Cisza. Przeciągająca się cisza, nie zakłócona nawet odgłosem bijącego zegara. Tylko cisza.
Skrzypnięcie krzesła. Szelest kartek. Ciche westchnięcie.
Ponowna cisza. Sekunda po sekundzie, minuta po minucie - wciąż trwa. Im dłużej się utrzymuje, tym trudniej ją przerwać.
Głośniejsze westchnięcie, ale nawet ono nie potrafi pomóc. Jest już tylko gorzej. Resztką woli, która jeszcze pozostała, zmusza się do przeniesienia wzroku na przedmiot leżący obok kartek.
Z trudem wyciąga się rękę i chwyta za pióro. Powolnym ruchem macza się jego końcówkę w kałamarzu z atramentem i delikatnie stuka się nim o brzegi naczynia, osuszając.
Unosząc pióro nad kartką papieru wzdycha się po raz trzeci. I kiedy nadzieja powoli gaśnie, wtedy... Wszystko się zmienia.
Niespodziewanie fakty łączą się w logiczną całość, dialogi mają sens, a historia znaczenie. W głowie pojawiają się pomysły, przelatują jeden za drugim, a każdy kolejny lepszy od poprzedniego. Nie sposób ich zatrzymać.
Myśli skrobią słowa szybciej i szybciej, a uszy pieści najpiękniejsza muzyka, którą tworzy ona.
Wena.