- Wiki- usłyszałam krzyk mojego chłopaka.
- Tak?- zapytałam śmiejąc się ze sceny, która miała miejsce przede mną, czyli jak Justin klęczał na ziemi przed walizką i próbował złożyć bluzę.
- Pomożesz?- spojrzał na mnie tymi swoimi karmelowymi oczyma.
Boże jak ja go kocham!!!!!!!!
- A co za to będę miała?- poprawiłam się na kanapie
- A co chcesz? - gdy wypowiedział te trzy słowa na jego twarz wkradł się ten arogancki, ale także słodki uśmieszek
- Zrobisz mi kolację do łóżka.
- Ale... Ale śniadanie podaje się do łóżka a nie kolację. - powiedział i usiadł obok mnie
-Tak, ale ja będę jadła kolację. Jeżeli Ci pomogę- pocałowałam Justina w policzek i zeslizgnelam się z sofy. Zaczęłam składać je do ubrania i bieliznę. Znaczy tylko kolorami, ponieważ bieliznę Justin po jednym użyciu wyrzuca. Tak właśnie wyrzuca, ale jak ma tyle kasy to ja się mu nie dziwię. Od razu mówię by nie było nieporozumień ja nie używam Justina pieniędzy. Zarabiam więc mam swoje może nie tak dużo, ale mam.
Po piętnastu minutach skończyłam pakowanie Justina na trasę i usiadłam na sofie, oglądając film o... szczerze nie wiem. W pewny momencie usłyszałam dźwięk telefonu stacjonarnego myślałam, że Juss odbierze i się nie myliłam. Po chwili usłyszałam wołanie mojego chłopaka. Zakurzona podeszłam do niego i zapytałam się o co chodzi. On nic nie mówiąc podał mi telefon.
- Halo?- powiedziałam zabierając z talerzyka marchewkę.
- Hej Wiktoria mogła byś przyjechać, bo szefowa pojechała do Łodzi z jednym dzieckiem, a moje się zachorowało. A wiesz, że są wakacje i jest mało dzieci, to poradzisz sobie.
- Jasne za 20 min będę. - powiedziałam i się rozłączyłam. Odłożyłam telefon na miejsce i pobiegłam na górę się ubierać.