Wattpad postanowił skasować pierwszy rozdział sam z siebie, bo tak. Rety. Jestem załamana. :((( Wrzucam jeszcze raz. Trudno!
* * *
Nikodim wszedł do mieszkania i został natychmiast powitany rozentuzjazmowanym pomiaukiwaniem Micho. Kotek przyglądał mu się z wyrazem uprzejmego zainteresowania na kudłatym pyszczku. Nikodim zostawił torbę przy drzwiach. Później zajmie się praniem.
— Micho, no nie, znowu? Naprawdę? — mruknął Niko, kiedy Micho potrząsnął nerwowo tylną łapką, na której znajdowało się białe tutu.
Z jakiegoś powodu Micho uwielbiał się nim bawić. Problem polegał na tym, że tutu na co dzień znajdowało się na figurce Margot Fonteyn, brytyjskiej tancerki baletowej. Niko zamknął za sobą drzwi i oswobodził kota. Dobrze, że lubił je tylko miętosić, łaskawie zostawiając w jednym kawałku. Baletki Nikodima nie miały tyle szczęścia, bo Micho uwielbiał bawić się wstążkami.
Tutu wróciło na swoje miejsce, a Nikodim zaparzył herbatę i usiadł przy stole w swojej malutkiej kuchni. Westchnął ciężko, rozprostowując obolałe nogi. Wyjrzał za okno na zatłoczone o tej porze londyńskie ulice. To trochę koiło jego nerwy. Baletmistrz dał mu dziś okropny wycisk. Ale to dobrze. Musiał wymagać od nich więcej, w końcu niedługo mieli stanąć znowu na deskach teatru.
Niko marzył o głównej roli. Zawsze był gdzieś pośrodku. Nigdy najlepszy i nigdy najgorszy. A apetytu na więcej mu nie brakowało. Tym razem był drugi. Spełnienie jednego z marzeń było jednocześnie tak blisko i tak daleko. Trudno. Może następnym razem mu się poszczęści.
Prawie oblał się herbatą, gdy Micho niespodziewanie wskoczył mu na kolana. Miauknął zaczepnie i ułożył się na plecach, niemalże zsuwając się z nóg Nikodima. Wystawił do miziania puchaty brzuszek, machając zachęcająco ogonem.
_ _ _ _
Po skończonej herbacie i zajęciu się praniem, Nikodim zmarnotrawił trochę czasu przy muzyce i literaturze. Nim się zorientował, nastał czas wyjścia na bieganie. Nogi protestowały lekkim, tępym bólem, ale Niko wiedział, że to nie czas na użalanie się nad sobą. Zakwasy miną za dzień lub dwa.
Biegł bulwarem wzdłuż Tamizy, przyglądając się co jakiś czas panoramie drugiej strony miasta. Gdzieś w oddali widział diabelski młyn, wieżowce i barki dzielnie walczące z nurtem rzeki. Powinien zadzwonić do mamy. Ale nie miał ochoty wysłuchiwać ciągle, jak źle im się wiedzie, jak przydałyby im się pieniądze. Wysyłał im sporą część tego, co zarabiał. A przecież sam musiał jakoś żyć. Dopiero niedawno przeprowadził się z paskudnego, zagrzybionego mieszkania do malutkiej, dość przytulnej kawalerki. Żaden luksus, ale było sucho i czysto. Nawet nie powiedział tego matce. Nasłuchałby się tylko wyrzutów. Może zadzwoni jutro. A może pojutrze. Kiedyś tam.
Wiatr mierzwił jego wilgotne od potu włosy. W takich momentach skręcały się jeszcze bardziej. Niko przeczesał brązowe kosmyki, gdy zaczęły wchodzić mu do oczu. Cholera, musiał je wreszcie podciąć. Zamrugał szybko i zaklął, hamując na piętach, ale było już za późno.
— Najmocniej przepraszam! — wysapał, wpadłszy na mężczyznę biegnącego z naprzeciwka.
Obaj nieomal upadli. Gdyby Nikodim go nie przytrzymał, z pewnością by upadł. Sam zresztą ledwie utrzymał równowagę.
— Nic się nie stało, drobiazg — mruknął tamten, posyłając nieco zakłopotany uśmiech.
Nikodim rozpoznał w nim biegacza, którego często mijał na tej trasie. Zwykle wymieniali się krótkimi uprzejmościami, machając do siebie krótko rękoma. Ot, takie przywitanie biegaczy.
CZYTASZ
Goniąc czas
RomanceNikodim Skorajew od dziecka miał jedno marzenie: tańczyć w balecie. Życie w Rosji było trudne... szczególnie dla takiego odmieńca jak on. Dzięki uporowi, nauce i ciężkiej pracy wyprowadził się do Wielkiej Brytanii, zostawiając ojczyznę daleko za sob...