Rey:
Ustaliliśmy plan. Polecimy i zabijemy Snoke'a. A przynajmniej spróbujemy. Luke mówi, że nie mamy nic do stracenia. W tym zdaniu nie było ani kszty prawdy. Ja mam. Bena. Galaktykę.
Muszę ocalić Bena. Choćby za cenę swojego życia.***
W tym samym czasie..:Ben Solo:
Otworzyłem oczy. Do mojej celi weszła Phasma z kilkoma szturmowcami.
-Już czas na Ciebie, zdrajco.
Powiedziała. Wstałem i ze spokojem poszłem za nimi.
Gdy weszliśmy do dużego pomieszczenia w oczy rzuciła mi się machina, którą zapewne będą pozbawiać mnie ''Daru''.Była to maszyna, do której doczepiona była kabina, do której się wchodzi. Połączona była z dużym, pionowym miejscem z metalowymi uchwytami na, prawdopodobnie, nadgarstki, kostki i klatkę piersiową.
Przykuli mnie dokładnie tak jak podejrzewałem. Snoke wszedł do kabiny. Jakiś człowiek przycisnął żółty przycisk i zaczęło się...
Poraził mnie prąd. Mocno. Bardzo mocno. Zacząłem krzyczeć, a Snoke zaczął się śmiać. Jego to zapewne nie bolało. Ja zaś przechodziłem istne tortury. Czułem jak coś ze mnie ulatuje, w przerwach między kopnięciami prądu.
To były katusze. Starałem się myśleć o czymś przyjemnym. O Rey. Byłem szczęśliwy. Pewnie jest bezpieczna. Znajdzie kogoś i będzie szczęśliwsza niż ze mną.
Po paru godzinach przestał razić mnie prąd. Byłem słaby. Głowa opadła mi bezwładnie i zamknąłem oczy. To był chyba mój koniec...-BEN!-Uslyszałem głos. Ten piękny głos, który wszędzie rozpoznam.
-Rey..?-Z trudem otworzyłem oczy.
Usłyszałem dźwięk włączanego miecza i wystrzał z blasterów.
Po chwili poczułem jak mojeg przeguby są wolne, a ja wpadam w ramiona brązowookiej.-Przyszłaś po mnie..?-Wyszeptałem słabo.
Ona się uśmiechnęła i odpowiedziała, głaszcząc mnie po policzku:-Jasne że tak, głuptasie...
Chcieliśmy się pocałować, ale coś, z wielką siłą rzuciło Rey o ścianę, w efekcie czego oderwaliśmy się od siebie.-Rey!
To Snoke. Użył mocy, by rzucić Rey.-MAM WAS DOŚĆ.
Wysapał. Wtedy Luke go zaatakował, ale Snoke się obronił. Postanowiłem skorzystać z okazji że byli zajęci i pobiegłem sprawdzić co z Rey. Oddychała. Żyje, ale jest nieprzytomna.
Odetchnąłem z ulgą. Wyczułem że ktoś we mnie celuje. Przyciągnąłem swój miecz i odbiłem strzał z blastera Kapitan Phasmy.
Zacząłem z nią walczyć. Ogłuszyłem ją i już miałem zabić, gdy usłyszałem wołanie wujka.-Ben!
Odwróciłem i rzuciłem się na pomoc Skywalker'owi. Snoke dobrze radził sobie bez jednej ręki. Ale w końcu, po godzinnej walce, udało mi się wbić miecz, w jego serce. Udaliśmy się zająć Rey, alre wtedy...
-Mnie... Trudno zabić...
Zaczął Najwyższy Przywódca, który nie dał mi się obrócić. Wbił swój miecz w moje serce. Poczułem ból.-Nie!-Krzyknęła Rey, która już się obudziła.
Ciemność...
Rey:
Musiałam myśleć szybko. I udało mi się coś wymyślić. Snoke odda mi dar Bena, a ja przywrócę Bena do życia.
Weszłam do kabiny, podczas gdy Luke przykuwał do maszyny Snoke'a.
-Jesteś pewna..?
Spojrzałam na ciało Bena, z którego uchodziło życie. Pełna determinacji i nadziei odparłam:-Tak.
-Cała galaktyka będzie na Ciebie polować...
-Włączaj już!-Zaczynam się niecierpliwić. Luke włączył maszynę.
Poczułam dziwne uczucie. Jakby w moim ciele było czegoś za dużo. Ale to nie był ból...Po chwili, która mogła być dłuższą chwilą, skończyliśmy.
Podbiegłam do Solo. Jeszcze oddychał. Ledwo, ale oddychał. Przyłożyłam mu dłoń do rany. Zaświeciła się na biało. Po paru sekundach, rana zniknęła!
-Wow...-Szepnęłam cicho, po czym spojrzeliśmy na młodego Solo. Zaczął się powoli budzić.
-Och, Ben!-Wtuliłam się w niego, mocno.
Znów mogłam go stracić. Objął mnie silnymi ramionami i przytulił mocno. Bardzo.Trwaliśmy chwilę, przytulając się do siebie. Potem Luke Skywalker powiedział:
-Chodźmy do domu...Trzymając Bena za rękę, wsiedliśmy do zajumanego krążownika i uciekliśmy z niszczyciela, całkiem zapominając o Phasmie i Snoke'u...
***
Ben:
Byłem zestresowany. Nawet bardzo. Chciałem się oświadczyć Rey. Bez wątpienia, to miłość mojego życia. Wiem że chcę i muszę to zrobić.
Wziąłem głęboki wdech, trzymając w rękach, za plecami pierścionek, z kawałka kamienia, z mojego miecza. Udałem się nad klif morza. Wiedziałem że tam ją znajdę. I nie myliłem się. Stanąłem przed nią i zacząłem:-Rey..? Masz chwilę..?-Odwróciła się w moją stronę największa kobieta na całym wszechświecie. Uśmiechała się, a w jej oczach pojawiały się i znikały iskierki.
Klękam. Jest w szoku, ale mimo tego i tremy, mówię:-Rey... Kocham Cię. Jesteś dla mnie całym światem. Jesteś moim życiem i marzeniem. Sensem istnienia. Czy...-Wyjąłem pierścionek.-... wyjdziesz za mnie..?
Spogląda na mnie. Płacze i się do mnie przytula. Między szlochem szczęścia powtarza "tak''.
CZYTASZ
Zostań jeśli kochasz...-Reylo
FanficOpowiem wam historię. Historię o pewnej zbieraczce złomu. O SAMOTNEJ... ale czy na pewno..? Hej. Nowa książka! Za wszelkie błędy przepraszam. Miłego!?