4.3K 517 465
                                    

   ·٠•● Rozdział ⑰ ●•٠    

John widział go wyraźnie. Jego bladą, przerażoną twarz, łzy w oczach, to jak zagryzał dolną wargę. Patrzył niepewnie pomiędzy Johnem, a krańcem dachu. Blondynowi jeszcze nigdy nie biło tak szybko serce.

Co się stało?

Dlaczego John nie zauważył, że Sherlock ma problemy?

Albo inaczej... Dlaczego widział jego problemy, ale od razu założył, że nie ma to na Sherlocka większego wpływu?

Czemu założył, że Sherlock umie doskonale kontrolować siebie, swoje emocje. Przecież Sherlock to niesamowity człowiek, który nie odczuwa samotności, czy-

Tymczasem Sherlock stał przed nim, zagubiony, zdezorientowany, wyglądał tak żałośnie i tak cholernie ludzko, że John miał ochotę podbiec i go przytulić. Trzymać w swoich ramionach i nie puszczać. Nigdy, nawet gdyby chłopak protestował, bo blondyn wreszcie zrozumiał.

Sherlock potrzebował przyjaciela, chociaż twierdził, że samotność jest lepsza.

Sherlock potrzebował pocieszenia, chociaż uważał je za puste słowa.

Sherlock był zagubiony, chociaż udawał, że wie gdzie idzie, przechodząc samotnie przez las ciemnych myśli bez latarki, czy chociażby zapałki.

Sherlock potrzebował czyjeś pomocy, chociaż o nią nie prosił.

Sherlock potrzebował miłości, chociaż mówił o niej jak o uczuciu głupców i ślepców.

John powinien był wiedzieć, powinien był dostrzec. W końcu był jego przyjacielem tak? Blondyn sam już nie wiedział, czy nadal posiada ten tytuł. Był beznadziejnym przyjacielem i nie było go wtedy, kiedy Sherlock tego potrzebował.

Sherlock chciał popełnić samobójstwo.

Johna uderzył ten fakt, tak jak kula, na której siedziała Miley Cyrus, uderzała w ściany, kompletnie je burząc.

Blondyn pokręcił głową, by odpędzić obraz Miley Cyrus liżącej młotek.
- Sherlock nie musisz-
- Oczywiście, że nie, ale chcę. - Głos nie zadrżał mu, kiedy wypowiadał te słowa. John, patrząc na chłopaka, widział tam pewność siebie i totalne zdecydowanie, jakby klamka zapadła, jakby nie było odwrotu, a przecież właśnie był!
- Nie chcesz - stwierdził John delikatnie, kucając i przysiadając na dachu. Nie chciał wzbudzać w Sherlocku niepewności, czy nieufności. Po prostu usiadł, nie spuszczając z ciemnowłosego szesnastolatka z oczu.
- Nie wiesz czego c-chcę! - Tym razem Sherlock zająknął się, ledwo przełykając ślinę. John mógł zobaczyć jak gardło chłopaka porusza się, a jego samego na chwilę zatyka. Chociaż Sherlock chciał zachować resztki siebie, kontrolować swój głos i reakcje swojego ciała to średnio mu to wychodziło. John wiedział, że maska Sherlocka była już po prostu rozbita i Sherlock nie potrafił jej w tamtej chwili złożyć. - Nikt nie wie. Nikogo nigdy to nie obchodzi. Przecież się nie l-liczę.

Oczy blondynowi się zaszkliły. Sherlock się liczy.

Zawsze się liczył.

- Sherlock-

Krok. Chłopak zrobił przełomowy krok w tył. Johnowi odebrało oddech. Podbiegł szybko do krawędzi, ale nie zdążył, Sherlock spadał...

- SHERLOCK! - krzyknął blondyn, budząc się cały spocony, na jego policzkach lśniły łzy. Był w pozycji siedzącej. W pięściach ściskał kurczowo kołdrę. Jego oddech był szybszy niż kiedykolwiek, a on powoli i boleśnie tracił oddech.

- John, jestem obok i jeszcze nie jestem głuchy, więc proszę, nie używaj tak dużych decybeli w środku-
- Sherlock? - spytał połamanym głosem John, patrząc obok siebie na postać, leżącą do niego tyłem. Sherlock odwrócił się do Johna i zmarszczył brwi.

ⒹⓩⓘⓦⓐⓚOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz