Kończyłam właśnie pracę. Zebrałam swoje manatki, chwyciłam torebkę i zamknęłam za sobą drzwi. Wyszłam na ulicę i skierowałam się w stronę przystanku. Nagle usłyszałam, że mój telefon wygrywa jedną z moich ulubionych piosenek, więc szybko zaczęłam przetrząsać torbę, by odebrać połączenie od mojej matki. Wiedziałam, że to ona, bo już od kilku dni zamęcza mnie telefonami w sprawie ślubu mojej kochanej, tak to ironia, kuzynki Amandy. Nie rozumiała, że ja najzwyczajniej w świecie nie mam ochoty iść na to wesele. Ale rodzicielki to nie obchodzi. Tak więc oddycham głęboko i odbieram.
- Isabell, dlaczego nie odbierasz moich telefonów?
- Cześć mamo – wzdycham. - Gdybym nie odebrała to byśmy chyba teraz nie rozmawiały, prawda? - wiedziałam, że to wkurzy moją matkę, ale od razu, gdy to powiedziałam poczułam się lepiej.
- Nie wymądrzaj się tak. Nieważne. Dzwonię, żeby Ci przypomnieć, że w sobotę o 12 masz się stawić na weselu Amandy i Simona. Szczegóły masz na zaproszeniu. Ubierz się przyzwoicie, kup sobie coś ładnego. I zabierz Marco koniecznie ze sobą, przecież cała rodzina go uwielbia. - matka trajkotała jak najęta. Ile można tego słuchać? Dla świętego spokoju przytaknęłam grzecznie i się rozłączyłam. Chciałam schować komórkę do torebki, gdy nagle zderzyłam się z czymś twardym. Podniosłam oczy i napotkałam zaciekawiony wzrok blondyna. Wow. Zaniemówiłam. Facet koło trzydziestki, jasne włosy krótko ścięte, kilkudniowy zarost, najbardziej niebieskie oczyska, jakie kiedykolwiek widziałam, w dodatku okolone gęstymi rzęsami. Ubrany był w ciemne dopasowane spodnie i granatowy sweter. Jeszcze raz WOW! Zmieszałam się i jak durna małolata wyjąkałam przez zaciśnięte gardło:
- Ja bardzo Pana przepraszam, powinnam patrzeć, gdzie idę, ale chowałam telefon i... - w myślach przeklinałam swoją nieuwagę. Mężczyzna jednak przerwał mój nieszczęsny monolog podnosząc rękę i uśmiechając się rzekł:
- Spokojnie. Gdyby Pani była ostrożniejsza to nie miałbym okazji cieszyć się spotkaniem pierwszego stopnia z tak piękną kobietą. - zaśmiał się – Bardzo mi schlebia, że taka dama sama wpada mi wprost w ramiona.
Zaczerwieniłam się ze wstydu. No super, robię z siebie coraz większą kretynkę. Mimo to jego słowa delikatnie połechtały moje ego.
- Bardzo Pan miły, ale to nie powinno się zdarzyć. Jeszcze raz przepraszam. - wyklepałam na jednym tchu i uciekłam. Nie dosłownie, ale po pierwsze nie chciałam dłużej robić z siebie pośmiewiska, a po drugie, jeśli miałam zdążyć na autobus to musiałam się spieszyć. W domu przecież czekał na mnie Marco.
Gdy dotarłam do mieszkania dochodziła siedemnasta. O dziwo Marca jeszcze nie było. Ogarnęłam szybko moje lokum i wzięłam się za przyrządzanie obiadu. Lubiłam gotować. Przejrzałam zawartość lodówki i postawiłam na tagliatelle z kurczakiem i pieczarkami – proste i szybkie. Akurat gdy kładłam na stole talerze otworzyły się drzwi i wszedł mój chłopak.
- Cześć kochanie. Co tak pachnie? - zapytał wchodząc do salonu, który był połączony z jadalnią. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się widząc, że po ciężkim dniu w pracy, jego strój wygląda jakby wyszedł z pola bitwy, miał zmierzwione czarne włosy, podwinięte do łokci rękawy białej koszuli, a krawat wetknięty do kieszeni. Najlepsze jest to, że pracuje on w banku. Wygląda uroczo. Zresztą, on zawsze wygląda dobrze, taki typ któremu wszystko pasuje. Jesteśmy razem od czasów studiów, czyli 4 lata. Poznaliśmy się na jednej z imprez studenckich. On studiował finanse, a ja architekturę. Był duszą towarzystwa, wszyscy go lubili. Aż dziwne, że chciał taką nudziarę jak ja. W każdym bądź razie jesteśmy razem na tyle długo, że praktycznie mieszkamy razem. Cała moja rodzina go uwielbia i ciągle dopytują, kiedy ślub. Ja jednak nie jestem jeszcze na to gotowa, uważam, że mamy czas. Marco jest dobrym facetem, jednak gdzieś głęboko we mnie tkwi wspomnienie tego feralnego dnia i jego gwałtownego zachowania. Nigdy więcej się to nie powtórzyło, dlatego też wolałam o sprawie nie pamiętać. I prawie zapomniałam, tylko czasami nachodziły mnie dziwne myśli, bo chociaż temat więcej nie wypłynął, to ja nadal nie miałam pojęcia, co się wtedy wydarzyło. Machająca mi przed twarzą dłoń Marco ściągnęła mnie z powrotem na ziemię.
- Wszystko okej? O czym tak rozmyślasz? - zapytał. Nie chciałam żeby wiedział, więc szybko poszukałam jakiejś dobrej wymówki. Przypomniał mi się telefon od matki.
- Dzwoniła mama. Chciała nam przypomnieć o ślubie Amandy, to już w tę sobotę.
- To pójdziemy. Pokażemy się, wypijemy szampana, zatańczymy i wrócimy, jaki problem?
- Wiesz, że nie przepadam za takimi imprezami. Nie mam ochoty się stroić, żeby cała rodzinka mogła mnie potem obgadywać. - Zrobiłam naburmuszoną minę.
- Oj nie marudź. Nic ci się nie stanie, jeśli się pomęczysz kilka godzin, to nic wielkiego.
- No chyba nie mam wyjścia. Musimy iść. - odparłam zrezygnowana.
- Nie będzie tak źle. Obiecuję, że na pewno nie będziesz się nudzić. - uśmiechnął się błyskotliwie. Marco to naprawdę fajny koleś, zna mnie i wie, co kiedy powiedzieć, abym się lepiej poczuła.
To postanowione. W sobotę idziemy na wesele.
CZYTASZ
Przebudzenie (cz.1.)
RomanceGdy Jej świat przewraca się do góry nogami, On staje się Jej opoką. Nieznajomy, a jakże bliski Jej sercu. Czy połączy ich płomienna miłość, a może sami spłoną w ogniu tajemnic i pogrążą w cieniu przeszłości?