Jeffrey

1K 77 7
                                    

Nathan's prov

-Tak więc, wiesz już wszystko..
-Trochę się porobiło - przerwał mi - oczywiście, udzielę ci wsparcia, ale chciałbym też poznać twoją bratnią duszę. - tu westchnął teatralnie, lubił to robić.
-Naturalnie, miała do nas zawitać, tak na prawdę, to powinna już tu być - zmarszczył czoło.
-No to wychodzi na to, że chyba coś jej wypadło - stwierdził z zawiedzeniem w głosie. Jeff był...hmmm.... wyjątkową osobą. Zawsze był specyficzny, niewiele osób go rozumiało a tym bardziej akceptowało. W zasadzie to miał u mnie wielki dług.

Był gorący czerwiec, początek lata. Jeffa przywieźli rodzice, byli przyjaciółmi rodziców Evana. Chłopcy zawsze się lubili, dlatego spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Rodzice obu chłopców byli z tego zadowoleni. We dwoje byli nie do przegadania i pokonania. Pewnego dnia postanowili spłatać jednemu chłopakowi figla. Lubili to robić, tak na prawdę, to to ich połączyło. Oboje jednocześnie przyłapali się na robieniu żartu tej samej osobie, więc stwierdzili, że fajnie będzie jak dokończą go razem. Tak też zrobili, śmiali się do rozpuku.....szkoda, że osoba z której zażartowano tak tego nie odebrała. Szczęśliwi i beztroscy kontynuowali swoją zabawę, aż w końcu musieli wpaść na durny pomysł, żeby użyć do swoich figli ostrych przedmiotów, na przykład typu sztylet. Zapowiadało się na epicki żart, żart który miał być sławny przez nawet kilka lat...
Jeffrey jednak był nieuważny, zachowywał się jak taki typowy "kozak". Nie dopilnował pewnej rzeczy i to się na nim zemściło. Wolał popisać się przed niczego nie przeczuwwjącymi "kolegami". Gdyby nie Evan zginąłby wtedy przygnieciony wielką górą sztyletów pokrytych czystym srebrem. Z tej przygody została mu jedynie blizna, która ciągnęła się od lewego oczodołu do samego obojczyka.

-Z twoich opowieści Evanie, wynikało, że Abigail jest na prawdę wyjątkowa - westchnął teatralnie kolejny raz, lubił nadmiernie podkreślać swoje emocje, gdyby tego nie robił niebyłby sobą.
-Zaraz powinna tu być - uśmiechnąłem się ciepło. Na szczęście tak też się stało, Abigail przyszła krótko po moim zapewnieniu.

Zapukała nieśmiało, po czym pchnęła lekko drzwi, powoli się zza nich wyłaniała. Czułem, że jest niepewna. Czekaliśmy spokojnie, aż w końcu uśmiechnęła się do mnie.
-Witaj Evanie, chciałeś mnie widzieć - podeszła do mnie, a ja złożyłem krótki pocałunek na jej czole.
-Jeffrey, oto moja mate, Abigail. - wypowiedziałem dość oficjalnie. Obserwowałem go uważnie, jak na razie miał nieodgadniony wyraz twarzy, skanował ją wzrokiem, już wiedziałem, że dostrzegł tatuaże Abigail.
-A niech mnie! - stwierdził niespodziewanie, Abigail aż drgnęła. - Ależ filigranowa osóbka! Troszkę inaczej sobie ciebie wyobrażałem! - ten komentarz wywołał mój chichot, Abigail natomiast stała całkowicie zdezorientowana i oblana gorącym czerwonym rumieńcem. Nie wiem czemu ale ja i Jeff zaczęliśmy się śmiać. Abigail stała i patrzyła to na mnie to na niego. Widziałem, że jest zła, bo nic nie rozumiała, ale my po prostu tak mieliśmy, śmieliśmy się do rozpuku. Moja mate wzięła głęboki wdech.
-Dosyć!¡ - jej ton głosu był stanowczy i tak jakby nie należał do końca do niej, jej tatuaż na głowie zaczął emanować białą aurą - Uspokujcie się, rządam wyjaśnień. - spojrzeliśmy się po sobie i od razu przestaliśmy się śmiać. - Kim on jest? O co tu chodzi?¿ - Otrząsnąłem się i zacząłem trzeźwo myśleć.
-Spokojnie, już Ci wszystko tłumaczę. - uspokoiła się, a jej tatuaż przygasł. Słyszałem jak Jeff oddycha z ulgą.
-Dziewczyno, co to było...słyszałem, że jesteś zdolna, ale nie miałem pojęcia jak...
Abigail uśmiechnęła się przyjemnie.
-Miło mi cię poznać Jeffrey - wyciągnęła do niego dłoń, którą mój przyjaciel od razu ujął i złożył na niej pocałunek. Był dość staroświecki, moja mate znów była zaskoczona, choć tym razem mile.
-Evan ale z ciebie pieprzony szczęściarz - gwiazdnął wciągając powietrze.
-Wiem to - zaśmiałem się. - Abigail, to mój przyjaciel z dawnych lat. Wesprze nas.
-W czym? - na jej twarzy pojawiło się zdziwienie. Wtedy uświadomiłem sobie, że zapomniałem jej o wszystkim powiedzieć.
-No jak to w czym? W wojnie oczywiście! - zaśmiał się Jeff. Twarz mojej kochanej wyrażała niedowierzanie.
-Co tu się dzieje? Jaka wojna?? Evan? - spojrzała się na mnie - Jeffrey? - skierowała na niego wzrok.
-Już Ci wszystko tłumaczymy robaczku - powiedział spokojnym głosem Jeff. Obserwowałem jak Abigail marszczy swój piękny nosek.
Przez te wszystkie wydarzenia zapomniałem powiedzieć jej o swoich planach, ale czułem że nie ma mi tego za złe, czułem od niej ciekawość.
-Chciałabym, żebyście mi wszystko od początku wyjaśnili, czuję się poza tematem - westchnęła - faceci - fuknęła pod nosem. Wywołało to nasz śmiech. W końcu Abigail również zaczęła się śmiać i wtedy poczułem, że polubiła Jeffa.

                 ××××××××××××××××




Ty? Moją mate?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz