Rozdział 1

1.3K 114 26
                                    

Organizacja miała już cały komplet nowych agentów- przez co panowało tam nie małe zamieszanie. Każdy "świeżak" miał przydzielonego opiekuna, który miał go we wszystko wprowadzić, oraz nauczyć wszystkich "sztuczek". Pomimo, że wciąż było dużo roboty, zadawało się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Wayne w roli szefa sprawdzał się doskonale. Zapanował nad wszystkimi i wszystkim. Posprzątał brudy po Born i trzymał rękę na pulsie. Był w tym naprawdę dobry, był do tego stworzony.

Agenci  którzy nie byli skorumpowani, wrócili do swoich zadań. Alysson, Matthew, Rachel i nawet Christopher, który dzięki umiejętnością zdobytym przez te wszystkie lata zasilił szeregi organizacji- byli wręcz gwiazdami wśród ich społeczności. Przyjaciele jednak nie zwracali na to większej uwagi, wciąż zatracając się w nowych misjach i ratowaniu świata. Pomimo braku czasu wciąż znajdowali chwilę żeby się spotkać. Musieli mieć jakąś odskocznie, chwile normalności. W końcu każdy z nich był nie tylko "super tajnym agentem" ale  też nastolatkiem. Tak więc, spotykali się co tydzień w swojej ulubionej kafejce lub u Alysson i zapominali o tym kim tak naprawdę są śmiejąc się i opowiadając głupie żarty.

Alysson w końcu mogła patrzeć na przyszłość z lekkim uśmiechem i nadzieją, a nie strachem. Już do końca pogodziła się z tym, że jej dawne życie jest zamknięta księgą, której pod żadnym pozorem nie może otworzyć. I nie chodziło w tym o rozdrapywanie ran, ale o bezpieczeństwo ludzi, którzy kiedyś byli częścią jej życia.

Czasami tylko pragnęła jeszcze raz zobaczyć rodziców, przytulić. Poczuć zapach perfum mamy albo znowu być podrapana przez zarost taty. Te myśli były jej piętą Achillesa, skrywały się głęboko w niej i przychodziły tylko wtedy gdy pozwalała sobie na chwile słabości. Zazwyczaj w nocy, gdy była sama i zbyt zmęczona, żeby zasnąć. Rano budziło ją lizanie Frytki i wszystko zdawało się być znowu w porządku.

Tak było też tego dnia. Ten tydzień nie należał do najłatwiejszych- zamknęli jedną z ważniejszych spraw. I może powinna się z tego cieszyć, ale coś ją gryzło. Nie była pewna czy wiedzieli o wszystkim. Czuła, że coś jej umykało, ale Matt zbywał ją zajmując się czymś innych. Czymś o czym nie chciał jej powiedzieć. I to była kolejna rzecz, która ja nurtowała.

W nocy nie tyle nie mogła spać co dręczyły ją koszmary. Śnił się jej mężczyzna, a może nawet chłopak bo na to wskazywała jego budowa. Stał do niej tyłem i im bliżej jego była tym bardziej odczuwała strach. Znała go, znała go doskonale. Ale nie była sobie w stanie przypomnieć kto to jest. Gdy już była na tyle blisko, żeby go dotknąć odwrócił się gwałtownie ukazując twarz. Widziała ją, ale po przebudzeniu nie miała pojęcia kogo to była twarz. Wiedziała tylko, że widok jego twarzy zmroził jej krew w żyłach.

Obudziło ją właśnie lizanie Frytki, która domagała się spaceru. Aly powoli podniosła się na ramionach i siedziała tak chwile analizując sen. Później stwierdziła, że to tylko sen i nie się czym przejmować. Wstała wiec zagarniając po drodze ręcznik i poszła wziąć prysznic.

W salonie zastała Matta droczącego się z Frytką. Wyglądali komicznie- Frytka nadal myślała, że jest szczeniaczkiem i siedziała na nim nie dając mu możliwości wstać. 

-Przyszedłeś mi powiedzieć co knujesz Jones?- zapytała ze zgryźliwością krzyżując ręce. Nie dawała za wygraną nie ona.

Matthew wychylił się zza białej puchatej kulki i spojrzał na nią z rezygnacją. Jemu też było ciężko trzymać język za zębami, ale tego od niego wymagał Patrick i on doskonale go rozumiał. Wszystko by było prostsze gdyby ich nie podsłuchała. Wtedy nie naciskała by tak na niego, a on nie czuł by takiej presji. Ale Willson to Willson- czego się można innego po niej spodziewać. Uwielbiała wiedzieć wszystko i nie dawała za wygraną, gdy ktoś nie chciał żeby to wiedziała. Na przykład dla jej dobra.

ProjektOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz