><><Harry><><
- W końcu w domu. - zawołałem ucieszony.
- Jeść! - powiedział Niall. - Marzę o tych soczystych stekach twojej mamy.
- Cicho, Horan. - skarciłem go. - W porządku Lou?
- Tak. - skinął głową. - Po prostu nie znoszę podróżować samochodem.
- Pewnie jesteś zmęczony.
- Jak my wszyscy. - dodał Niall i otworzył drzwi.
Jako pierwszy wyskoczył pies, po nim wyszedł blondyn. Nie czekali na nas, tylko od razu ruszyli w stronę domu. Uśmiechnąłem się lekko widząc, że szatyn mnie obserwuje.
- Coś nie tak? - zapytałem.
- Nie. - pokręcił od razu głową. - Lubię na ciebie patrzeć, jesteś piękny.
- Ty również, Loueh. - zapewniłem. - I uroczy.
- Nie wiem jak można nazwać mnie uroczym. - przewrócił oczami. - Ale dziękuję.
Skierowaliśmy się w stronę domu. Zanim jeszcze tam weszliśmy, przycisnąłem go do ściany i wpiłem w jego usta. Mruknął zaskoczony, lecz oddawał pocałunek. Poczułem nawet jego dłonie, które przeczesywały moje włosy. Uwielbiałem, gdy tak robił. Żałowałem tylko, że nie dostrzegłem tego wcześniej, że nie zauważyłem, jaki Louis był wspaniały.
- Przestań zjadać mu twarz, Hazz. - usłyszałem swoją siostrę.
Przewróciłem oczami i po chwili Louis zachichotał. Gem stała obok nas i patrzyła się bezczelnie. Nie miała w ogóle wyczucia czasu. Na jej twarzy gościł szeroki uśmiech. Odepchnęła mnie i przytuliła Louisa.
- Witaj w domu, mały. - powiedziała.
- On jest mój. - warknąłem, odciągając ją od niego.
Byłem zazdrosny. Co z tego, że to była moja siostra? Z łatwością mogłaby owinąć swoje macki wokół Louisa i ani bym się obejrzał, a już bym stracił moje słoneczko. Pomińmy fakt, że Louis gustował w chłopcach.
- Nie bądź samolubem, braciszku. - powiedziała przesłodzonym głosem. - Miałeś go przez całą drogę.
- Prowadziłem i nie zdążyłem się nim nacieszyć. - mruknąłem. - Ale zaraz to nadrobimy.
- Rodzice są w domu. Ucieszą się na wasz przyjazd. - odparła.
- Hazz... Dusisz mnie... - jęknął szatyn, próbując wyswobodzić się z mojego objęcia.
- Och tak, racja. - zaśmiałem się głupkowato. - Chodźmy już, bo Niall opróżni całą spiżarnię.
Weszliśmy do środka. Przepuściłem szatyna w drzwiach, na co przewrócił oczami. Odwiesiliśmy kapelusze i skierowaliśmy się do kuchni. Przy stole siedział już Niall. Zajadał się jakimś ciastem. Obok niego znajdował się Des, który po kryjomu dawał Cliffordowi kawałki steku tak, aby Anne znajdująca się przy kuchence tego nie widziała.
- Jesteśmy. - oznajmiłem, podchodząc do matki, która oderwała się od gotowania, by mnie przytulić.
- Jak dobrze mieć was z powrotem w domu. - westchnęła z ulgą, przygarniając do uścisku również Tomlinsona. - A co ci się stało w rękę?
- Spadłem z konia na rodeo i ją złamałem. - niechętnie przyznał. - Przepraszam za kłopot. - powiedział cicho szatyn.- Gdyby nie ja, to Harry nie musiałby nigdzie jechać.
- Daj spokój. - wtrąciłem. - Ważne, że się znalazłeś.
- Myślałem, że znikniesz na długie miesiące. - zaśmiał się Des. - Ale jak widać los wam sprzyja i nie mogło być inaczej. Zmęczeni?
- Strasznie. - skinąłem głową i zająłem miejsce obok blondyna.
Louis usiadł po mojej drugiej stronie. Niall podał mu talerzyk z ciastem, który z chęcią przyjął, zajadając się wypiekami Anne. Zapatrzyłem się na niego. Dopiero gdy poczułem szturchniecie łokciem, oderwałem od Lou wzrok.
- Dziś nie musicie nic robić. - kontynuował mój ojciec. - Odpocznijcie i zjedzcie coś. I żebym cię nie widział w stajni, Louis. Znam cię i wiem, że zaraz weźmiesz się do pracy.
- Przynajmniej nie jest leniwy, jak Harry. - wtrąciła Gemma, wchodząc do kuchni. - Idealnie się dopełniają.
- Za godzinę będzie obiad. - odezwała się Anne, zapobiegając sprzeczce. - Macie chwilę dla siebie.
- Marzę o zimnej kąpieli. - westchnąłem - Dziś jest naprawdę gorąco.
- Jeszcze nie ma nawet początku lata. - zauważył szatyn. - Ale też chętnie się odświeżę.
- Wrócimy później. - powiedziałem od razu.
Odsunąłem talerzyk z nadgryzionym ciastem od chłopaka. Chciał zaprotestować, ale złapałem go za rękę. Poprowadziłem do swojego pokoju. Zapewne Niall nie pogardzi kolejnym kawałkiem.
- Gdzie mnie prowadzisz? - zachichotał niebieskooki.
- Chciałeś się wykąpać. Muszę dać ci czyste ubranie i ręcznik. Możesz pójść pierwszy chyba, że chcesz abyśmy wzięli kąpiel razem? Pomógłbym ci umyć plecy i... Masz przecież złamaną rękę...
- Poradzę sobie. - zapewnił. - Ale dziękuję za troskę.
- W porządku. - pokiwałem tylko głową i wymusiłem lekki uśmiech.
Faktycznie było na to za wcześnie. Jeszcze niedawno się unikaliśmy i traktowaliśmy jako wrogów. To, że pozwala mi się całować było ogromnym sukcesem. Nie mogłem tego zepsuć. Małymi kroczkami do celu - jak to zawsze powtarzał mój ojciec.
Odszukałem w szafie czystą koszulę i spodnie. Widocznie Anne musiała zrobić pranie, ponieważ trochę przybyło ubrań. Podałem je teraz szatynowi wraz z ręcznikiem.
- To ja poczekam. - powiedziałem. - I nie musisz się spieszyć, Lou.
><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><
Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje/wilczki!
Jak niektórzy zauważyli, zawiesiłam PUD. Rozdziały wszystkie dodam, gdy napiszę ff do końca.
Niedługo też dodam pierwszy rozdział do ,,Hell or Heaven'', może uda mi się nawet dzisiaj, ale nie obiecuję ;)
Kto wczoraj upił się Picolo jak porucznik? XD
Miłego wieczoru!
Dziękuję za gwiazdki i komentarze!
Do następnego XxX
><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><
CZYTASZ
Lonely Cowboy ~Larry ❌
Fanfic#7|| Tego dnia padało. Krople spływały po kapeluszach, kiedy szliśmy go pożegnać. Był dobrym człowiekiem. Jego śmierć była dla nas ogromnym zaskoczeniem. Gdy żegnaliśmy się z nim po raz ostatni, zobaczyłem go. Stał z dala od nas i wpatrywał się w t...