- Nie wiem co dokładnie przeżywa Astoria, ale strasznie jej współczuję, jest taka biedna... Och Draco! To wszystko sprawia, że nie mogę przestać płaaakać! - jęczała nieznana Draconowi ślizgonka.
Sam ślizgon myślał o tym, by jak najszybciej "zniknąć" z Wielkiej Sali, miał serdecznie dość słuchać tych wszystkich panienek lekkich obyczajów, które wykorzystywały cierpienie jego przyjaciółki, tylko po to by wepchnąć mu się do łóżka. I choć wcale nie pogardziłby spędzenia upojnej nocy, aby choć na chwilę zapomnieć o tym, że właśnie powrócił do szkoły po cudownym zmartwychwstaniu, ale sposób, jaki wybierały te dziewczyny (o ile można je tak nazwać, bo według Draco to co najmniej okrutne demonice) sprawiał, że arystokracie zbierało się na pawia, co wcale nie jest przesadą.
- Chciałabym jakoś cię odstresować... - ta... Chłopak dokładnie wiedział jak to "odstresować" ma wyglądać - pomyślałam, że możemy odprawić magiczny rytuał na wieży astronomicznej dziś o północy. Możemy spróbować porozmawiać ze starożytnymi duchami. No, bo wiesz... One są zawsze wszędzie i wszytko widzą. Jeśli damy im coś cennego w ofierze to nam odpowiedzą!
- Ta jasne, nie ma sprawy - odpowiedział blondyn bez zastanowienia, kompletnie nie wiedząc co przed chwilą powiedziała jego towarzyszka, będąc zbyt skupionyn na niewerbalnej kłótni z pewną byłą gryfonką, która niewiedzieć czemu, usiadła przy stole gryfonów. Innaczej ma się sprawa jeśli chodzi o jego przyjaciela, który wyłapywał każde słowo jakie wypowiedziała dziewczyna. Blaise Zabini słysząc odpowiedź swojego kumpla ze śmiechu zachłysnął się dyniowym pasztecikiem i w tej chwili dzielnie walczył o życie waląc się z otwartej dłoni w szyję w nadziei, że... Nikt tego w sumie nie wie. Ale nieważne. Pansy Parkinson na szczęście zauważyła kolegę w potrzebie i rzuciła mu się na ratunek, przy okazji wylewając sok dyniowy na strategiczne miejsce dolnej partii ciała Draco Malfoya.
-Ofiarujmy im moje DZIEWIDZTWO! - oznajmiła jak się okazuje piątoklasistka, nie zwracając na nikogo, prócz platynowego blondyna uwagi.
- Meryl na litość, coś ty powiedziała!? - krzyknęła przerażona Minerwa McGonagall, która na swoje nieszczęście, akurat przechodziła obok stołu ślizgonów.
-Nie pani profesor. Niech się pani nie martwi. Ja i Dracuś jesteśmy gotowi... Jesteśmy gotowi na spłodzenie potomka wśród blasku gwiazd.
-Słucham!?
-CO!? - zapytał przerażony Dracuś - i w tym momencie wydarzyło się coś... niespodziewanego. Mianowicie... Blaise przy pomocy Pan uwolnił swe gardło od groźnego pasztecika które poleciało prosto w dekold biednej Meryl. Dziewczyna zawstydzona uciekła z wielkiej sali po drodze na oślep wyrzucając pasztecik za siebie. Na nieszczęście Ronalda Weasley'a trafił on do jego otwartej buzi.
-No Wizly teraz możesz się chwalić że polizałeś kobiecy biust - rzucił Draco by odwrócić od siebie uwagę całej wielkiej sali i szybko wymksnąć się z pomieszczenia.
***
-NAJJJ-LEPSZE! Śniadanie w moim życiu! - na komentarz Zabiniego, Hermiona i Draco tylko wywrócili oczami.
-Ja tam nadal mam ciarki obrzydzenia, po tym jak Ron rzeczywiście zjadł tego pasztecika. Dla mnie to bardziej jakby całował się z tobą Blaise. Bo jakby nie patrzeć miałeś go w buzi - powiedziała Riddle patrząc z powątpiewaniem na przyjaciela.
-Ooo FU! Jak mogłaś! Niedobrze mi przez ciebie. Nigdy bym go nie tknął, nawet przez deskę.
-Beznadziejne porównanie...
-Ale prawdziwe.
-Skończcie już. Chodźmy po te głupie książki i wracamy do Wspólnego - warknął Draco stając przed drzwiami do dormitorium Hermiony.
- Nie musisz nawet tu wcho...
-Riddle... Co jest? - zapytał nagle zaniepokojony ślizgon.
-Chodź, to sam zobaczysz - odpowiedział mu wypranym z emocji głosem Zabini.
Z wielkimi obawami Malfoy wszedł do pokoju. Na ścianie czerwoną farbą (a może i krwią) ktoś napisał wiadomość :
On zginął przez ciebie... Jesteś następna. Tatuś cię nie uratuje przed karmą, suko
CZYTASZ
Definition of Life || Dramione
Fiksi PenggemarDramione 2 część Great Flame is Born from a Small Spark