19.

6.6K 241 28
                                    

Dzisiaj powitamy w wydawnictwie nowych praktykantów. Ashley zatrudniła czwórkę. Dwie dziewczyny i dwóch chłopaków. Fajnie. Przyjdą dzisiaj się tylko zaprezentować, bo mieli wziąć jakieś papiery i od poniedziałku zaczną pracę.

Musiałam się zwolnić z pracy dwie godziny wcześniej, bo miałam jechać do Chicago. Jedna z moich koleżanek bierze jutro ślub i nie mogłam tego przegapić. Nieważne, że za nią nie przepadałam. Kiedyś flirtowałam z jej przyszłym mężem. Gdybym była mądrzejsza, to właśnie byłby mój dzień. Jednak teraz twierdziłam, że ten facet nie był dla mnie. Nie wytrzymalibyśmy ze sobą długo. Zupełnie inne charaktery. Dobrze, że był w końcu szczęśliwy. Dziwnie jednak będę się czuła na jego ślubie. Może w ogóle nie powinnam tam jechać. Dałam się namówić Larze, że będzie dobra zabawa. Upijemy się jak za starych dobrych czasów. Jakoś mi tego nie brakowało. Podobało mi się, jak moje życie wyglądało teraz.

– Mamo, wracam w poniedziałek od razu do pracy. - Spojrzała na nią, jak wkładała mi do walizki jakieś rzeczy. – Dlatego chciałam zabrać tylko kilka rzeczy, a ty pakujesz mnie, jak na tydzień!

Przyjechałam do rodziców tylko po kilka rzeczy. Gdybym wiedziała, że to się tak skończy, to darowałabym sobie zabieranie lokówki oraz kosmetyków. Podstawowe, którymi się malowałam, miałam w domu, a resztę pożyczyłabym od dziewczyn. Mama uważała jednak, że skoro nakupowałam tyle palet cieni, bronzerów, różów, rozświetlaczy i pomadek, to powinnam malować się swoimi. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tyle tego miałam. Kupowałam na promocjach, bo miały ładne opakowania i błyszczały się tak, że nie mogłam przejść obok nich obojętnie. Zaczynałam się zastanawiać, czy nie miałam już tego więcej niż ciuchów, ale nie. Zakupoholizmu odzieżowego i obuwniczego nic nie przebije. Na swoje usprawiedliwienie miałam tylko to, że często korzystałam z promocji. I ostatnio nie kupowałam dużo.

– Tylko kilka kosmetyków. - Zamknęła moją walizkę. – Sukienka i buty.

Sukienka. Kupiłam ją dwa dni temu. Ecru na cienkie ramiączka, z lejącego materiału, z dekoltem w kształcie v, przed kolano z lekkim rozcięciem. Na początku chciałam kupić białą, ale uznałam, że tego dnia był to kolor Panny Młodej i nie powinnam z nią konkurować. Do tego brązowe sandałki. Jeśli będzie chłodniej, założę jeansową kurtkę.

– Lokówka, prostownica, druga sukienka – wymieniałam. – Kolejne buty, a ubrania na następny dzień? Bielizna, nie zapomniałaś chyba o mojej bieliźnie? - Zaśmiałam się.

Nie zdecydowałam jeszcze, co zrobię z włosami. Mama zapakowała mi małą czarną, gdybym zmieniła zdanie. Jakoś nie widział mi się czarny kolor na wesele. Kojarzył mi się z innymi uroczystościami.

– Nie.

Doskonale. Poradziłabym sobie bez ubrań na zmianę, ale nie bez bielizny.

– Mam wszystko, ale naprawdę wystarczyłaby kiecka i buty. Mamo, dziewczyny też mają kosmetyki.

I to wcale nie mniej ode mnie. Patt miała swoją garderobę i toaletkę. Zazdrościłam. W moim pokoju było za mało miejsca na coś takiego. W wynajmowanym mieszkaniu musiałam pocieszyć się dużą szafą na całej ścianie sypialni. Salonik był zbyt mały, żeby wstawić tam coś więcej niż kanapę i stolik. Nie miałam tam nawet miejsca na porządną kuchnię, ale na razie wystarczało mi, że mieszkałam sama.

–Wiem. - Przytuliła mnie. – Może Jacob cię zawiezie?

Zapewne miał lepsze rzeczy do roboty niż zawożenie siostry do Chicago. Nie lubiłam z nim jeździć. Niech zostanie w domu, z rodzicami.

– Nie, mam już bilet.

Nie chciałam wspomnieć, że zawiezie mnie Matt. Wysadzi mnie na stacji metra i dojadę do przyjaciółki. Nikt nie powinien się domyślić.

Zwolniłam się wcześniej z pracy, żeby zapakować resztę rzeczy i kupić prezent. Zawsze takie sprawy zostawiałam na ostatnią chwilę. Moja wada, z którą walczyłam całe dorosłe życie. Matt zaproponował podwózkę. Zgodziłam się, bo nie kupiłam jeszcze biletu. Nie miałam zamiaru nigdzie jechać, aż do teraz. Potrzebowałam się wyrwać z tego miasta.

Z domu rodziców do kancelarii miałam kilka minut drogi. Nie domyślą się, że nie szłam na przystanek, który był niedaleko mojej pracy. Oczywiście Fortman już na mnie czekał. Jeśli chodziło o przysługi przyjacielskie, to zawsze można na niego liczyć. W kancelarii był pomocny i jakoś nie widział problemu w tłumaczeniu czegokolwiek innym pracownikom. Chyba lubił przekazywać swoją wiedzę dalej, a nie zostawiać ją dla siebie jak High.

– Co powie żona, jak znowu wrócisz później? - Spojrzałam na niego, gdy wsiadłam do samochodu.

Nie chciałam, żeby kłócił się ze swoją żoną przeze mnie.

– To samo co zawsze, że jestem pieprzonym pracoholikiem. - Zaśmiał się.

Ostatnio rozmawialiśmy mniej. Nie chciałam, żeby Sam uznała, że miała rację, oskarżając mnie o romans ze swoim mężem. Miała rację, ale wcale nie musiała o tym wiedzieć.

Przyjechaliśmy wcześniej, niż myślałam. Powinnam wysiąść i pobiec na metro, które właśnie przyjechało. Jednak nie miałam ochoty nigdzie iść. Chciałam jeszcze chwilę zostać w towarzystwie Matta. Mogliśmy nawet milczeć. Cisza między nami nigdy nie była krępująca.

– Spóźnisz się – powiedział cicho.

– Nie umówiłam się na konkretną godzinę.

To prawda. Powiedziałam dziewczynom, że do wieczora będę. Im później się u nich pojawię, tym mniej pytań będą zadawać, a ja nie miałam ochoty odpowiadać na żadne.

Spojrzałam na Matta i nie mogłam się powstrzymać. Nie spodziewał się, że go pocałuję. Wcale tego nie planowałam. Po prostu miałam ochotę znowu coś poczuć. Kiedy robiłam to po raz ostatni? Zapomniałam już, jak smakowały jego usta. Objął mnie w pasie, przyciągając bliżej siebie. Czyżby też się stęsknił? Może to wcale nie tęsknota, a zwykłe pragnienie, które chciał zaspokoić. Próbowałam oszukać samą siebie, że nie pomyślałam o seksie. Pomyślałam.

– Zróbmy to – powiedział mi w usta.

– Tutaj? - Spojrzałam na niego zdziwiona.

Byliśmy na parkingu przed stacją metra, gdzie kręciło się mnóstwo ludzi. Poza tym nie chciałabym być przyłapana przez miłych policjantów na seksie w samochodzie.

– Zjadę gdzieś. - Uśmiechnął się.

Przez chwilę, ale tylko krótką zastanawiałam się, czy odmówić.

– Zgoda. - Pocałowałam go.

Odsunął mnie lekko od siebie i odpalił samochód. Nie miałam pojęcia, gdzie mnie zawiezie, ale na pewno nie do hotelu. Nie będziemy, przecież marnować pieniędzy, żeby spędzić tam godzinę. Zaparkował w miejscu, gdzie nikt nie przechodził. Kilka minut od stacji. Będę miała chwilę drogi na metro. Miło, że zadbał o to, żebym nie musiała daleko maszerować z wypchaną walizką.

Usiadłam na nim okrakiem, pozwalając, żeby pieścił moje ciało. Nie mogłam go rozebrać, ale żałowałam, że nie założyłam dziś sukienki. Byłoby nam teraz łatwiej.

– Emily, spokojnie – wydyszał, przytrzymując mnie za biodra.

Moje spodnie razem z majtkami leżały na siedzeniu obok. On miał nieco łatwiej. Wystarczyło tylko rozpiąć rozporek. Całowałam go zachłannie, starając się tłumić jęki. Oczywiście swoje. Nic nie mogłam poradzić na to, że tak się podnieciłam wizją seksu w samochodzie.

Chciałam kochać...[ ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz