Wróciła do domu, jednak mdłości nie ustąpiły. Zmęczona i zrezygnowana wzięła szybki prysznic i zasnęła. Adam siedział z Oliwią i Józiem w sali. Mały zafascynował go swoją osobą. Był taki uroczy. Trzymając go na rękach, wyobrażał sobie Wiktorię tuż obok, patrzących na nich z troską. Tak bardzo chciał mieć z nią dziecko. Wiedział, że musi zapewnić blondynce poczucie bezpieczeństwa, jednak nie wiedział jak ma przestać myśleć o Wiki - kobiecie, która była miłością jego życia.
- Muszę już iść. - skłamał, głaszcząc malca po ręce. - Trzymaj się. Wpadnę jutro. - posłał jej ciepłe spojrzenie i odszedł. Zamówił taksówkę i podjechał pod dom Consalidy. Stał pod jej blokiem, czekając na jakikolwiek odzew z jej strony. Dzwonił na komórkę, domofonem... Cisza. Zrezygnowany wrócił do siebie... Zrobił sobie kilka kanapek, wziął prysznic i położył się do łóżka. Poczuł wibracje pod poduszką. Złapał telefon, na którym wyświetlił się numer Wiktorii.
- Tak? - odezwał się.
- Co się stało? Dzwoniłeś osiem razy. - spytała niewyraźnym głosem.
- Chciałem porozmawiać. Co Ci jest? Masz jakiś dziwny głos. Jesteś chora? - pytał z troską.
- Nie... nic mi nie jest. Jest mi niedobrze. Przejdzie. Do jutra. - i się rozłączyła.
Był szczęśliwy. Martwiła się o niego. Wystraszyła się, że coś mogło mu się stać, ale z drugiej strony, niepokoił go fakt, że Consalidzie definitywnie coś dolegało... Próbował zasnąć, jednak nie mógł przestać myśleć o rudowłosej. Nie zmrużył oka przez całą noc. Zmęczony i zdenerwowany spojrzał na zegarek. Była 6:57. Chwycił telefon i wysłał smsa.
Wiktoria, żyjesz?
Nie musiał długo czekać na odpowiedź. Po niespełna minucie odpisała mu:
Tak. Dlaczego nie śpisz?
Uśmiechnął się do siebie, zadwolony z faktu, iż Wiki po raz pierwszy od bardzo dawna zaciekawiła się jego osobą. Mylił się. Ona nie była zaciekawiona po raz pierwszy od dawna... Ona potrafiła świetnie udawać.
Przez całą noc nie zmrużyłem oka. A Ty? Obudziłem Cię?
Tym razem to Wiktoria uśmiechała się do telefonu. Była szczęśliwa, że może z nim normalnie zamienić pare słów.
Nie. Mam jakiegoś wirusa. Ale przechodzi mi powoli.
Wysłała wiadomość, a przed twarzą ukazał jej się widok ze szpitala, kiedy to Adam zajmował się swoją nową rodziną. Wspomnienia wróciły, a gniew i smutek narastał. Zdenerwowana i nabuzowana poszła się ubrać. Nie zauważyła nawet ile czasu minęło, dopiero była 7:00, a już 8:23. Chwyciła torbę i ruszyła do pracy. Po kilku minutach była na miejscu. Przebrała się w ubrania szpitalne i usiadła na jednym z krzeseł.
- Cześć! - wrzasnęła jej nad głową Agata.
- Zwariowałaś?! - krzyknęła przerażona Consalida.
- Ej, spokojnieeee... - uspokajała ją przyjaciółka.
- Ależ ja jestem spokojna! - utuliła ją, uśmiechając się serdecznie.
Nie bardzo rozumiała co się z nią dzieje. Było to coś nowego i niespotykanego. Nigdy w ten sposób się nie zachowywała. Ruszyła na dyżur, opatrzyła kilku pacjentów i dostała wezwanie na operację. Pech chciał, że ten prosty zabieg przypadł jej w duecie z Krajewskim. Ignorowała go. Kiedy skończyli i umyli ręce, nastała krępująca cisza.
- Możemy porozmawiać? - odezwał się niepewnie.
- A co, nie masz z kim? - spytała dobitnie. - Matka TWOJEGO dziecka wyszła dziś ze szpitala. - oznajmiła ze smutkiem w głosie, akcentując drugie słowo. Ochlapała go resztką wody z palców, kiedy potrząsnęła rękami i wyszła.

CZYTASZ
Wiktoria i Adam || {W rodzinie wszystko da się wybaczyć} ||
FanfictionWiktoria Consalida jest młodą kobietą, pracującą jako chirurg. Niedawno łączył ją soczysty romans z Adamem Krajewskim, jednak zaistniał spór, który przekreślił wszystko. 23.01.2018 - #616 w fanfiction 31.01.2018 - #506 w fanfiction 20.02.2018 - #18...