Rozdział I: Wystarczy moment, by zacząć widzieć inaczej

1.3K 93 18
                                    

- I co teraz powiesz?

Przyparł mnie do ściany. Dosłownie. Trzymał mnie za moją, i tak zniszczoną przez czas, koszulkę. Jedynym co mogłem zrobić to naplucie mu w twarz. Akcja, reakcja. Tak też zrobiłem. Już chwilę później oprawca wycierał swoją facjatę, wrzeszcząc i wyzywając. Dzięki temu, że był zajęty, poluzował swój uścisk. Wyrwałem mu się. Biegłem ile sił w nogach, ale on po chwili mnie doganiał. Jakby tego było mało, dołączyły do niego inne dzieciaki. Świetnie. Muszę ich zgubić, ale jak? Przecież nie mogę uciekać w nieskończoność. Znajdowaliśmy się na wielkiej polanie, więc raczej mi się to nie uda. Poczułem na nosie kroplę wody. Spojrzałem w niebo. Skrywało się za czarnymi, burzowymi chmurami, z których zaraz lunie deszcz. Nawet przyroda jest dzisiaj po mojej stronie. Dzięki Thorze! Teraz na pewno mnie nie dogonią i nie pobiją! Spojrzałem za siebie. Wciąż tam byli. Coraz bliżej. Co ja im takiego zrobiłem? Nie skończyłem tej myśli, ponieważ poczułem, jak czyjeś ręce wbijają mi się w ramiona.

Przegrałem.

Z wielką siłą poleciałem do tyłu i upadłem na ziemię. Zaczęło padać. Zamknąłem oczy. Nie chciałem na nic patrzeć. Nie chciałem widzieć ich zwycięskich uśmiechów. I tak wyłapałem, co mówią oraz co planują mi zrobić. Thorze dlaczego? Chodź raz mógłbyś się za mną wstawić! Wtem usłyszałem niesamowity huk. Otworzyłem oczy. Na niebie pojawiła się ogromna, jasna błyskawica. Uderzyła blisko nas. Przeszedł mnie dreszcz. Tam gdzie został po niej ślad, pojawiło się coś dziwnego. Jakby smok... Pokryty był niebiesko-czarnymi łuskami, o trzech głowach. Dzieciaki uciekły z piskiem. Monstrum popatrzyło w moją stronę i... nakazało mi wsiadać na swój grzbiet, ruchem głowy. Nie zamierzałem protestować. Na miękkich nogach podszedłem do bestii i usadziłem się tam, gdzie chciała. Potem popędziliśmy w stronę moich oprawców. Smoczysko złapało ich wszystkich (a było ich pięciu). Darli się wniebogłosy. Smok wzbił się do lotu. Dzieciaki błagały o litość.

- DOŚĆ! - umilkli – Gdzie była litość w stosunku do mnie? Zapomnieliście już? Każdy kopniak, siniak, połamana kość, utrata przytomności... Teraz odpłacam się wam z nawiązką.

Blondynka i brunet zaczęli płakać. Już zaraz nie będą nic czuć. Jeszcze tylko chwila.  Znaleźliśmy się nad oceanem.

    - Hej – odezwał się grubas – przecież on-

    Nie dokończył, ponieważ klepnąłem stwora, a ten puścił chłopaka. Słyszeliśmy krzyk, który na końcu zagłuszył plusk wody. Spojrzałem w dół na dręczycieli. Jakie to wszystko niesamowite! Czułem, jak krew krąży w moich żyłach, czułem jak serce, mocniej zaczyna mi bić, z podekscytowania. Ja czuję... że żyję! Jakie to dziwne, ze zwierzyny stać się łowcą! Przypatrywałem się ich twarzom.

- Czkawka – rzekli chórem.

- Czkawka.

Rozbrzmiewało w mojej głowie coraz głośniej.

- CZKAWKA!

- AAA!

Co się stało? Gdzie ja jestem? Rozejrzałem się wokół. Mój pokój. Przy ścianie biurko. Po lewo drzwi. Leżę... Siedzę na łóżku. Obok stoi Pyskacz. Czyli to wszystko to snem? No tak, zbyt piękne by było prawdziwe. 

- Możesz mi powiedzieć, co ty tu robisz? - zapytał, jeszcze łagodnie, kowal.

- Najprawdopodobniej spóźniłem się na służbę w kuźni? Zgadłem? - zagaiłem lekko zmieszany. Wciąż po głowie chodzą mi wydarzenia, ze snu.

- Bingo, młody. Teraz wstawaj, jeśli chcesz się na coś przydać. – powiedział i zdarł ze mnie kołdrę – A, jeszcze coś. Jeśli będziesz śnić o „ukaraniu" bandy Smarka, to rób to chociaż po cichu. Chyba od dziesięciu minut tu siedziałem i słuchałem co o nich opowiadasz. O Odynie. Niby jesteś, no wiesz, taki jaki jesteś, a wyobrażenia i chęci masz wielkie. Nie mówię, że to złe, kiedyś też mi dokuczano, ale to opowieść na inny raz. – zaśmiał się – Do zobaczenia w kuźni! - krzyknął i zamknął za sobą drzwi.

Skubany. Że też gadam przez sen! 

***

Huk. Młot uderzył w żelazo. Stuk. Po raz drugi. Puk. Po raz trzeci. Po raz czwarty. Hałas nie do zniesienia. Jednak ja jestem przyzwyczajony. Codziennie od kiedy pamiętam, przychodzę tu i cóż... pracuję. Nie dostaję wynagrodzenia, jestem jakby wolontariuszem. Tylko oni robią to z własnej woli, a ja niekoniecznie. Najchętniej wróciłbym do domu, by planować jak wyrwać się z tego miejsca. Ostatnio prawie mi się udało! Gdyby nie miejscowy kupiec byłbym już daleko od Berk.

- Czkawka! - jakiś głos wyrwał mnie z zamyślenia. 

- Obecny! - odkrzyknąłem wystraszony.

- Jakoś nie widać – odparł ze śmiechem kowal. - Podaj mi tą tarczę, w którą od ponad pięciu minut wbijasz jeden gwóźdź.

Zerknąłem na swoje dłonie. Faktycznie. Chociaż gwoździem już bym tego nie nazwał. Bardziej pasuje określenie spłaszczona blaszka. Zarumieniłem się lekko z zawstydzenia i dałem mu to o co prosił. Sam wziąłem się za jakiś miecz. Spojrzałem na stertę narzędzi przede mną i stwierdziłem, że szybko stąd nie wyjdę. Że też wczoraj smoki musiały zaatakować. Jednak ma to swój plus. Gdy nikt nie patrzył, wymknąłem się i na łące wystawiłem katapultę. Polowałem na jedną z tych bestii. Zdziwiłem się, iż nikogo nie spotkałem po drodze, a jeszcze bardziej, kiedy udało mi się postrzelić jedno smoczysko! Chciałem od razu po nie iść, ale niestety przyciągnąłem na siebie uwagę koszmara ponocnika i... nie skończyło się to dobrze. Ale czy to teraz ważne? 

***

Skończyłem robotę prędzej niż przypuszczałem. Pożegnałem się z Pyskaczem, pobiegłem do domu, wziąłem najpotrzebniejsze rzeczy i wymknąłem się z osady. Czasem się cieszę, że nikt nie zwraca na mnie uwagi, bo wtedy łatwiej jest mi stąd uciekać. Szedłem szybko. Mniej więcej pamiętam, gdzie zestrzelony smok upadł, więc chociaż tyle. Kierowałem się na północ. W pewnym momencie zacząłem dostrzegać połamane gałęzie i przeoraną ziemię. Musi być blisko. Przeszedłem kilka kroków i dojrzałem nocną furię oplecioną przez sidła mojej roboty. Chwila. Nocną furię?! Nikomu nigdy nie udało się jej zobaczyć, a co dopiero schwytać... Przyjrzałem mu się. Widać było, że męczy się, a przy ogonie, nie ma jednej płetwy.

Ja mu to zrobiłem?

Podszedłem bliżej. Miał zamknięte oczy. Odetchnąłem z ulgą, jednak zauważyłem, iż oddycha. Muszę się sprężać. Wyciągnąłem sztylet z pokrowca przymocowanego do mojego pasa. Spojrzałem jeszcze raz na gębę gada i osłupiałem. Wpatrywał się we mnie swoimi jasnozielonymi ślepiami. Czułem jakby przeniknął nimi do mojej duszy. Czułem jego emocje. Czułem jakbyśmy, przez ten krótki moment, się stali jednością. Co mnie do tego podkusiło? Nie mam pojęcia, ale poddałem się. Przeciąłem liny. Był wolny, a ja zaraz będę martwy. Bestia gapiła się w moją stronę, po czym wydała głośny ryk i uciekła.

Co się stało?

Czemu ja jeszcze żyję? Złapałem się za głowę i starałem się sobie to wszystko ułożyć w logiczną całość. Bez skutku. Postanowiłem, że wrócę do domu. Włóczenie się po lesie samemu, gdy się ściemnia nie jest dobrym pomysłem.











Zapraszam gorąco na moje one shoty z uniwersum Fairy Tail 💗

Zapraszam gorąco na moje one shoty z uniwersum Fairy Tail 💗

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

_____________________

Wróciłam.

U góry będę dodawać piosenki, które pomagały mi w pisaniu rozdziału.

JeździecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz