Minął tydzień od wyjazdu Wiktorii. Adam żył zupełnie... jakby bez celu. Nie mógł się do niej dodzwonić, nie wiedział dokąd wyjechała... na ile... Nie wiedział nic, a potrzebował tylko dotknąć jej dłoni. Spojrzeć w jej piękne oczy. Nie oczekiwał nic więcej. Był wieczór... Nie wiedział, że Consalida wraca już jutro. Przypomniał sobie, że przecież nie oddał jej kluczy od mieszkania. Fakt, miał to zrobić, ale obydwoje kompletnie o tym zapomnieli. Zegar wskazywał godzinę 20:24. Mieszkali niedaleko od siebie. Chwycił klucze i wyszedł. Kiedy dotarł na miejsce, długo zastanawiał się, czy aby na pewno powinien. Stanął przed drzwiami. Wziął głęboki wdech i zapukał, z nadzieją, że w środku zastanie Wiki. Po kilku próbach włożył klucz do zamka i otworzył drzwi. Niepewnie wszedł do pomieszczenia. Nie było nikogo. Zastał tylko kilka porozrzucanych ubrań po podłodze, na pewno skutek pakowania Wiktorii. Spojrzał na kuchnię. Porządek, nic niepokojącego nie dostrzegł. W sypialni to samo. Nic tu po nim... Jednak zanim wyszedł, coś go tknęło. Z wielką ciekawością wstąpił do łazienki. Początkowo nic ciekawego nie zauważył. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy wędrował wzrokiem, dostrzegł niewielkie płytki leżące w koszu. Wyciągnął je niepewnie i po chwili zrozumiał. Consalida jest w ciąży. Będzie miał dziecko.. Dziecko stworzone z miłości. Jego miłość życia jest w ciąży i to on będzie tatą. Nie mógł w to uwierzyć. Postanowił zostać w domu, aż do powrotu rudowłosej. Nie wiedział, kiedy to nastąpi, jednak chciał jak najszybciej z nią porozmawiać. Zasnął na kanapie, myśląc o zdarzeniach dzisiejszego dnia. Nie zorientował się, że przez cały wieczór dzwoniła do niego Oliwia.
Rano obudził go dźwięk otwieranych drzwi. Momentalnie się poderwał i wstał z łóżka. Mina zdziwionej Consalidy.
- Co Ty tutaj robisz?! - krzyknęła ze złością.
- Kiedy chciałaś mi powiedzieć? - spytał lekko unosząc głos.
- O czym? - spytała niepewnie.
- O tym, że jesteś w ciąży! - wybuchł. - Chciałaś czekać, a później wmówić mi, że to nie moje dziecko?! - wrzasnął.
Złapał oddech.
- Przepraszam. - odparł po chwili, widząc smutną twarz Wiktorii.
- Ja też... Będziesz miał kontakt z dzieckiem. - powiedziała, unikając jego wzroku.
- Nie satysfakcjonuje mnie to. Kocham Cię. - wyznał, biorąc jej twarz w dłonie. - Kocham Was.
Nie wiedziała co robi. Po prostu go pocałowała, delikatnie, lecz czule. Potrzebowała tego. Odsunęła się szybko, jednak on ją przytrzymał. Przytulił ją, a ona zapadła się w jego ramionach.
- Muszę iść do pracy. - spojrzał jej w oczy.
- I do Oliwii. - poprawiła go.
- Nie, do JÓZIA pójdę jutro. Badałaś się już? - uśmiechnął się, patrząc na jej brzuch.
- Jutro mam wizytę.
Pocałował ją w policzek i wyszedł. Nie chciał się jej narzucać, ale nie mógł się poddać. Kochał ją.
Ona była w szoku. Tak bardzo się bała, że coś to zniszczy. Był najważniejszą osobą w jej życiu.

CZYTASZ
Wiktoria i Adam || {W rodzinie wszystko da się wybaczyć} ||
FanfictionWiktoria Consalida jest młodą kobietą, pracującą jako chirurg. Niedawno łączył ją soczysty romans z Adamem Krajewskim, jednak zaistniał spór, który przekreślił wszystko. 23.01.2018 - #616 w fanfiction 31.01.2018 - #506 w fanfiction 20.02.2018 - #18...