Rozdział 1

9 3 0
                                    

 Wychodząc z bloku, przeklęłam pod nosem wszechobecny śnieg. Włożyłam na głowę kaptur, a ręce do kieszeni swojej czarnej kurtki. Idąc dalej poczułam w swoim bucie śnieg. Spojrzałam na swoje adidasy, które zaczęły przemakać. A matka mówiła - załóż kozaki. Nie, kozaki nie są prawilne. Zignorowałam nieprzyjemne uczucie i dalej podążałam w kierunku swojego liceum. Niedługo później byłam już pod drzwiami.
Chwyciłam za klamkę i pociągnęłam. Ani drgnie. Pociągnęłam ponownie. Zamknięte. Siłowałam się z nimi jeszcze chwile, nie dało to jednak żadnego rezultatu. Odwróciłam się więc z zamiarem odejścia. Będąc już kilka kroków bliżej swojego bloku zauważyłam jakiegoś chłopaka, który zmierza do szkoły. Odwróciłam się, żeby zobaczyć jego potyczkę z drzwiami. Jednak blondyn, jak gdyby nigdy nic popchnął drzwi, które bez problemu ustąpiły. Bądźcie przeklęte. Po chwili znajdowałam się już na korytarzu. Znalazłam swoją szafkę i wrzuciłam do niej niedbale swoją kurtkę. Zatrzasnęłam ją i udałam się w stronę klasy. Usiadłam ciężko w ławce. Po kilku chwilach żałowałam, że w ogóle tu przyszłam. Położyłam głowę na stoliku i zostałam w tej pozycji do dzwonka. W mojej klasie nie miałam żadnych kolegów. W równoległych i starszych tak. No i w innych szkołach. Jednak przez większość czasu, tak samo jak ja, nie fatygowali się przychodzeniem do szkoły. Do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka. Ożywiona podniosłam się i podbiegłam do szafki wyciągając wymiętą kurtkę. Ubrałam ją szybko i nie zwracając uwagi na krzyczącą woźną wybiegłam z budynku. Podeszłam do dobrze mi znanego sklepu monopolowego. Pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka. Podeszłam do jednej z lodówek i wyciągnęłam pierwsze lepsze piwo. Postawiłam je na ladzie. Rzuciłam na nią kilka drobniaków. Sprzedawczyni zmierzyła mnie wzrokiem, ale nic nie powiedziała. Wzięłam butelkę do ręki i wyszłam z pomieszczenia. Uderzyła mnie fala zimna. Walnęłam flaszką o poblisku murek. Kapsel odleciał. Wypiłam zawartość butelki i ruszyłam przed siebie. Na horyzoncie zobaczyłam kosz na śmieci. Spojrzałam na naczynie. Trafię? Śmietnik był dobre kilka metrów przede mną. Ja nie trafię? Zamachnęłam się kilka razy i z całej siły rzuciłam szklanym naczyniem w stronę pojemnika. Patrzyłam jak butelka leci prościutko do przodu. I bum. Jakiś gość wszedł jej w drogę i dostał prosto w ryło. Usłyszałam stłumiony krzyk. No cudownie. Teraz trzeba będzie iść z nim do lekarza...

Niedopasowane fragmenty |OC x OC|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz