50. Nie płacz, Hazz

2.9K 369 113
                                    

<--- Sprawdź czy przeczytałeś poprzedni rozdział!

><><Harry><><


Louis pozwolił zabrać się do domu. W połowie drogi rozpętała się burza, więc szybko wracaliśmy na ranczo. Zayna spotkaliśmy po drodze. To, że był zdenerwowany to mało powiedziane. Gdy tylko zobaczył szatyna, odetchnął z ulgą.

Wróciliśmy na ranczo. Wprowadziłem konia do stajni, powierzając go jednemu z pracowników, aby się nim zajął. Chciałem zabrać Louisa do domu, aby mógł się przebrać w suche ubrania i ogrzać. Gdy tylko zszedł z konia, ruszył do Zayna. Nie pozwolił mi się sobą zająć. Unikał mnie, nie chciał rozmawiać. To Malik zabrał go do swojego pokoju. Czekałem pod drzwiami i liczyłem, że uda mi się chociaż przez chwilę pomówić z szatynem.

- On nie chce cię widzieć. - powiedział Zayn, gdy przyszedłem po raz trzeci. - Zrozum to i daj mu czas.

- Proszę, przekonaj go. - poprosiłem.

Obiecał, że spróbuje. Zamknął drzwi i znów zostałem sam na korytarzu. Wróciłem do siebie. Wziąłem prysznic i przebrałem się w suche ubrania. Z szafy wyjąłem jeszcze jeden komplet. Postanowiłem zanieść to dla Louisa. Zayn był o wiele większy od niebieskookiego. Ja byłem w podobnym wieku co Lou i moje ubrania bardziej pasowały na niego.

Zapukałem do drzwi i chwilę zaczekałem. Mulat otworzył je po chwili i spojrzał na mnie znudzony. Westchnął ciężko i zaczekał, co mam do powiedzenia.

- Przyniosłem dla niego ubrania, pomyślałem, że... - mężczyzna mi przerwał.

- On zasnął, Harry. - kontynuował. - Dałem mu swoje, ale jak się obudzi to mu przekażę.

Wziął ode mnie spodnie wraz z koszulą. Chciał już zamknąć drzwi, gdy zablokowałem je stopą. Spojrzał  pytająco. Złapałem za drzwi i otworzyłem je szerzej. Chciałem chociaż zobaczyć chłopaka. Martwiłem się o niego.

- Mógłbym wejść na chwilkę? - spojrzałem błagalnie w brązowe tęczówki. - Tylko na minutkę.

- On śpi, Harry. - zauważył. - Już ci to mówiłem.

- Dlatego chcę go zobaczyć.

Westchnął cicho i puścił drzwi. Przepuścił mnie i pozwolił wejść do środka. Na jego łóżku faktycznie ktoś leżał. Był to Louis zwinięty w małą kuleczkę. Prędzej powiedziałbym, że tu leży dziecko niż dorastający chłopak. W dłoniach ściskał kawałek koca, którym był przykryty. Wyglądał tak niewinnie i bezbronnie.

- Powinieneś wyjść. - odezwał się Zayn. - Louis będzie na mnie zły, że cię wpuściłem.

- Jeszcze chwilkę. - błagałem.

Podszedłem bliżej i przysiadłem na piętach przy łóżku. Delikatnie dłonią odgarnąłem mokre kosmyki włosów z jego oczu. Przez chwilę bałem, że się obudzi. Poruszył się nieznacznie i spał dalej. Chciałem go pocałować, ale nie zasługiwałem na to. Byłem okropny dla niego. Jak mogłem mu nie uwierzyć? Przecież był dla mnie wszystkim. Kochałem go, a raczej nadal to robię. Wszystko zepsułem.

- Harry... - ponaglił mnie mulat, gdy szatyn ponownie się poruszył.

Podniosłem się i skierowałem do drzwi. Nie spieszyłem się. Chciałem tu zostać przy Louisie. Zayn otworzył mi drzwi i czekał aż w końcu wyjdę.

- Gdybyście czegoś potrzebowali, to mi powiedz. - powiedziałem cicho. - Gdyby coś działo się z Louisem to...

- Wiem. - zapewnił Malik.

- Lou łatwo się przeziębia, zapewne jutro będzie miał katar i gorączkę. Mam odpowiednie lekarstwa, więc możesz do mnie przyjść.

Wyszedłem z pokoju. Zayn chciał zamknąć drzwi, lecz chwyciłem je ręką.

- Coś jeszcze? - zapytał zniecierpliwiony.

- Pilnuj go, dobrze? Nie chcę, aby zrobił sobie jakąś krzywdę. - popatrzyłem na niego uważnie. - Nadal go kocham.

- On ciebie nie przestał, tylko... to skomplikowane. - dodał. - Daj mu czas.

- Będę czekał na niego. - skinąłem głową.

Puściłem drzwi i pozwoliłem, aby Zayn je zamknął. Skierowałem się do swojego pokoju. Było mi okropnie żal. Zacząłem wyobrażać sobie to wszystko, przez co przeszedł Louis. Tak bardzo musiał cierpieć i utrzymywać wszystko w tajemnicy. Ja bym nie potrafił, załamałbym się.

Będąc w swoim pokoju, położyłem się na łóżko. Wtuliłem twarz w poduszkę, a tysiące myśli z  dzisiejszego dnia atakowało moją głowę. Przeze mnie zginąłby człowiek. Byłem okropny, zbyt ostro zareagowałem. Źle oceniłem sytuację. Z moich oczu zaczęły wypływać łzy i moczyły materiał.

Usłyszałem pukanie do drzwi. Nie odpowiedziałem. Liczyłem, że ktoś zrezygnuje i sobie pójdzie. Niestety nigdy nie ma tego, czego byśmy sobie życzyli.  Usłyszałem skrzypnięcie drzwi, a następnie kroki. Ktoś usiadł na łóżku i położył ciepłą dłoń na moich plecach. Próbowałem zdusić w sobie szloch, ale mi się nie udało.

- Już dobrze, braciszku. - powiedziała cicho Gem. - Nie płacz, Hazz.

- P-prawie go zabiłem! - zawołałem niewyraźnie, przez poduszkę w której miałem swoją twarz. - Mógł już nie żyć!

Nie pytała co się stało. Po prostu była tu ze mną i delikatnie gładziła po plecach. Tego właśnie potrzebowałem. Nie chciałem rozmowy, a bliskości kogoś, kto mną nie wzgardzał.


><><><><><><><><><><><><><><><><><><

Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje/wilczki!

Dziś znów wattpad nie działa poprawnie :<

Porucznik rozdziały dodaje codziennie, więc możecie zaglądać co jakiś czas. Zawsze może pojawić się rozdział, a powiadomienie nie przyjdzie.

Miłego dnia! (lub nocy w zależności kiedy pokaże się powiadomienie) ♥

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego XxX

><><><><><><><><><><><><><><><><><><

Lonely Cowboy ~Larry ❌Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz