♦♦♦
Na zewnątrz zaczęło już świtać. Zişan spojrzała na nadal śpiące niewolnice, zamknięte tutaj przez Valide Mahpeyker Kösem Sułtan.
Podniosła się ze swojego posłania i szybko przebrała w suknię, którą jej dali. Nie mogła wyrzucić z głowy scen, które widziała we śnie. Scen, które wydarzyły się naprawdę w jej życiu.
Wyszła najpierw z komnaty, a później po niedługich poszukiwaniach, drzwi wyjściowych z pałacyku, wyszła na zewnątrz. Spojrzała w kierunku nieba, na którym przesuwały się powoli chmury. Spostrzegła samotny płatek śniegu wirujący razem z wiatrem, który spadł na wydeptaną ścieżkę.
Nie minęło dużo czasu, jak więcej białego puchu zaczęło spadać z nieba i pokrywać zamarzniętą glebę.
Zawiał mocny wiatr, który sprawił, ze na skórze Zişan pojawiła się gęsia skórka, jednak dziewczyna nie zdawała się tym przejmować. Wzroku nie odrywała od niebieskiego sklepienia, wspominając swoje życie.
Jedna łza spłynęła w dół jej policzka, a ona nie zadała sobie trudu, aby ją zetrzeć. Wściekłość na wszystkich tych, którzy sprawili cierpienie, narastała.
Zawsze starała się być dobra, niosła pomoc tym, którzy jej potrzebowali. Nigdy nie chciała sprawiać ludziom przykrości, pomimo tych wszystkich złych rzeczy, jakie oni zrobili jej. Nawet po śmierci matki z ich rąk, chciała uratować ich żałosne życia.
Jednak oni odwdzięczali się jej wyzwiskami i okaleczeniem niewinnego ciała. Nie była czarownicą, a jedynie zielarką, która umiejętności i widzę uzyskała od matki. Nikt tego nie rozumiał, łatwiej było nazwać dziewczynę wiedźmą i skatować na oczach wszystkich.
- Obiecuję. - Zacisnęła dłonie w pięści i zmrużyła niebezpiecznie oczy. - Obiecuję, że zemszczę się na każdym, kto sprawił w moim życiu cierpienie - szepnęła groźnie, a słowa zaszyły się w jej sercu.
Rezygnowała ze swojej niewinności, z dobroci i niesienia pomocy innym. Zastąpiła to wszystko zapłatą tym, którzy stworzyli w jej życiu drogę cierniową. Poprzysięgła, że i ona zmieni ich życie w piekło na ziemi.
- Wracaj do środka, dziewucho! Bierz się do pracy. - Usłyszała głos Elif kalfy z góry. Spojrzała na kobietę, która wychylała się z jednego z okien pałacyku. - Pomożesz kucharzom przygotować śniadanie.
Zişan natychmiast wróciła do środka i udała się do kuchni, aby wykonać swoje obowiązki.
♦♦♦
Murad siedział w komnacie i popijał wino z złotego kielicha. Co chwilę spoglądał na drzwi, jakby czekał, że ktoś zaraz ma przez nie przejść.
Ponownie przechylił naczynie i w tym momencie, do środka wszedł młodszy mężczyzna, ubrany w ciemne szaty. Widząc siedzącego w jego sypialni władcę, zamarł w miejscu.
CZYTASZ
» Mystery of love - Magnificent Century «
Fiction Historique»i'm falling just to rise crawling just to fly gotta die to stay alive«