ten mruknął coś do Chewiego, po chwili odpowiedział:
- Za dwie godziny powinniśmy być na miejscu. - na to smutno westchnęłam - Na dobre dni nadejdzie czas. Musisz uwierzyć w to.
Z zamyślenia wyrwało nas nagłe szarpnięcie. Po chwili zobaczyliśmy, że z całej siły uderzyliśmy w niewidzialną tarczę. Czy my nie możemy się nigdzie wyrwać bez przygód? Tak czy tak, porozumiewawczo popatrzyłam na Hana i poszłam do magazynu po więcej broni. Biorąc dla siebie blaster, usłyszałam gromki śmiech Solo i ryk Chewbaccy, po czym poczułam gwałtowny zwrot i dźwięk strzałów. Błysk zawitał i w moim oku. Wracając do kokpitu znów poczułam turbulencje spowodowane ostrzałem. Ale jedyne co mnie teraz martwiło to to, czy ten złom wytrzyma.
Tak długo trzymałam w sobie te wszystkie emocje, że teraz chciałam tylko strzelać, lecz gdy zobaczyłam mój cel, palec na spuście zamarł.
_
Rozdział z serii "mam super pomysł, ale w praktyce jest do...". Muszę znów wpaść w rytm czy coś.
Dobra, samohejty na bok, nie chcę udawać sierotki Marysi, więc wszystkim Wam, bez wyjątku, chciałaby życzyć, trochę spóźnione, ale szczere wesołych świąt! No i na zaś szczęśliwego nowego roku :)
Nie wiem czy coś pojawi się jeszcze w tym roku, także no.Nie wiem, ledwo żyję po świątecznym śniadanku, które jadłam o koło 10 (jest 16), więcej mi się nie chce pisać. Sayonara!
CZYTASZ
Only Hope
Fanfiction❝Okazało się, że jest gorzej niż ktokolwiek przypuszczał. Oni są naszą jedyną nadzieją.❝