czyli jedyna licealna lektura, której nie przeczytałam, a to dlatego, że akurat byłam chora przez cały tydzień omawiania jej. Miałam to nadrobić, mogłam to zrobić przez przerwę świąteczną, ale zamiast tego ćwiczyłam swój warsztat [czytaj: produkowałam kolejne nierozwijające rysuneczki, a poważniejsze prace traktowałam po macoszemu].
Te 'poważniejsze prace' to po mojemu głównie czaszki (anatomia ważna rzecz), które rysuję, bo nic innego mi się nie chce. Naprawdę. Z czaszką jest łatwo - nie wierci się, nie pyta o to, czy już kończę, nie obrazi się, jeśli nie uchwycę jej szlachetnie zadartego podbródka i lirycznego spojrzenia, a co najważniejsze - nie poprosi o pokazanie efektów mojej pracy po jej zakończeniu (to naprawdę stresujące, boję się, bo wiem, że osoba narysowana nie wygląda jak osoba rysowana). Co więcej, czaszkę można odłożyć i wrócić do niej później, czaszka nie widzi, jak rysuję. I za to jestem jej wdzięczna, za to portretować czaszkę będę do końca swoich dni.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
To małpia czaszka, chyba jakiejś kapucynki (teraz już świętej pamięci). Dlatego wygląda jak kosmita (wcale nie dlatego, że nie umiem w anatomię i proporcje). 🌸 A, no i ta druga, ta rysowana z lotu ptaka, ona jest świadectwem mojej nędzy, a konkretniej lenistwa, niechlujności i braku cierpliwości. Przycięłam ją nie ze względu na to, że jestem kiepskim fotografem, ale dlatego, że źle przekalkulowałam rzeczywistość i szkic nie zmieścił mi się na kartce. No ale po co to poprawiać, po co mieścić na kartce cały rysunek, PRZECIEŻ MUSIAŁABYM ROBIĆ SZKIC OD NOWA, TO ZBYT WYCZERPUJĄCE. Dlatego właśnie marny ze mnie artysta.
Teraz zrobi się ciekawiej.
Mówiłam, że malowanie nie-czaszek jest irytujące, owszem, ale czasem zdarza mi się irytować samą siebie, czasem nawet umyślnie, z pełną świadomością ohydy swojego postępowania (czy to już masochizm?). Zresztą, nie chcę stać się Claesz Hedą(Hedem? Nie wiem, jak się to odmienia), nie chcę rysować samych czaszek i tylko czaszek. W związku z tym zdarza mi się czasem przyłożyć do czegoś innego, tak samo jak owe czaszki poważnego.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Być może pochopnie użyłam sformułowania 'przyłożyć się', bo do tego szkicu przyłożyłam się tak... hmmmm... średnio. Widać zresztą stopniowy zanik mojego zaangażowania od czoła, poprzez ucho, aż do włosów, których nawet nie chciało mi się kończyć. Moja irytacja była tym większa, że modelka (moja mama, przedstawiam szanownej publiczności kobietę, która na świat wydała waszą ulubioną artystkę, czy też raczej niedoartystkę - mnie) robiła dokładnie to, czego tak nie trawię w związku z pracą z materią ożywioną, czyli zadawała pytania odnośnie mojej pracy, na dodatek chciała zobaczyć efekt końcowy, który nie jest przecież powalający, i który przyprawił mnie o depresję na resztę dnia (szczególnie, że moja modelka jest osobą najbardziej wierzącą w moją przyszłą karierę artystyczną, co wzbudza we mnie jeszcze gorsze konwulsje mentalne w takich sytuacjach).
Skoro zostałam już ekshibicjonistką do tego stopnia, żeby rozpisywać się o moich emocjonalnych komplikacjach, mogę pójść o krok dalej i pokazać wam to.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
To ja. ((Mam krzywe oczy, generalnie są za duże, całość jest nieproporcjonalna, wiem)) Ogólnie mam problem z uchwyceniem siebie na rysunku, mam wrażenie, że dużo łatwiej jest mi rysować innych (chociaż i inni wychodzą mi niekoniecznie wiernie w stosunku do 'oryginału'). Siebie rysuję jakoś laleczkowato, pokracznie, nie tak, jak należy. Więc jeśli zobaczycie na ulicy osobę, która wygląda jak ta na rysunku, to nie proście jej o autograf, to nie będę ja.
Dzisiaj było wyjątkowo długo, ale jestem z siebie dumna, bo naprawdę coś ostatnio robię.