Początek końca

886 51 9
                                    

Zawsze miałam kolorowe sny, ale pewnej nocy to, co mi się śniło, przeszło ludzkie pojęcie.
Leżałam sobie spokojnie na łóżku, gdy nagle obudziłam się, a na moim biurku siedział on.
A jako, że jestem wielką fanką mitologii nordyckiej, rozpoznałam go od razu. Był to Loki, bóg kłamstwa i wszystkiego co szemrane (jak kredyty konsolidacyjne itp.). Posyłał mi tajemnicze spojrzenie, mrugając przy tym swoimi zielonymi niczym szmaragd oczami. Na głowie miał złoty hełm z rogami, a w ręce trzymał berło. Na jego ramionach siedziały dwa, czarne jak noc, kruki.
Nic nie mówił, tylko co jakiś czas uśmiechał się hojracko, odsłaniając przy tym swoje zęby w kolorze pereł. A gdy chciałam coś zrobić lub powiedzieć, zadzwonił mój budzik i trzeba było iść do szkoły. Budząc się i otwierając oczy myślałam, że to wszystko prawda, ale okazało się to tylko złym senem, tudzież koszmar.
Zwlekłam się z łóżka niechętnie. Wciągnęłam na siebie jakieś ciuchy, ogarnęła się i spakowałam plecak do szkoły. Szybko zbiegłam na dół, żeby chwycić coś, co można nazwać śniadaniem i wybiegłam na autobus wiozący mnie do szkoły. Tego właśnie dnia, takiego samego jak wszystkie inne, wracałam ze szkoły do domu. Na przystanku autobusowym leżało pudełko, na którym widniał napis "Zaadoptuj mnie".
Mróz trzaskał niemiłosiernie, a ja pełna ciekawości otworzyłam karton. Znajdowało się w nim małe kociontko. Widać było po mordce, że to kot, zwykły dachowiec z pięknymi zielonymi oczkami.
W środku nie było nic oprócz kociaka i małego kocyka. Był on zmarźnięty i chyba bardzo głodny.
- Cóż za bezduszni ludzie cię tu zostawili tak samego i bez jedzenia- powiedziałam, a kotek tylko odmiałknął w odpowiedzi.
- Nie patrz tak na mnie. Nie mogę cię zabrać ze sobą. Rodzice mnie wyrzucą z domu.
- miał, miał
A po krótkiej chwili:
- no dobra, ale jak mnie wyrzucą, to będziesz spał ze mną na ulicy!!!
I w tym właśnie momencie podjechał autobus, do którego wsiadłam razem zwierzakiem w plecaku. Po godzinie byliśmy na miejscu, w mojej garsonierze (po polsku w niewielkim domku). Otworzyłam niepewnie drzwi, a w kuchni stali moi rodzice i patrzyli na mnie przenikliwie. Spodziewałam się, że już wiedzą o tej jedynie z matematyki. Co ja poradzę, ta babka się na mnie uwzięła!
- mamo i tato, mam wam coś do powiedzenia
- A zatem słuchamy- powiedział mój tata
- bo wiecie, że ja po prostu kocham wszystkie zwierzęta i ...
- nie owijaj w bawełnę - powiedziała mama
- no bo znalazłam małego kotka iii on był strasznie zziębnięty iii ...
- gdzie go masz - powiedzieli razem wpatrując się we mnie z niecierpliwością. A więc otworzyłam swój plecak i go wyciągnęłam
- córuś jest piękny, ale ty .....
- no proszę będę o niego dbała, karmiła oraz kupię wszystko co mu potrzebne za swoje kieszonkowe..... PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ!
- nie, jutro rano odwozimy go do schroniska - powiedział tata stanowczo
- no, ale skarbie, pozwólmy jej go zatrzymać. Kiedyś musi się nauczyć odpowiedzialności, chomik jej tego nie przybliżył - powiedziała mama
- o no dobrze, ale śpi u ciebie w pokoju i musisz go nauczyć wszystkiego co powinien umieć, i nic nie dostajesz na urodziny- powiedział tato stanowczo
- och dzięki, dzięki, dzięki - powiedziałam uszczęśliwiona i przytuliłam najmocniej jak potrafiłam rodziców. Uff, czyli jeszcze nie wiedzą o niedostatecznym z maty. Upiekło mi się.
- dobra, ja jadę po karmę, miski i tak dalej - powiedziała mama
- poczekaj, dam ci pieniądze - wyciągnęłam z mojej skarbonki kilka banknotów, podałam mamie i poszłam do swojego pokoju razem z kociakiem.
Po kilku minutach mama wróciła ze wszystkimi akcesoriami.
Kotek został nakarmiony, napojony. Jego żwirek został wsypany do kuwety, a drapak złożony i postawiony koło biurka w moim pokoju.

Kłamstwo ma krótkie nogiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz