20. A. Fannemel & R. Johannson part I

990 46 3
                                    

Dla MrsHayboeck

- Więc jednak idziesz na tą imprezę? - zapytała Zuza patrząc jak zapinam koszulę.

- A co mi szkodzi? Mogę iść się napić i zatańczyć, no nie? - spojrzałem na moją siostrę.

- Oczywiście - uśmiechnęła się. - Baw się dobrze.

- Dzięki - podszedłem do niej i przytuliłem.

- I pamiętaj, tylko bezpieczny seks.

- Przypominam ci, że to ja jestem starszy - zaśmiałem się. - Poza tym... Nie idę tam uprawiać seksu.

- Jasne... Uciekam już... Dobrej zabawy.

Pożegnaliśmy się i Zuza wyszła. Poprawiłem włosy, a potem opuściłem mieszkanie.

Klub, jak to klub... Zatłoczony i głośny.

Znalazłem stolik mojej paczki i usiadłem.

- Nie sądziłem, że jednak przyjdziesz - oznajmił Johann na mój widok. - A jeszcze bardziej nie spodziewałem się, że Danny przyprowadzi chłopaka - miał tak zaskoczoną minę, że zacząłem się śmiać. Wszyscy w obu kadrach wiedzieli, że Kam i Danny mają się ku sobie.

- Cześć - usłyszałem Daniela. - Gdzie reszta?

- Niedługo będą - wyjaśnił Forfang.

Chłopaki zajęli miejsca, Johann i Danny zawzięcie o czymś dyskutowali.

- Napijemy się czegoś? - usłyszałem Polaka. - Chodźmy do baru - wstał, powiedział coś na ucho Danielowi. Kiwnął mi głową i poszedłem za nim. - Co się dzieje?

- Wszystko ok - napiłem się piwa.

- Wiesz, że kogoś mi teraz przypominasz? Już widziałem u kogoś takie zachowanie.

- U kogo? - spojrzałem na niego.

- U Daniela... Jakiś rok temu...

- Co chcesz mi powiedzieć, Kamil?

- Że się zakochałeś. W Robercie, prawda?

- Aż tak to widać?

- Tak.

- Muszę się napić - wypiłem piwo duszkiem. Zamówiliśmy jeszcze jednego drinka i kolejnego, i jeszcze kolejnego.

- Twój luby tu idzie - zaśmiał się Kamil. Odwróciłem się.

- I prowadzi twojego - zauważyłem.

Podeszli do nas, Daniel objął Kamila ramieniem.

- Troszkę za dużo wypiłeś, skarbie - zaśmiał się blondyn

- Muszę do łazienki - wstał i zachwiał się, Danny go przytrzymał, brunet puścił mi oczko. Chłopaki odeszli, a Robert usiadł na miejscu Kamila.

- Nie za dużo? - zapytał.

- W cholerę... Muszę do domu.

- Odwiozę cię - wstał. - Chodź.

Pomógł mi wstać i wyprowadził z klubu. Dobrze, że wiedział gdzie mieszkam, więc nie musiałem go nawigować.

- Dziękuję - szepnąłem, gdy zatrzymał się pod moim mieszkaniem.

- Zaprowadzę cię na górę. Dla pewności - wysiadł. Dołączyłem do niego.

- Nie jestem aż tak pijany - zauważyłem, kiedy szliśmy po schodach.

 ONE SHOTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz