Kyle POV
Przeprowadziliśmy do San Francisco, mojemu ojcu odwaliło i chciał mieć lepszy standard życia. Rozumiem jego chęci zmian, ale to totalnie zmieniło nasze życie. Większe miasto, więcej ludzi wszystko zupełnie inaczej tu działało niż w naszym małym miasteczku. Bardzo szybko na szczęście poznałem nowych znajomych, wszyscy byli tu otwarci. Byli ode mnie trochę starsi, ale wyglądali w porządku, dopasowałem się do nich. Dużo imprezowali i pewnego dnia wziąłem z nimi karton LSD. Włożyłem kwas pod język podekscytowany i trochę poddenerwowany. Gdy zaczynaliśmy było koło 13, ładna pogoda, trochę chmur, ale generalnie zapowiadało się ciekawe popołudnie.
Byłem z paroma kumplami w parku, po około 40 minutach-godzinie? Zauważyłem, że wszystko się zmienia. Na początku wszystko zaczęło się robić dziwnie wyraźniejsze, kolory żywsze, rzeczy wydawały być mi się czasem bliżej, czasem dalej niż były. Wszystko falowało, a moje myśli przyśpieszyły. Spojrzałem na Toma, blondyna na przeciwko mnie. Miał naprawdę szeroki uśmiech i wielkie czarne źrenice. Też tak wyglądałem? Wszystko mi zaczynało falować, miałem zajebiście duże zaburzenia percepcji, perspektywa mi się zmieniała zależnie od tego na co patrzyłem - widziałem każde drgnięcie powiewających przez wiatr dźbeł trawy, gdy spojrzałem w górę widziałem piękne chmury, poruszały się miałem wrażenie wyjątkowo szybko. Chciałem to jakoś skomentować, ale ciężko było mi coś powiedzieć, skleić najprostsze słowo. "Jest dobrze w chuj, stary" usłyszałem jakby echo w uszach, ktoś skomentował.
Leżeliśmy na kocach, ani ja ani nikt nie miał na razie ochoty się ruszać. Było mi trochę niedobrze, wierciło mi w brzuchu, przeszkadzało mi to trochę, ale piłem wodę i skupiałem się na tych wszystkich bodźcach które mnie otaczały. Niesamowite doświadczenie. Minęło trochę czasu, nie wiem ile, czas płynął zupełnie inaczej... Poszliśmy się przejść po okolicy, mieliśmy fazę śmiechawy, drzewa wydawały się niesamowicie duże, a my mali. Patrząc na roślinność czułem z nią jakąś jedność to, że jesteśmy w zasadzie tak samo żywi i się uzupełniamy.
Nachodziło mnie wiele przemyśleń, wszystko analizowałem jakoś bardziej. Każda myśl wydawała się mi taka oczywista, a dana rzecz na jaką patrzę tak dobitnie prawdziwa, realna, że aż przesadnie. To było prawdziwe czy nie? Czy tak właśnie wygląda życie?
Wiatr wiał coraz silniej. Mimo, że był naprawdę ciepły dzień aż się wzdrygnąłem i chwyciłem za ręce jakby było mi zimno. Lekko dygotałem. Światło się zmieniało, z mocno morskiego błękitnego nieba wszystko zaczęło lekko szarzeć, pojawiło się nagle więcej chmur już nie tak białych jak poprzednie. Pogoda nie zmieniała się kurwa stopniowo, nagle zaczęło mocno wiać i zaczął padać deszcz. Cudownie to wyglądało, ale zrobiło się trochę nieprzyjemnie, groźniej.
- Chłopakii zimno jest w chuj... może uda nam się jakoś dotrzeć do mojego domu?? Moglibyśmy się tam schronić. - Zaproponowałem, rodziców nie powinno być jeszcze w domu z resztą ostatnio nie spędzaliśmy dużo czasu więc jakby potem przyszli to widząc, że mam gości nawet by mi nie przeszkadzali. Całe piętro na górze było moje i mojego brata który był z resztą z nami bo też chciał spróbować. Ja mu nie będę bronił to jest zajebista faza i jakby miało się coś dziać nie tak to od tego tu jestem żeby mu pomóc. Fajnie, że przeżywamy to razem.
Tom, Drake i Leo poszli ze mną. Blondyn skate w bluzie Palace, czarny ziomek i hipis. W porządku ludzie, cieszę się, że ich poznałem. Ike też z nami był, dużo nie mówił, ale uśmiechał się i trzymał nas. Ciężko było mi trafić w zamek od naszego domu, ale w końcu jakoś otworzyłem te drzwi. Na dworze zrobiło się czarno, stałem i paliłem z nimi papierosa obserwując to zjawisko pogodowe. Wiało tak mocno, że złamała się gałąź przy drzewie które rosło obok mojego domu.
YOU ARE READING
Trip Kyla w San Francisco ( South Park PL )
FanfictionNa podstawie 'Smug Alert!' SE10E2 Kyle bierze LSD. ✧oneshot